Danuta Dmowska-Andrzejuk od 27 listopada pełni urząd ministerki sportu i turystyki. Była mistrzyni świata w szermierce objęła resort już po raz drugi (ministerką była również w latach 2019-20). Tym samym weszła do nowego rządu Mateusza Morawieckiego, któremu większość obserwatorów sceny politycznej nie daje szans na przetrwanie. 11 grudnia premier Mateusz Morawiecki ma wygłosić w Sejmie exposé, po czym dojdzie do głosowania nad wotum zaufania. Wszystko wskazuje na to, że go nie uzyska.
W tej sytuacji rząd zostanie rozwiązany, a wszyscy ministrowie za raptem dwa tygodnie pracy otrzymają odprawę. O to, czy takową przyjmie, Danutę Dmowską-Andrzejuk zapytał dziennikarz TOK FM, Szymon Kępka. - To jest jakby ustawowa kwota, która mi się należy. Może użyłam złego słowa, ale to jest ustawowa (kwota). Tak jest, że jest miesięczne wynagrodzenie - usłyszał. - Potem ministerka chciała się wycofać z niefortunnych słów o tym, że odprawa się należy, mówiąc, że to wynika z ustawy - ale cóż. Pokora, praca, umiar - dodał Kępka na platformie X.
Odpowiedź ministerki sportu od razu budzi skojarzenia z wypowiedzią byłej premier Beaty Szydło, która z mównicy sejmowej broniła ministrów swojego rządu po tym, jak okazało się, że w latach 2016-17 pobrali z państwowej kasy aż 6 mln zł w formie nagród. - Te pieniądze się im po prostu należały - grzmiała wówczas.
A jakiej kwocie mówimy w przypadku nowego rządu Morawieckiego? Zgodnie z ustawą, jeżeli ministrowie nie przepracowali na swoich stanowiskach więcej niż trzy miesiące (a z taką sytuacją najprawdopodobniej będziemy mieli do czynienia), przysługuje im odprawa w wysokości miesięcznego wynagrodzenia. W praktyce dostaną więc 17 tys. 786 zł brutto. Całkiem sporo jak na dwa tygodnie pracy.
Komentarze (9)
"Należy mi się". Nowa ministerka naprawdę to powiedziała. Bez cienia żenady