Drugie miejsce wywalczone w Kanadzie to kolejny wielki sukces pokazujący, że młodzież w polskich skokach ma się dobrze. I może złota z mistrzostw świata juniorów polscy skoczkowie nie przywiozą - nie udało się w konkursie indywidualnym w czwartek, a teraz także w sobotniej drużynówce, ale dwa medale dają potwierdzenie ich talentu i ważną szansę dla przyszłości dyscypliny.
To jasne, że potencjał Marcina Wróbla, Klemensa Joniaka, Kacpra Tomasiaka i Jana Habdasa jest ogromny. - Wygląda na to, że poradzili sobie nadspodziewanie dobrze. Nie zapominajmy też o Wiktorze Szoździe - mówi nam Jan Winkiel i przypomina o zawodniku, który pojechał na MŚJ w Whistler jako rezerwowy.
- To rzeczywiście spory narybek młodzieży, cieszy, że skaczą nie tylko daleko, ale i bardzo równo. Wyszło na to, że wysłaliśmy do Kanady po topowym przedstawicielu każdego rocznika - dodaje sekretarz generalny Polskiego Związku Narciarskiego.
Historia uczy, że nie zawsze juniorskie talenty przeradzają się w gwiazdy Pucharu Świata. Polscy mistrzowie świata juniorów z 2014 roku - Jakub Wolny, Klemens Murańka, Krzysztof Biegun i Aleksander Zniszczoł - uchodzą za zawodników, którzy wciąż nie wykorzystali pełni swoich możliwości. A Biegun skończył już nawet karierę. Działacze związku zaznaczają jednak, że wiedzą, jak teraz postąpić z tak utalentowaną grupą. - Trzeba ich dobrze poprowadzić - mówił w rozmowie ze Sport.pl po konkursie prezes PZN-u, Adam Małysz.
- Mamy, jak zmierzyć się z tym wyzwaniem - przekonuje Winkiel. - Jest baza, a także coraz lepszy system. Wiadomo, że nie jest idealnie, ale chyba nigdy nie będzie. I nikt inny też nie ma doskonałych warunków. Musimy jednak dobrze wykonać swoją pracę. Nad tym się teraz skupimy - wskazuje członek zarządu PZN-u.
Kolejne lata mogą być dla polskich skoków trudne - wielokrotnie wspominaliśmy, że całkiem prawdopodobna jest dziura pokoleniowa i przerwa w największych sukcesach pomiędzy pokoleniem Kamila Stocha, Piotra Żyły i Dawida Kubackiego a utalentowanymi juniorami, którzy teraz dopiero zaczynają osiągać świetne wyniki. Obecna tendencja w skokach to przecież wchodzenie na wysoki poziom w Pucharze Świata dopiero w wieku 23-25 lat, a czasem nawet później. Niewielu jest skoczków, którzy od razu przenieśli swoje dobre skoki z wieku juniorskiego na pierwsze starty w roli seniora. I choć w przeszłości było ich więcej, to stabilnie potrafili to robić jednak tylko nieliczni.
Ratunkiem byłby łącznik. Jeden-dwóch zawodników, którzy pomogą kadrze utrzymać się, jeśli nie w samej czołówce, to wśród szerokiego grona najlepszych. Takim może być na pewno Paweł Wąsek. To on ma największe szanse w kolejnych sezonach przebijać się nawet w granice osiągów najlepszych zawodników dyscypliny. Gdyby w ten sposób pomógł, choćby częściowo wypełnić lukę w polskim systemie, później juniorom będzie się o wiele łatwiej oswoić z rywalizacją na najwyższym poziomie.
To idealny scenariusz na przyszłość, prawdopodobnie najlepszy z możliwych. Dodatkowo trudny do osiągnięcia. Ostatnie dni pokazały jednak, że warto zrobić wszystko, żeby to odpowiedzialne zadanie wykonać z największą starannością. To obecnie najważniejszy element działań PZN-u, które mają sprawić, że skoki w Polsce przetrwają nawet najtrudniejszy okres. Oby nic tego nie przysłoniło.
Komentarze (2)
Tak ma wyglądać przyszłość polskich skoków. Jasna deklaracja z PZN-u po dwóch medalach
Jeden zawodnik i kilkunastu "dziennikarzy" żyjących z pisania o dyscyplinie marzeniu. Nikt nie zna przepisów, czyli można w razie czego pisać o spisku, który odebrał to co nam się słusznie należało.
Taka dyscyplina nie może zdechnąć.