Robert Kubica był gościem "Kanału Sportowego", gdzie opowiedział o tym, jak wygląda życie w Monako, w którym przebywa podczas pandemii koronawirusa. - W Monako wygląda to bardzo podobnie jak we Francji. Kolarze, dla których trening jest bardzo ważny, nie mogą jeździć na rowerze od blisko 3 tygodni. Ja także nie wychodzę z domu, tylko dwa razy w tygodniu po zakupy. Czas mija szybko. Nie miałem nawet chwili, by odpocząć, bo cały czas jest coś do zrobienia. Na szczęście dość szybko przystosowałem się do nowych warunków - podkreślił polski kierowca.
Robert Kubica został także zapytany o początek pracy w nowym zespole, choć okazję do współpracy w nowym otoczeniu miał tylko podczas testów i w symulatorze. - Zaczynając pracę z nowym zespołem, bardzo ważne są pierwsze chwile. To tak jak pierwsza randka z nową kobietą. Ważne, by zrobić dobre wrażenie i wydaje mi się, że to mi się udało - podkreślił Polak.
- Do Australii leciałem z mieszanymi uczuciami. Za bardzo nie chciałem iść do padoku w czwartek z powodu koronawirusa. W sobotę miałem wracać do Europy na testy, więc chciałem ograniczyć możliwość zakażenia. Gdybym został zablokowany w Australii, a testy DTM by się odbyły, byłaby to tragedia. Wszyscy zostaliśmy teraz zablokowani, ale mam nadzieję, że już niedługo będziemy mogli wrócić do normalnego stylu życia - przyznał Kubica, opisując swoje odczucia z pobytu w Australii, gdzie ostatecznie w dość kontrowersyjny sposób odwołano początek sezonu Formuły 1. - Po drugie, po testach w Barcelonie, gdzie bardzo dobrze mi się jeździło, wolałbym wchodzić do padoku w Australii jako kierowca wyścigowy, a nie tylko rezerwowy. Moja rola w zespole jest jasna - dodał.
Polak nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, kiedy możliwy jest powrót do rywalizacji w Formule 1. - Sytuacja, w której się znaleźliśmy, to pewnego rodzaju zaskoczenie dla nas wszystkich. Mam nadzieję, że sport powrócili, gdy tylko będzie to możliwe. Powrót do normalnego życia będzie jednak następował powoli, aby wszystko odbyło się bezpiecznie. Dramatem byłaby sytuacja, gdyby pozwolono nam na normalne życie, a powróciłby efekt jojo czy bumerangu - zaznaczył Robert Kubica.
Zdaniem polskiego kierowcy możliwy jest początek sezonu bez obecności kibiców na trybunach. - Może być tak, że powrót do sportu będzie odbywał się progresywnie i na początku będziemy ścigać się bez obecności kibiców. Organizacja meczu piłkarskiego jest o wiele łatwiejsza i mniej kosztowna, bo wielu kibiców ma całosezonowe karnety. Obecność kibiców lub nie zmienia znacznie mniej niż w Formule 1, bo organizator nie ponosi tak wielkich kosztów jak podczas organizacji wyścigu w danym kraju - sądzi Robert Kubica.