Kubacki zajął piętnaste miejsce w konkursie w Bischofshofen, ale utrzymał pozycję na podium Turnieju Czterech Skoczni, w którym ostatecznie był trzeci. - Zgodzę się, że piszemy historię. Nie pierwszy raz mamy dwóch zawodników na podium całego Turnieju - wskazał Polak w rozmowie z TVP po konkursie. I miał rację, bo taka sytuacja miała już miejsce w sezonie 2016/2017, gdy pierwszy był Stoch, a drugi Piotr Żyła.
Przed zawodami w Bischofshofen Stoch prowadził przed Kubackim w klasyfikacji TCS. W tej sytuacji Polacy nie tylko ze sobą rywalizowali na skoczni, ale także docinali sobie poza nią. - Mówiliśmy sobie z Kamilem, co tam na kogo wystarczy, ale to było wszystko w żartach. Lekkie, czasem nieco cięższe docinki. Możemy sobie tak dogadywać, ale jesteśmy kolegami. Cieszę się bardzo z pierwszego miejsca Kamila, choć za bardzo oporu dzisiaj nie miał. Zasłużył na to, będzie miał trzeciego Orła do swojej pięknej kolekcji - śmiał po konkursie Kubacki, który nawiązywał do przewagi, jaką zbudował sobie Stoch. Ostatecznie wyniosła ona 55,4 punktu i była dziewiątą najwyższą w historii TCS.
Skoczek ocenił także drugi skok Kamila Stocha na 140 metrów, który dał mu zwycięstwo w Bischofshofen i klasyfikacji generalnej TCS. Dostał za niego od sędziów dwie "20", czyli noty marzeń. - Był piękny stylowo, z progu to też bardzo dobrze wyglądało. Widziałem skoki Kamila z boku i miał flow. Trochę to może zawsze wyglądać, jakby oddawał je od niechcenia, ale to po prostu wychodzi na luzie. Nie trzeba się nawet aż tak bardzo starać, bo idzie - tłumaczył Dawid Kubacki.
Co stoi za sukcesami Polaków, którzy niemalże co roku stają na podium Turnieju Czterech Skoczni? - Tajemnic się nie zdradza, ale jedną trochę mogę wskazać. Jest to pochodna pracy naszej, a także wszystkich ludzi, którzy nas wspierają. Sami z siebie byśmy się raczej tak nie wytrenowali. Im się należą podziękowania i tu leży klucz do sukcesu - wskazał.