18 - tyle lat czekali piłkarze ŁKS-u Łódź na zwycięstwo z Legią Warszawa. Teraz łodzianie, którzy w pierwszej lidze są dopiero na ósmej pozycji (mają aż szesnaście punktów mniej niż prowadzący Bruk-Bet Termalica Nieciecza) chcieli sprawić sensację i wyeliminować w 1/8 finału jednego z kandydatów do mistrzostwa Polski.
To właśnie łodzianie, którzy grali wysokim pressingiem, zdecydowanie lepiej rozpoczęli mecz. Po zaledwie 240 sekundach mogli już prowadzić. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego obrońca Łukasz Wiech główkował z pięciu metrów, ale świetnie obronił Gabriel Kobylak.
Goście długo nie mogli znaleźć odpowiedniego rytmu, popełniali proste błędy nawet na własnym...polu karnym przy próbie rozegrania piłki. Warszawianie razili niedokładnością, prostymi stratami. Długimi momentami nie było widać różnicy, że to mecz drużyny z I ligi z PKO BP Ekstraklasy. To ŁKS Łódź sprawiał lepsze wrażenie, jego akcje mogły się bardziej podobać (tak jak ta z 40. minuty, kiedy Pirulo z 14 metrów strzelił obok słupka). Legia w tej części nie miała stuprocentowych okazji. Próbowali Paweł Wszołek i Marc Gual, ale ich strzały były zbyt lekkie i bramkarz Bobek nie miał problemów, by je obronić.
- Liczyliśmy na porywające spotkanie, więcej goli. Tymczasem takie nie jest. Zdecydowanie więcej spodziewaliśmy się po Legii, która jest dziś bezzębna. ŁKS postawił bardzo trudne warunki. 0:0 jest sprawiedliwe, ale to ŁKS miał więcej klarownych sytuacji - mówili w przerwie komentatorzy TVP Sport.
Niedługo po przerwie Chodyna wypatrzył w polu karnym łodzian Guala, który z ostrego kąta kopnął w kierunku bramki, jednak nie zaskoczył Bobka. Ten po chwili był już bezradny - Vinagre zagrał piłkę w pole karne w kierunku Wszołka, a golkiper ŁKS-u odbił piłkę przed siebie. Tam czekał hiszpański napastnik, który dobił w "okienko" i goście objęli prowadzenie.
Kilka minut później Gual znów błysnął i odebrał piłkę rywalom na ich połowie. Rafał Augustyniak bez namysłu zagrał do Ryoi Morishity, a ten do Hiszpana, który zapędził się pod linię końcową. W tej sytuacji miał ograniczone pole manewru, ale zrobił coś niezwykłego i z ostrego kąta trafił do bramki Bobka. Tak przynajmniej się wydawało - powtórki pokazały, że raczej dośrodkowywał, a pomógł mu rykoszet od Kamila Dankowskiego, któremu zapisano samobója.
Na te trafienia mógł odpowiedzieć Antoni Młynarczyk, lecz w dogodnej sytuacji strzelił nad bramką. A Gual nie miał litości i po świetnym podaniu Wojciecha Urbańskiego wbiegł w "szesnastkę", "zatańczył" z obrońcą ŁKS-u i uderzeniem w kierunku dalszego słupka podwyższył na 3:0. To była 62. minuta.
Od tego momentu tempo gry znacznie spadło, a łodzianie wyglądali na pogodzonych z losem. W ostatnich minutach wynik próbowali jeszcze zmienić Wszołek czy Morishita, jednak ich uderzenia mijały bramkę Bobka. A w samej końcówce kibice na trybunach odpalili środki pirotechniczne i nad murawą pojawił się dym, przez co sędzia Łukasz Kuźma musiał zatrzymać grę. Potem Kobylaka próbowali zaskoczyć Ibe-Torti Iwańczyk i Wysokiński, lecz bez efektu.
W innym czwartkowym meczu 1/8 finału Pucharu Polski Jagiellonia Białystok wygrała na wyjeździe z Olimpią Grudziądz 3:1 (3:1). W ćwierćfinale oprócz mistrzów Polski i Legii Warszawa są też: Korona Kielce, Piast Gliwice, Pogoń Szczecin, Puszcza Niepołomice i dwaj pierwszoligowcy: Polonia Warszawa oraz Ruch Chorzów. Losowanie par 1/4 finału odbędzie się w piątek 6 grudnia.
Komentarze (5)
Legia była bezradna. Nagle miazga w 13 minut. Bohater był tylko jeden