Nie milkną echa po tym, co stało się w sobotnim meczu Holandia - Węgry w Lidze Narodów. Po zaledwie sześciu minutach trzeba było przerwać grę, bo przy ławce gości rozegrały się dramatyczne sceny. Jeden z asystentów trenera Marco Rossiego i były 86-krotnym reprezentant Węgier - Adam Szalai dostał ataku padaczki. Natychmiast zajęli się nim ratownicy i odwieźli do szpitala. Na szczęście jego zdrowiu obecnie nic nie zagraża. Gigantyczną burzę wywołało jednak to, co wydarzyło się chwilę później.
Niedługo po wznowieniu gry sędzia podyktował karnego dla Holandii. Do jedenastki podszedł Wout Weghorst i trafił na 1:0. Później zaś z radości rzucił się na kolana i zaprezentował kibicom efektowną cieszynkę. Świętował tak, jakby przed momentem zupełnie nic się nie stało...
Za taką postawę na Weghorsta szybko wylała się fala krytyki. - Zdobywał gola, a potem tak świętował, że aż rozbolał mnie brzuch - mówi w studiu telewizji NOS były reprezentant Holandii, Rafael van der Vaart. -Wiwatował, jakby strzelił zwycięskiego gola w finale mistrzostwa świata. Mogło być tego trochę mniej - dodał.
Bezlitośni byli także internauci. "Ktoś walczy o życie, mecz nadal trwa, dostajesz rzut karny, zdobywasz bramkę, a ty stoisz i świętujesz. W takim razie rozmiar twojego buta jest większy niż twoje IQ", "Najwspanialszy klaun wszech czasów. Po takiej sytuacji od razu świętujesz. Powód numer 1000, dlaczego wszyscy go nienawidzą", "Co za kompletny idiota! Tak wielkie świętowanie natychmiast po nagłym wypadku medycznym. To oznacza, że Weghorst naprawdę oszalał. Czas na zmiany" - pisali holenderscy kibice na platformie X.
Na zarzuty w końcu odpowiedział sam napastnik. - Rozumiem te reakcje, ale szczerze mówiąc, nie zwróciłem na to uwagi. Byłem tak pochłonięty tą chwilą, że zdobycie gola było dla mnie czystą ulgą. Dopiero potem pomyślałem: "Ktoś właśnie został reanimowany...". Więc tak, nie muszę nikomu mówić, że mój gol był drugorzędny, prawda? Mam nadzieję, że wszyscy zrozumieją. W przerwie zapytałem, jak Adam się czuje. Na szczęście wszystko było dobrze, dzięki Bogu - tłumaczył się przed kamerami.
Tych wyjaśnień nie kupuje jednak Pierre van Hooijdonk. - Jeśli na piętnaście minut przed końcem strzelasz na 1:0, masz do tego prawo. Ale jak ktoś po prostu może dać się ponieść emocjom, kiedy wszyscy milczą, po czym gra zostaje natychmiast wznowiona rzutem karnym? Pomiędzy tymi zdarzeniami minęła minuta. W takim przypadku powinien świętować w bardziej dyskretny sposób, a nie tak - upierał się były reprezentant Holandii w studiu NOS. Ostatecznie mecz zakończył się zwycięstwem Holendrów 4:0.