W czerwcu 2021 r. pchnął w Eugene na odległość 23.37 metra. Tak pobił rekord świata od 31 lat należący do innego Amerykanina, koksiarza Randy'ego Barnesa. W sierpniu 2021 r., znów w Eugene, posłał to okrągłe żelastwo ważące 7.26 kg na 23.15 m. Jeszcze w tym samym miesiącu wygrał igrzyska olimpijskie w Tokio z kolejnym rewelacyjnym wynikiem - 23.30 m. W czerwcu tego roku, znów w Eugene, wyrównał stary rekord świata Barnesa - 23.12 m.
Teraz, w lipcu 2022 roku, na mistrzostwach świata w ulubionym Eugene dał rodakom wielkie show i powody do jeszcze większej dumy. 22.94 m to "tylko" rekord mistrzostw świata, a nie kolejny rekord świata. Ale zdaje się, że nic nie szkodzi.
Tak dziś wygląda historyczna tabela najlepszych wyników w pchnięciu kulą. Przez kilka dekad nie było nikogo, kto by się zbliżył do wyników, jakie uzyskiwali sterydziarze z lat 80. ubiegłego wieku. Aż urodził się Crouser. A raczej nie tyle się urodził, ile sam się stworzył. Na nowo.
"Przez 10 ostatnich lat Crouser przybrał na wadze 50 kilogramów. Celowo je dużo i często" - pisze Olympicchannel.com. A Crouser już w kilku wywiadach (m.in. z "New York Timesem" i "La Gazzetta dello Sport") opowiadał o swojej diecie. Można by ją śmiało nazwać przeciwieństwem diety "MŻ" (czytaj: Mniej Żreć).
"Moja dieta to 5-5,5 tys. kalorii dziennie. Jem pięć-sześć posiłków. Święto robię sobie w niedzielę, gdy jeden posiłek pomijam". "Każdy mój posiłek to połowa tego, co normalny człowiek zjada przez cały dzień. Jeśli kiedykolwiek poczuję głód, to znaczy, że nie wykonuję dobrze swojej pracy. Jem cały czas. Bywa, że siadam do posiłku i zanim zacznę, chwilę się w niego wpatruję, myśląc: znowu?" - opowiada wielki (również w sensie dosłownym) mistrz.
Tak, Crouser jest wielki nie tylko w sensie przenośnym. Warto popatrzeć na jego gabaryty z czasów, gdy jeszcze nie opracował autorskiej diety.
Ryan Crouser Olympicchannel.com
Crouser zwiększył siebie, a zmniejszył swoje koło. Czyli miejsce, z którego wyrzuca się kulę. W pandemii koronawirusa nie skarżył się na trudności, na ograniczenia w treningu, tylko przed domem stworzył ciasne, ale własne miejsce do pracy.
"Co ciekawe, jego koło jest o 30 centymetrów mniejsze od tego, do jakiego wchodzi na zawodach. Dzięki temu Crouser cały czas poprawia technikę" - pisze Olympicchannel.com.
- Z takimi warunkami technikę opanował do perfekcji. Ma ją specyficzną, bo przy ponad dwóch metrach wzrostu i ponad 140 kilogramach wagi musi uważać, żeby nie wypadać z koła. I nie wypada, a wszystkie swoje długości umie poprzekładać na energię, którą w całości wkłada w wypychaną kulę - zachwyca się Tomasz Majewski. - Pchając z klasyka został mistrzem świata juniorów młodszych. Po drodze zmienił technikę i karierę na najwyższym poziomie w sumie ciągnie już bardzo długo [od 2016 roku, gdy został mistrzem olimpijskim w Rio de Janeiro]. Bo to jeden z największych talentów w historii. I jeszcze do tego pracowity gość ze świetną głową - dodaje nasz dwukrotny mistrz olimpijski.
O głowie Crousera ciekawie mówi Marcin Rosengarten, menedżer polskich gwiazd, który Amerykanina ściągał na Memoriał Kamili Skolimowskiej.
- Nigdy nie przywiązywał wagi do spraw materialnych. Na filmikach w jego mediach społecznościowych widać, że trenuje w warunkach, które nie odpowiadają temu, co mają do dyspozycji polscy zawodnicy w Spale czy Cetniewie - zauważa. - To jest meganormalny gość. Nigdy nie stawia siebie w centrum zainteresowania, nie lubi i nie potrzebuje tego. Nawet w światku kulomiotów nie jest duszą towarzystwa. To zwykły chłopak w kapeluszu. Wygląda jak muzyk country, który po prostu robi swoje i nie ma żadnych oczekiwań. U nas nie miał ani jednego życzenia co do hotelu czy rzeczy, które miałyby się znaleźć w wyposażeniu jego pokoju. Jak przyleciał, to byłem zaskoczony, że od razu z hotelu sam wybrał się na stadion, żeby zrobić rozruch i sprawdzić koło. Nie wymagał żadnej uwagi czy pomocy - dodaje.
Talent, pracowitość, pokora, normalność - słyszymy, że to wszystko cechuje Crousera. A czy na pewno jest czysty? Sport każe stawiać takie pytanie. Zwłaszcza ten mocno naznaczony historią dopingowych wpadek poprzednich rekordzistów świata.
- Nie mam żadnych wątpliwości, że on jest czysty. Przeszedł bardzo dużo testów, startuje wszędzie, nigdy niczego nie unika, nie wzbudza absolutnie żadnych wątpliwości. I rozwija się stopniowo, nie nagle - tłumaczy Majewski.
Szkoda, że od jakiegoś czasu nie możemy już zachwycać się rozwojem Konrada Bukowieckiego i Michała Haratyka. Obaj startowali w Eugene i obaj przepadli w kwalifikacjach. To porażka obu.
A szczególnie przykro jest tu Bukowieckiemu. On w 2014 roku został w Eugene mistrzem świata juniorów. Zdeklasował rywali - drugiego w konkursie Holendra pokonał o dwa metry. A miał wtedy dopiero 17 lat, czyli mógł wystartować jeszcze w kolejnej edycji juniorskich MŚ. I wystartował - w 2016 roku w Bydgoszczy bił rekord świata w tej kategorii. Później, jako senior, był m.in. wicemistrzem Europy na stadionie i mistrzem w hali. Ale na mistrzostwach świata był najwyżej szósty. To było w 2019 roku w Dausze. - To deprymuje, demotywuje, to jest słabe, to jest smutne, kiedy wiesz, że oni są dużo lepsi od ciebie - mówił wtedy o medalistach. Dziś twierdzi, że poza zasięgiem jest tylko Crouser. - Chyba - dodaje trochę niepewnie.
Ale trzymamy go za słowo i przypominamy mu inną wypowiedź z Dohy: - Na pewno dalej będę próbował być najlepszy. Wiem, że do tego jestem stworzony. Wiem, że skoro byłem w stanie pchać ponad 23 metry szóstką [kulą ważącą 6 kg] jako dzieciak, to będę mógł pchać 23 metry siódemką, jak będę dorosły.