Legenda polskiej kadry przerażona. "Pogoń za sławą i pieniędzmi przysłania wszystko"

- Być może należałoby wprowadzić coś takiego jak w boksie. Tam jak jest nokaut, to jest przerwa w karierze. Nie decyduje o tym lekarz, ale regulamin - takie lekarstwo na nieodpowiedzialnie szybkie powroty do żużla po dramatycznych wypadkach w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" wyjawił Marek Cieślak, były trener reprezentacji Polski.

Wypadki to niestety niemal codzienność w takim ekstremalnym sporcie, jakim jest żużel. Tylko w ciągu ostatnich kilku tygodni, mogliśmy zobaczyć wiele groźnie wyglądających sytuacji. 

Zobacz wideo

"W żużlu jest takie myślenie, że wszystkim może coś się wydarzyć, tylko nie mnie"

Do bardzo niebezpiecznego wypadku doszło, chociażby w środę podczas zawodów na torze w Zielonej Górze. Junior Włókniarza Częstochowa Kacper Halkiewicz tuż po starcie wjechał prosto w bandę. 15-latek uderzył plecami o tor i mocno się poturbował. - Nasz zawodnik doznał złamania kostki przyśrodkowej oraz bocznej z przemieszczeniem. Aktualnie przebywa w szpitalu w Częstochowie, gdzie jeszcze dziś przejdzie zabieg. Czeka go 7-8 tygodni przerwy w startach - czytamy w oświadczeniu.

Ważne w tym przypadku, aby przeszedł odpowiednią rehabilitację i dopiero po wyleczeniu wrócił na tor. Ostatnio oglądaliśmy kilka takich sytuacji, kiedy zawodnicy wracali szybko do rywalizacji, a potem doznawali kolejnych kontuzji. Wśród nich Nicki Pedersen, który dwa tygodnie po złamaniu żeber i przebiciu płuca wrócił na tor, by doznać jeszcze poważniejszej kontuzji. 

- Jak patrzę na losy moich byłych kolegów z toru, którzy kiedyś szafowali zdrowiem, jeździli ze złamaną ręką czy palcami, to dzisiaj niestety cierpią, bo na ogół są inwalidami. Wszyscy powinni się dzisiaj dwa razy zastanawiać nad sobą, czy wyleczyć kontuzję do końca, czy wracać na tor jedynie zaleczonym. Ja bym radził to pierwsze, ale każdy ma swój rozum. Niestety, trochę jestem przerażony tym, co się dzieje - wyznał w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Marek Cieślak, legendarny trener reprezentacji Polski.

Były reprezentant naszego kraju zaapelował do włodarzy klubów żużlowych, aby bardziej dbali o swoich zawodników. - Wiadomo, że sportowiec to nie jest "normalny człowiek", ale na stare lata wszystko wyjdzie. Dopiero wówczas może nastąpić prawdziwe cierpienie. Życie wystawi rachunek. Jeżeli ktoś chce posłuchać mnie, czyli starego weterana, to lepiej odpuścić jeden, dwa mecze, a w pełni zaleczyć uraz - powiedział 71-latek. I wskazuje, że gonitwa za bogactwem może doprowadzić do ogromnej zguby.

- Powiedzmy sobie też inną smutną prawdę, w klubach nie ma odruchów, żeby zdrowie było ważniejsze od wyniku. To jest może drastyczne, co mówię, ale tak mi się wydaje. Jak zawodnik sam powie, że pojedzie, to klub nie będzie protestował. Tyle że o urazach człowiek może w danej chwili zapomni, ale nie organizm, który po pewnym momencie upomni się o swoje - uznał Cieślak.

- W żużlu jest takie myślenie u zawodników, że to bardzo niebezpieczny sport, wszystkim może coś się wydarzyć, tylko nie mnie. A jeżeli ktoś mówi, że żużel to zabawa, przyjemność, to zwyczajnie klepie bzdury. Bo to walka o sławę, prestiż i pieniądze. To wszystko potrafi zaciemnić obraz o zdrowiu. Zawodnicy często sami siebie oszukują - podkreśla dwukrotny drużynowy wicemistrz świata.

Szkoleniowiec zdradził też, że miałby pomysł na rozwiązanie tej wyjątkowo trudnej sytuacji. I posiłkuje się przykładem z innej dyscypliny sportu. - Być może należałoby wprowadzić coś takiego jak w boksie. Tam jak jest nokaut, to jest przerwa w karierze. Nie decyduje o tym lekarz, ale regulamin. Może w tym kierunku powinien pójść speedway? Na przykład, jak ktoś straci przytomność po upadku, to z automatu powinien pauzować na przykład dwa tygodnie - podrzuca Marek Cieślak.

Więcej o: