W poniedziałek oficjalnie dobiegł końca sezon WTA Tour. W finale Turnieju Mistrzyń spotkała się Iga Świątek z Jessiką Pegulą. Polka nie dała szans rywalce, rozbijając ją 6:1, 6:0. Dla Polki był to pierwszy triumf w zawodach tej rangi. Także dla Amerykanki był to historyczny turniej, gdyż wcześniej nie wygrała nawet meczu w WTA Finals, mimo że miała na to podwójną szansę, startując w singlu oraz deblu.
Od dwóch lat 29-latka jest synonimem solidności, dzięki temu aż pięciokrotnie w tym czasie docierała do ćwierćfinału wielkoszlemowego, choć jest to bariera, której pokonać nie może. Finał WTA Finals był jej siódmym meczem o tytuł przez ostatnie 24 miesiące. Ponadto aż trzy z nich było rangi Masters 1000. Pegula doskonale radzi sobie także w grze podwójnej - w tym roku została numerem jeden debla czy dotarł do finału US Open miksta.
Ta wszechstronność ma z pewnością wiele swoich zalet, lecz intensywność gry Jessiki Peguli jest wręcz przerażająca. Wyliczono, że amerykańska tenisistka rozegrała w tym sezonie aż 136 meczów! Składa się na to 77 singli, 48 debli oraz 11 mikstów. Jej sezon trwał 311 dni - od 31 grudnia do 6 listopada - co oznacza, że rozgrywała mecz średnio co 2,29 dnia! Gdzie tutaj miejsce na trening czy nawet samą regenerację? Oczywiście wiele z tych spotkań, zwłaszcza w turniejach mniejszej rangi, gdy czas na rozegranie turnieju jest krótszy.
Trzeba przyznać, że 29-letnia Amerykanka znosi te obciążenia bardzo dobrze, gdyż nie przytrafiają się jej kontuzje. Według danych portalu "Tennisexplorer" ostatni mecz poddała pięć lat temu. Ze skutecznością rywalizacji również jest nie najgorzej, czego przykład dała na koniec sezonu w WTA Finals. W tym roku Pegula wygrała 59 spotkań singlowych, doznając 18 porażek. W deblu ten bilans wynosi 35-13, a w mikście 8-3. Dla porównania Iga Świątek rozegrała w tym sezonie 79 meczów gry pojedynczej (68-11) oraz dwa miksty (2-0) z Hubertem Hurkaczem podczas United Cup.