Chodzi o hasło "#skiverrueckt" (pozytywnie szalony na punkcie narciarstwa - red.) z logotypem Austriackiego Związku Narciarskiego, które widniało na tylnej nogawce kombinezonów skoczków kadry Andreasa Widhoelzla podczas obu dni skoków w Oberstdorfie. To nowy sposób autopromocji wymyślony przez działaczy i wypróbowany właśnie na inaugurację Turnieju Czterech Skoczni. Sprytny, bo nie taki łatwy do wychwycenia - rzadko patrzy się akurat na tylną część kombinezonu i nogi zawodnika. Jednocześnie był on tak zauważalny, że trudno było nie wychwycić, że nie jest zgodny z regulaminem Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS).
Zasady dotyczące wykorzystywania przestrzeni na kombinezonach w celach sponsorskich we wszystkich sportach pod egidą FIS są proste: maksymalna powierzchnia wszystkich napisów i logotypów może zajmować 450 centymetrów kwadratowych (czyli np. 3/4 powierzchni kartki A4), a maksymalna powierzchnia jednej reklamy 100 centymetrów kwadratowych (np. kwadrat 10 na 10 cm). Jedyne wyjątki to szyja zawodnika, gdzie na materiale ogrzewającym lub otaczającym to miejsce może występować logotyp do 20 centymetrów kwadratowych powierzchni, a także w przypadku oznaczeń przeznaczonych dla organizacji charytatywnych lub wojskowych, policyjnych i celnych, które na takiej samej powierzchni mogą się pojawić na odzieży treningowej, ale nie takiej stosowanej już podczas zawodów. W dodatku logotypy tego samego sponsora nie mogą się pojawiać bezpośrednio pod lub obok siebie.
To, co na kombinezonach swoich skoczków zamieścili Austriacy nie spełniało tego najbardziej podstawowego kryterium: logotyp i napis były po prostu za duże. Akurat ta kadra ma na swoich strojach tak dużo różnego rodzaju powierzchni "oddanej" sponsorom, że nietrudno było nawet na oko ocenić, że limit 450 centymetrów kwadratowych został przekroczony. A możliwe, że i samo logo z napisem nie spełnia kryteriów pojedynczego znaku sponsorskiego i przekracza limit 100 centymetrów kwadratowych.
No i tu robi się ciekawie. Bo jeśli ktoś ma kombinezon, na którym przedstawia zbyt dużą ekspozycję sponsorów, to nie tyle może na tym zyskać pod względem marketingowym, co po prostu nie jest fair w stosunku do innych nacji, które tych zasad przestrzegają. A Turniej Czterech Skoczni to jeden z momentów, gdy ekspozycja sponsora lub jak w tym przypadku marki własnej federacji - w jakikolwiek sposób - liczy się najbardziej. I takie naruszenie zasad powinno podlegać karze sportowej u kontrolera sprzętu FIS, Christiana Kathola. A skoro sprzęt jest niezgodny z przepisami, to Austriak powinien zarekomendować jury dyskwalifikację zawodnika, który go używa.
Pamiętamy, co wydarzyło się w żużlu z Bartoszem Zmarzlikiem, który za użycie reklamy niewłaściwego sponsora na kevlarze podczas kwalifikacji został wykluczony z przedostatnich zawodów sezonu w walce o tytuł mistrza świata w Grand Prix w Vojens wcześniej w tym roku. Zmarzlik tytuł wywalczył, ale do końca musiał być zdenerwowany i pod presją: największy rywal, Fredrik Lindgren, który zyskał na problemach Polaka, przed ostatnią rundą tracił do niego tylko sześć punktów. Czy sportowcy powinni być karani za sprawy poza nimi, będące kwestią dotyczącą działaczy i związków? To już pytanie do FIS. W przypadku Zmarzlika dodatkowo nałożono na niego karę w wysokości 600 euro. W skokach zazwyczaj karało się sportowo, choć dyskwalifikacje za kwestie marketingowe to raczej rzadkie przypadki.
Skoczków, którzy mogliby zostać zdyskwalifikowani w Oberstdorfie u Austriaków było trzech. Kombinezony opatrzone w "#skiverrueckt" pojawiły się u dwóch skoczków w kwalifikacjach - Clemensa Aignera i Michaela Hayboecka - i trzech w konkursie: Aignera, Hayboecka (tylko zamalowana reklama widoczna w ujęciu na rozbiegu podczas pierwszej serii) i Daniela Tschofeniga. W czwartek mogły się zatem pojawić dyskwalifikacje obecnie dziesiątego w klasyfikacji generalnej Turnieju Hayboecka i 19. Aignera, a po konkursie także 20. Tschofeniga.
- Punkt dla marketingowców, którzy to zauważyli. W czwartek sprawa została zgłoszona i poleciłem Austriakom tę reklamę usunąć - przyznaje Sport.pl kontroler sprzętu FIS, Christian Kathol. - Następnego dnia była już odpowiednio zakryta. To oznaczenie sponsora pojawiło się dopiero w Oberstdorfie, to nowa rzecz. Było za duże, ale teraz powinno spełniać wymogi regulaminu - ocenia Austriak.
Problem w tym, że naszym zdaniem wcale nie musi tak być. W czwartkowych kwalifikacjach oznaczenie składało się z napisu i logotypu przygotowanego przez związek. Tam naruszenie przepisów w przypadku kombinezonów Aignera i Hayboecka jest niepodważalne i podlegałoby dyskwalifikacji. Kontroler sprzętu zdecydował inaczej i pozwolił Austriakom tak skakać i zmodyfikować kombinezony. Później zmieniono je i został sam napis - nadal duży, ale być może mieszczący się w limicie zapisanym w zasadach. O tym decyduje już pomiar kontrolera.
Wątpliwości w przypadku piątkowego konkursu, gdy kombinezony były już po zmianach, budzi coś innego: w przypadku Daniela Tschofeniga w piątek Austriacy nie usunęli tej reklamy, a jedynie zamalowali ją w całości po jednej stronie kombinezonu i usunęli logo po drugiej. U Clemensa Aignera w pierwszej serii zawodów widać było napis "skiverrueckt" na lewej nogawce, a w finałowej rundzie na prawej nogawce, ale bez logotypu jest mniejszy i nie musi łamać przepisów. U Tschofeniga umiejscowienie reklamy na stroju teoretycznie nie musiałoby oznaczać nic złego, ale z racji, że ta po lewej stronie kombinezonu jest zamalowana, a nie usunięta, to nadal błyszczy się w oświetleniu na skoczni i bardzo dobrze widać ją w transmisji. Tak było w przypadku kombinezonu Daniela Tschofeniga, eksponowanego na wizji głównie, gdy czekał na wynik jego rywalizacji w parze ze Szwajcarem Simonem Ammannem.
Jeśli liczyć powierzchnię sponsorską kombinezonu Tschofeniga wraz z zamalowaną, ale wciąż widoczną reklamą, to wymagałoby się zastanowić, czy wszystko jest zgodne z przepisami. Według naszej interpretacji raczej nie. Potwierdzały to osoby ze sztabów innych kadr, którym pokazywaliśmy zdjęcie kombinezonu Austriaka. Stwierdzenie, czy skoczek mógł go używać, jest jednak w kwestii kontrolera sprzętu. - To temat dla działu marketingu, ja tylko wspieram ich na ich życzenie - twierdzi Kathol. Cóż, może sprawa nabrałaby dla niego większej wagi, gdyby nagle wszystkie inne kadry dołożyły sobie po kilkadziesiąt centymetrów kwadratowych przestrzeni dla sponsorów na kombinezonach. Taki żart usłyszeliśmy od przedstawiciela jednej z reprezentacji. One byłyby bardzo zadowolone, szefowie Kathola w FIS prawdopodobnie już o wiele mniej. Prezydent Johan Eliasch, jako twarz projektu marki Head produkującej sprzęt narciarski, sam dobrze wie, jak ważne to kwestie i z pewnością by ich nie zlekceważył.
Kathol przyznał nam, że sprawdzał także zawodników innych kadr pod kątem ich obszarów sponsorskich na kombinezonach, ale podkreślił, że nie było w nich żadnych nieprawidłowości. Cóż, nie musiał tego dodawać, bo gdyby były to przecież zdyskwalifikowałby tych, którzy mieli je przygotowane niezgodnie z przepisami, prawda?
O sprawę austriackich kombinezonów zapytaliśmy też Mario Stechera, szefa skoków i kombinacji norweskiej w tamtejszym związku. - To, że kombinezony naszych zawodników nie spełniały wymogów, to oczywiście może być prawda. Ze swojej strony mogę powiedzieć tyle, że przed zawodami byliśmy u Christiana Kathola i powiedział nam, że kombinezon był w porządku. Że dla niego będzie okej, jeśli skoczymy w nich ten jeden raz. Zamalowanie reklamy wydawało się być rozwiązaniem tej sprawy. Nie ma znaczenia, czy wartość naszej marki poszła w górę. To powinno być w porządku, teraz mieliśmy wszystko zgodne z zasadami, to znaczy na pewno w przypadku rozmiaru kombinezonów, nie w przypadku reklam - mówił nam działacz.
Czy nie sądzi, że to nieco nie fair w stosunku do innych? - Nikt nie był w pełni przekonany, jak zdefiniować przepisy w tym przypadku. Pytaliśmy Christiana Kathola: czy to jest w porządku? "Tak, możecie w tym skakać", tak brzmiała jego odpowiedź. To nie tylko błąd naszego związku - rzucił Mario Stecher. Czy zatem nie dziwi go, że kontroler sprzętu nie potrafił podać im odpowiedzi na pytanie dotyczące sprzętu, kluczowe w kontekście rywalizacji w nowych kombinezonach? - Powinien znać zasady. Dzień po tym, jak to zobaczył, pokazał nam, jak to zmienić, a my zrobiliśmy to zgodnie z jego zaleceniami. Cóż, może to trochę podobna dyskusja do sprawy kombinezonu Andreasa Wellingera i dziury, która powstała w nim podczas kwalifikacji - zasugerował były kombinator norweski.
Kiedy mówiliśmy mu o okolicznościach sprawy dotyczącej niemieckiego skoczka, którego strój pękł już po jego skoku i zostałby zdyskwalifikowany tylko, gdyby Kathol wezwał go do kontroli, a nie miał takiego obowiązku, mówił tylko: "Nie ma znaczenia, że w nim nie skoczył. Chodzi o przepisy". Wskazał nam także, że jego zdaniem fakt, że w kwalifikacjach trzech najlepszych zawodników nie musi być sprawdzanych tak jak w konkursie, to nasza opinia, a nie fakt. "Przepisy mówią, że nie może oddać skoku w takim kombinezonie". I w jednym ma rację: skok nie kończy się wraz z lądowaniem, a opuszczeniem przez zawodnika wybiegu przez bramkę, tzw. "exit gate". Tylko że o wszystkim, co dzieje się dalej, decyduje kontroler sprzętu FIS.
- Skoczycie w tych samych kombinezonach podczas rywalizacji w Garmisch-Partenkirchen? - zapytaliśmy Stechera. - Zobaczymy - uciął krótko szef austriackich skoków. Podczas sobotniego konkursu kobiet w Turnieju Dwóch Nocy Austriaczki takich reklam nie miały. Skoczkowie rozpoczną walkę w Ga-Pa od treningów i kwalifikacji w niedzielę. Drugi konkurs 72. Turnieju Czterech Skoczni zaplanowano na godzinę 14:00 w poniedziałek. Relacje na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.
Aktualizacja (4.01): Już podczas konkursu w Ga-Pa Austriacy wrócili do pełnych reklam - z napisem i logotypem swojej marki, bo zmniejszyli jej obszar. Dzięki temu ich kombinezony są zgodne z przepisami. W drugim i trzecim konkursie TCS takich strojów używał m.in. Stefan Kraft. Kontrowersyjna pozostaje jedynie kwestia braku dyskwalifikacji w Oberstdorfie, ale podejrzewamy, że Christian Kathol przyznał się do błędu: sam powiedział przecież Austriakom, że mogą startować w kombinezonach ze, jak się później okazało, zbyt dużą i nieprzepisową reklamą. Pewnie dlatego, choć wymagały tego zasady, które obowiązują wszystkich skoczków i kadry, nie sugerował jury podjęcia decyzji o wykluczeniu Austriaków z wyników zawodów.