Sytuacja w stargardzkim klubie jest coraz gorsza. Koszykarze nie dostają wynagrodzenia i część z nich zastanawia się nad rozwiązaniem kontraktów i szukaniem nowych pracodawców. Frekwencja na trybunach jest mizerna, bo Spójnia przegrywa. W sobotę zanotowała szóstą porażkę z rzędu. W klubowej kasie brakuje na wszystko. W poniedziałek zebrał się zarząd klubu.
Wojciech Bartczak, prezes Spójni: Praktycznie żadne. Zebranie zarządu przerwaliśmy i umówiliśmy się na spotkanie w czwartek. Czekają nas trzy bardzo ważne dni.
- Tak. Wszystko musi się wyjaśnić. Najważniejsze są oczywiście sprawy finansowe.
- Ja już nie mogę liczyć na obietnice czy inne deklaracje. Spójni potrzeba rzeczywistych pieniędzy w kasie. Mam zaplanowanych kilka spotkań i coś powinno się wyjaśnić.
- Uczciwie? Nie wiem. Mam się spotkać z prezydentami Stargardu. Dzwoniło kilka osób, które są zainteresowane, by wspomóc nasz klub. Z wszystkimi chcę się spotkać i zachęcić do pomocy. Ale jakie zapadną decyzje - nie wiem.
- Za wcześnie na deklaracje.
- Nie mogę wykluczyć takiego rozwiązania, ale nie chcemy do tego dopuścić. To by była tragedia stargardzkiej koszykówki.
- Nie. W poniedziałek skoncentrowaliśmy się na kwestiach finansowych. Kwestia szkoleniowca i wyników jest w chwili obecnej sprawą drugorzędną. Najpierw musi się wyjaśnić, czy my będziemy nadal grać w lidze. Dopiero później przyjdzie moment na ocenę pracy Gajicia.
- Ostatnie wyniki nikogo w Stargardzie nie satysfakcjonują i trudno nam to zrozumieć. Z wyjątkiem kołobrzeskiej Kotwicy wszystkie zespoły opierają składy na swoich wychowankach lub koszykarzach znalezionych w okolicy. Nam również wydawało się, że drużyna stargardzko-szczecińska zafunkcjonuje w tych rozgrywkach. Przecież w Spójni jedynym zawodnikiem z zewnątrz jest Piotrek Nizioł. Jest jednak z nami już szósty sezon, więc można go traktować jak swojego. Niestety na razie wyniki są gorsze od naszych oczekiwań. Rywale przyjeżdżają, chce im się walczyć i wygrywają. A my niby mamy doświadczenie z ekstraklasy, ale nie potrafimy wygrywać.
- Nie chcę komentować informacji, czy jest kontakt między nimi, czy go nie ma. Ja przed rozpoczęciem tego sezonu zastanawiałem się, kogo zatrudnić w roli trenera. Konsultowałem się z najbardziej doświadczonymi zawodnikami. Padło nazwisko Gajicia, za którego poprzedniej kadencji w Spójni [w sezonie 2000-2001 - red.] zaczęli grać m.in. Arek Soczewski, Piotrek Wiliński, Tomek Świętoński. Zatrudniliśmy go ponownie, ale dziś trudno o optymizm. Poczekajmy jednak z oceną. W klubie nie patrzymy na wyniki jedynie przez pryzmat Gajicia.
- Bez komentarza.
- Nie wiemy, co mamy zrobić, bo ostatnia decyzja komisji odwoławczej PZKosz jest ostateczna i nie przysługuje nam odwołanie. Ukarali go za rzekome obrażenie sędziów w czasie spotkania w Poznaniu. Nie zgadzamy się z tym, bo jeśli doszło do takiego wydarzenia, to dlaczego arbiter nie wyrzucił Piotrka z boiska? Szkoda, że komisja nie poprosiła go o wyjaśnienie, tylko dwa dni przed meczem z Siarką zawiesiła. Dla nas to wielkie osłabienie, bo Piotr jest najlepszym graczem zespołu i jego brak był przyczyną porażki.
Pod jego kierunkiem Spójnia zanotowała cztery zwycięstwa i osiem porażek. Oczekiwania były zdecydowanie większe. Bolą szczególnie porażki z niżej notowanymi zespołami: Siarką Tarnobrzeg i ŁKS Łódź. Jedną z przyczyn bilansu zespołu jest coraz gorszy kontakt między Gajiciem a zawodnikami. Ci - nieoficjalnie - narzekają na zbyt ciężkie treningi, przez co w meczach ligowych brakuje im świeżości. Do końca pierwszej rundy rozgrywek pozostały trzy spotkania: wyjazdowe z Basketem i Zastalem, u siebie z Albą Chorzów.