W południowo-zachodniej Polsce szaleją powodzie, które nawiedzają kolejne rejony. Zagrożone jest także Opole, które w poniedziałek 16 września ogłosiło alarm przeciwpowodziowy, a według szacunków ekspertów fala może uderzyć w miasto jeszcze we wtorek. To przywołuje fatalne wspomnienia sprzed 27 lat, gdy miasto również zmagało się z powodzią.
Wtedy w stolicy województwa opolskiego mieszkała 12-letnia wówczas Aida Bella, późniejsza brązowa medalistka mistrzostw Europy w sztafecie w short tracku. I nie ukrywa, że obecna sytuacja wywołuje napięcie, a ona sama pozostaje w kontakcie z mieszkającymi tam najbliższymi. - W Opolu wszyscy śledzą, co się dzieje, na razie miasto jest bezpieczne, ale też doskonale pamięta się powódź z 1997 r. - powiedziała w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Onetem.
Bella mieszkała wówczas na Wyspie Pasieka, będącej terenem zalewowym. Ponadto znajdowały się tam obiekty takie jak lodowisko, park i zoo, przez co obszar ten określa jako "zielonym centrum Opola". - Wszystko bardzo dobrze pamiętam, choćby zwierzęta z zoo, które płynęły w powodzi. Pamiętam hipopotama, utopił się nieopodal mojego domu - wspomina. Kamienicę, w której mieszkała, zalało do pierwszego piętra. Skutki były odczuwalne jeszcze przez długi czas.
- Powódź była w lipcu, a do domu wróciliśmy w połowie września, bo tyle opadała woda. Tylko to, że wróciliśmy, to jedno, bo na miejscu był muł i niesamowity smród. Przez wiele kolejnych lat wchodząc do domu, czuło się ten specyficzny zapach, został zresztą w głowie do dzisiaj - wyjawiła. A i tak ją oraz jej rodzinę nie dotknęło najgorsze.
- Moje koleżanki miały mniej szczęścia. Ich mieszkania były zalane po sufit. To jest ogrom strat i tragedii. Wtedy, w 1997 r. nie mogliśmy bardzo długo wrócić do szkoły. Wszystko schło miesiącami, ludzie bardzo długo odczuwali alergie. Grzyb na ścianach i smród pamięta się latami. Tak, jak i to, że wchodziło się do różnych miejsc w kaloszach i brodziło w szlamie. (...) Zrozumie to chyba tylko ktoś, kto przeżył kataklizm. Z zewnątrz patrzysz na obrazki w mediach, ale trudno zrozumieć, co naprawdę czują ludzie z terenu, który doświadczył tragedii - wyjaśniła. Ujawniła także, że prezes jej ówczesnego klubu dla ratowania lodowiska poświęcił cały swój dobytek, który zabrała mu woda zalewająca jego mieszkanie nad Odrą.
Również i tym razem lodowisko, położone tuż nad rzeką, może być zagrożone - zalane miały już zostać szatnie (prawdopodobnie przez wody gruntowe nieprzyjmowane przez studzienki). Mimo że na razie nie docierają do niej aż tak niepokojące doniesienia, to doskonale zdaje sobie sprawę, co grozi mieszkańcom Opola. Widać to po dramatach ludzi z innych zalanych miejscowości.
- Patrzę na Głochołazy, na Nysę... Wystarcza 20 minut i jest katastrofa. (...) Żywioł jest tak duży, że w zasadzie w ciągu kilkudziesięciu minut zmienia wszystko. Tamtą nazwano "powodzią tysiąclecia", a teraz jest powtórka. Ludzie ratują, co się da - zakończyła.