Litera "Z" podczas zawodów esportowych. Gracze zostali zablokowani

Skandal w świecie esportu. Zawodnik sekcji Doty 2 z Virtus.pro narysował w trakcie spotkania literę "Z" - symbol poparcia dla polityki Władimira Putina i wojny w Ukrainie. Konsekwencje zostały już wyciągnięte.

Świat esportu długo zastanawiał się, jak zareagować na obecną sytuację polityczną i co zrobić z rosyjskimi organizacjami. Takie incydenty jak ten, który zaraz opiszemy, powinny jednak rozwiać wszelkie wątpliwości. Oni śmieją się ludziom prosto w twarz i za nic mają jakiekolwiek restrykcje. W trakcie meczu Dota 2 Iwan "Pure" Moskalenko z Virtus.pro narysował w trakcie pauzy w spotkaniu literę "Z" na mini-mapie. Wywołało to duże kontrowersje i momentalną odezwę esportowej społeczności.

Zobacz wideo Marcin Gortat i Bogusław Leśnodorski zainwestowali w żyłę złota. Biznes marzeń

Bezczelne zachowanie Virtus.pro? To nie pierwszy raz

Virtus.pro od początku wojny w Ukrainie odnoszą się do tematu bardzo ordynarnie. Gdy organizatorzy esportowych turniejów narzucili im grę pod neutralnymi barwami bez promowania rosyjskich sponsorów, organizacja wypuściła specjalne oświadczenie, w którym stawiała się w roli ofiary "zwalczania kultury". Obłuda i bezczelność w każdym calu.

Virtusi podeszli do tematu w najbardziej kontrowersyjny możliwy sposób. Ich zespoły grają obecnie pod nazwą Outsiders - z angielskiego wyrzutkowie, odmieńcy ktoś obcy. Bardzo wymowne, prawda? Organizacja do granic możliwości nagina narzucone restrykcje. 

Incydent z narysowaniem litery "Z" miał miejsce w trakcie meczu Outsiders z Mind Games w ramach wschodnioeuropejskiego Spring Tour. W trakcie pauzy Ivan "Pure" Moskalenko narysował na mini-mapie wymowny symbol, który jego koledzy z drużyny próbowali szybko zamalować. Nie wiadomo, czy gracz zrobił to świadomie, mimowolnie czy pod wpływem impulsu - to zresztą i tak nie ma znaczenia.

Więcej treści esportowych na Gazeta.pl.

Rysunek nie umknął uwadze komentatorów ani internautów. Sprawa bardzo szybko poszła w obieg, a esportowa społeczność domagała się konsekwencji. Na te nie trzeba było długo czekać. Outsiders zostali zdyskwalifikowani z turnieju. 

Krótko potem Virtus.pro ogłosiło, że umowa z Moskalenko została rozwiązana. Oświadczenie w klasycznym dla nich stylu - zbyt wysoki wymiar kary, unikanie tematu wojny, brak zrozumienia ze strony społeczności i organizatorów. Bo przecież nie stało się nic wielkiego, nie? Otóż tym nie tym razem. Miarka się przebrała.

Głos esportowej społeczności jest zgodny - koniec pobłażania Rosjanom. Na takie wydarzenia nie ma miejsca ani zgody. Internauci domagają się definitywnego wykluczenia rosyjskich organizacji ze wszelkich turniejów międzynarodowych bez względu na podział na gry. Czy ów incydent z literą "Z" w końcu przekona esportowy świat do stanowczych działań, to już czas pokaże. Na to liczą sympatycy dziedziny, którzy mają dość biernej postawy i nie akceptują nastawienia rosyjskich drużyn, które udają, jak gdyby nie działo się nic wielkiego.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.