Przyszłość łódzkiego żużla od dłuższego czasu ma mroczne barwy. Prezes Witold Skrzydlewski, właściciel głównego sponsora Orła Łódź, który od dawna utrzymuje klub, ma dość. Regularnie powtarza, że nie ma zamiaru finansować drużyny ani sezonu dłużej i jest w pełni gotów oddać ją komuś choćby za złotówkę. Niedawno w wywiadzie ze Sportowymi Faktami mówił, jak ogromne środki musi wykładać z własnej kieszeni, by Orzeł w ogóle mógł dalej jechać.
Jego frustracja była szczególnie ogromna na początku sezonu, który łodzianie rozpoczęli od pięciu porażek z rzędu. Narzekał wówczas na fatalną frekwencję, średnio wynoszącą ledwie nieco ponad 3000 osób na mecz. Taki wynik pozwala wypełnić ledwie około 30 proc. łódzkiego stadionu, który jest najnowocześniejszym żużlowym obiektem w kraju. Jego budowa zakończyła się w 2018 roku i kosztowała aż 50 milionów złotych. Teraz nie przynosi dostatecznych zysków.
Orzeł od tamtej pory poprawił swoje wyniki. Wygrał cztery z ostatnich siedmiu spotkań, co daje mu szóste miejsce w tabeli Metalkas 2. Ekstraligi i szanse na awans do fazy play-off. Spadek im nie grozi, bo ostatnie w tabeli Wybrzeże Gdańsk odniosło tylko jedno zwycięstwo. Jeśli w niedzielę 28 lipca pokonają gdańszczan u siebie, będą pewni utrzymania. Nie oznacza to jednak, że na 100 proc. przystąpią do kolejnego sezonu. Witold Skrzydlewski zdania nie zmieni i dalej deklaruje, że rezygnuje z klubu.
W rozmowie z TV TOYA SPORT Skrzydlewski w ostrych słowach wypowiedział się o sprzedaży klubu. Wezwał tych, którzy nie okazywali mu szacunku do wzięcia sprawy w swoje ręce. - Przez 19 lat utrzymywaliśmy Orła. Myślę, że należy nam się jakiś szacunek, którego nie otrzymaliśmy. Pluto na nas, więc ci wszyscy mądrale, niech pokażą, na co ich stać - powiedział prezes klubu.
Jaki zaś jest ostateczny termin dla chętnych? Tej informacji Skrzydlewski również nie poskąpił i jasno określił, co się stanie, jeżeli kupca zabraknie. - Dajemy termin do końca września. Jeżeli nikt się nie zgłosi, to wtedy likwidujemy klub. W tym tygodniu wszystko będzie ogłoszone. Naszą rodzinę nie stać, aby dokładać po pięć milionów złotych rocznie na utrzymanie klubu. Największym sponsorem powinni być kibice. Taki Luke Becker, gdyby zrobił w niedzielę 15 punktów, to by zarobił około 100 tysięcy złotych. Jeżeli z biletów zbierze się połowa tej kwoty, to będzie wszystko - podsumował Skrzydlewski.