Sobotnie pole position Webbo strasznie nas ucieszyło, ale jakiś głos (wsparty sobotnimi minami obu kierowców) wciąż powtarzał, że szczęście nie potrwa długo.
I cóż... głos miał rację, a Webbo (surprise, surprise!) przegrał start z Sebastianem Vettelem. Nasi panowie komentatorzy są chyba ostatnimi osobami na świecie, które wierzą, że w Red Bullu nie ma poleceń zespołowych, szczególnie w świetle późniejszego komunikatu, który usłyszał prowadzący Seb: "Nie musisz się martwić Markiem" (jechał drugi).
Do podobnych sztuczek uciekło się Ferrari, gdzie będący w szczytowej formie Baby (ach, jak miło napisać coś takiego drugi wyścig z rzędu !) dowiedział się, że: "jesteś za blisko Fernando, zwolnij".
Ciacha rozumieją, że F1 to sport zespołowy, a o tytuł walczą Sebastian i Fernando a nie Mark i Felipe, ale jakoś i tak nam troszkę przykro.
O ile Mark nie przyjął roli skrzydłowego spokojnie, stwierdzając po wyścigu:
That's the spirit!
...o tyle Felipe zupełnie się nie przejmuje, że nie pozwolono mu powalczyć o podium, bo kilka godzin po wyścigu wrzucił takie oto zdjęcie z lotniska na Twittera:
Nie możemy też niestety przeoczyć (choć bardzo byśmy chciały) występu duetu McLarena: Jenson nie miał szczęścia już w kwalifikacjach, gdzie był 11., a i w wyścigu nie było lepiej - zderzenie z cyt. "idiotą" Kobayashim, przebita opona i do widzenia. Jenson nie powstrzymał się przed wygłoszeniem kilku kąśliwych uwag także pod adresem Sergio. Uważaj! To twój nowy partner .
Lewis stracił tymczasem trzecią pozycję na starcie i to były, jak się okazało, miłe złego początki, bo potem było już tylko gorzej. Bolid prowadził się źle, jeśli nie tragicznie, a kroplą, która przelała czarę goryczy była sztuczna trawa, która przyczepiła się do bolidu Lewisa i wyglądała na wybitnie złośliwy chichot losu (przy okazji mamy już nowy hit internetu). 1 punkt i cóż... chyba pożegnanie z nadziejami na tytuł. Strasznie nam przykro. Nie lubimy teorii spiskowych, ale to jednak trochę dziwne, że bolid Lewisa zaczął nagle spisywać się dużo gorzej akurat po tym, jak Hamilton ogłosił, że odchodzi po sezonie z McLarena .
Pan Andrzej miał jednak na głowie ważniejsze sprawy niż ogrodnicze problemy Lewisa z trawnikiem, bo oto znalazł sobie nowy temat do plotek. I tak transmisja z wyścigu zaczęła się od długiego i jakże światłego wywodu o pannie Daszy (ha! My już mamy ten temat obcykany !):
Dziewczyny zapomnijcie o wszystkich kierowcach, szefach zespołów, Adrianie N. i Bernie'm E. - oto osoba, od której zależą losy F1:
Z tym natchnieniem to różnie chyba bywa, po po pierwsze w Japonii Dasza też była, a po drugie Fernando jakoś tak bez polotu wczoraj jechał, więc optowałybyśmy raczej w kierunku rozkojarzenia niż natchnienia. A w ogóle to jakbyśmy chciały słuchać o patyczakach, włączyłybyśmy Fashion TV albo Animal Planet.
Wracając do wyścigu: w środku stawki Romek tak przejął się ostrzeżeniem Webbo, że się nie rozbił, a Kimi wyjątkowo nie znalazł żadnej barierki , przez którą można by widowiskowo przelecieć. Czyli w Lotusie jakoś dziwnie spokojnie. Fajnie pojechał za to Nico Hülkenberg, który zajął szóste miejsce, oraz duet Toro Rosso, który po licznych przepychankach między sobą zmieścił się w komplecie w punktowanej dziesiątce.
Walka na torze swoją drogą, ale zgodnie z przewidywaniami , wyścig i tak stał pod znakiem "Gangnam style", do którego tańczyli wszyscy i wszędzie, a PSY w gustownej marynarce ukradzionej z muzeum Elvisa Presleya machał flagą w szachownicę na mecie.
Rytmom dali się też porwać komentatorzy BBC:
Wyobrażacie sobie naszych panów pląsających i nucących "Heeeey! Sexy lady!"? Ciekawe o kim myślałby pan Andrzej...
Komentarze (0)
Formułowe podsumowania: GP Korei
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy - napisz pierwszy z nich!