Michał Gruchalski został ogłoszony jako nowy zawodnik H.Skrzydlewska Orła Łódź w listopadzie i wówczas zawodnik wykazywał duży entuzjazm z tego ruchu, mówiąc, że liczy na sezon życia w barwach łódzkiego klubu.
Rzeczywistość okazała się jednak inna. W marcu Gruchalski nabawił się bowiem kontuzji podczas treningu i wybił bark. Ogłoszono wówczas, że kontuzja żużlowca jest poważna i czeka go przynajmniej miesiąc przerwy. 24-latek nadal nie powrócił jednak do rywalizacji, co bardzo pozłościło głównego udziałowca klubu Witold Skrzydlewski:
- Od tej pory jest na zwolnieniu lekarskim. Gdzie po takiej kontuzji zawodnicy jednak znacznie szybciej wracają na tor. Ale panu Gruchalskiemu nie przeszkadza to w aktywności medialnej i w byciu komentatorem - powiedział w rozmowie z "Tygodnikiem Żużlowym".
- Jak podliczyłem, to jakieś 160 tysięcy złotych na pana Gruchalskiego poszło w błoto. Ale nie chce się już denerwować - dodał. Klub ma jeszcze natomiast wypłacić zawodnikowi kolejne 20 tysięcy złotych.
Więcej tego rodzaju treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Problemy z Gruchalskim nie są jednak jedynymi, z którymi zmaga się klub. Skrzydlewski stwierdził bowiem, że nie wie, ile będzie jeszcze w stanie dopłacać do funkcjonowania zespołu i jest w stanie go sprzedać: - Wie pan, ile mnie kosztował taki mecz z Landshut? Kosztował mnie jakieś 170-180 tysięcy złotych! A ja z tego meczu zebrałem 65 tysięcy złotych. I skąd wziąć to brakujące 100 tysięcy? A rodzina Skrzydlewskich przecież dołoży. Tylko ile jeszcze ja mogę w to wszystko pakować i dokładać? I ja mówię otwarcie. Jeśli dzisiaj trafi się gość, który mi powie, że chce wziąć ten klub, to ja mu jeszcze wpłacam pół miliona i ja mu to oddaję. Jak jest chętny i wie, jak to mądrzej poprowadzić, to niech się odezwie - stwierdził w zdecydowany sposób 69-latek.
Orzeł zajmuje obecnie 5. miejsce w tabeli eWinner 1. ligi. W następnej kolejce rozgrywek łódzka ekipa zmierzy się natomiast z ROW-em Rybnik.