2 kwietnia w ataku rakietowym na konwój humanitarny w Strefie Gazy zginęło siedem osób. Jedną z nich był polski wolontariusz Damian Soból, który pomagał organizacji World Central Kitchen. Przemyślanin miał zaledwie 36 lat. Poruszające zdarzenie odbiło się szerokim echem w Polsce i na świecie. Teraz głos w tej sprawie zabrał Mamed Chalidow.
Tragiczna śmierć Sobóla i sześciu innych osób spotkała się ze skandalicznymi reakcjami Izraela. Ambasador tego kraju w Polsce Yacov Livne w rozmowie na Kanale Zero tłumaczył te działania jako "incydent", czy nawet "okazjonalną tragedię". Ministerstwo Spraw Zagranicznych informowało, że jeszcze dwoje Polaków pozostaje w Strefie Gazy i zwrócili się z prośbą o ewakuację z zagrożonego bombardowaniami terenu.
Do całej sytuacji postanowił odnieść się Mamed Chalidow, który w swoim życiu widział wojnę z bardzo bliska. Legenda federacji KSW wykorzystała do tego wymowne porównanie. "Coś jest nie tak" - napisał Chalidow. "Zabicie Polaka w Izraelu = wypadek. Zgaszenie świec chanukowych w polskim sejmie = zbrodnia" - dodał 43-latek.
Jest to odniesienie do sytuacji z udziałem posła Grzegorza Brauna, który usłyszał zarzuty znieważenia grup religijnych na terenie sejmu po zgaszeniu świec chanukowych gaśnicą. Można przypuszczać, że Chalidowowi chodziło o porównanie absurdu sytuacji, że przewinienie posła ukarano, a zabicie Polaka przez zbrodniarzy traktuje się jako wypadek.
Mamed Chalidow do Polski trafił w wieku 17 lat. Wcześniej musiał uciekać z Czeczenii przed brutalną wojną rozpoczętą przez Władimira Putina. - Wywieziono nas do dziadka, chodziłem w Rosji do szkoły. Z jednego miliona ludzi zginęło w tej wojnie 300 tys., czyli zostało wycięte 30 proc. ludności czeczeńskiej - wspominał 43-latek w podcaście "WojewódzkiKędzierski".