O decyzji, którą Joanna Wołosz ogłosiła tuż po odpadnięciu przez Biało-Czerwone w ćwierćfinale igrzysk w Paryżu, mówiła cała siatkarska Polska. Sprawdziliśmy, czy po prawie czterech miesiącach jest jej równie pewna jak wtedy. Tak jak przez ostatnie lata była filarem drużyny narodowej, tak też stała się niezbędnym elementem A. Carraro Imoco Conegliano. I właśnie wraz z tym słynnym klubem w ostatnich latach miażdży konkurencję.
- To był pierwszy mecz w sezonie, w którym nic nie musiałyśmy, a tylko mogłyśmy - podsumowała na antenie Polsat Sport ubiegłotygodniowy występ w Lidze Mistrzyń Agnieszka Korneluk. Ona i reszta siatkarek Developresu Rzeszów wzięły sobie do serca to nastawienie i w spotkaniu z Imoco zagrały na pełnym luzie, co dało dobry efekt. Bo gdy po drugiej stronie staje taki rywal, to samo nawiązanie walki i wygranie seta jest powodem do zadowolenia. Był to dopiero piąty stracony set przez drużynę z Conegliano w tym sezonie.
W różnych sportach mamy przykłady wielkich dominatorów, ale trudno będzie znaleźć inny klub rywalizujący na poziomie międzynarodowym, który przez ostatnie nieco ponad pięć lat wypracował bilans meczowy 237-13. Tym wyczynem może pochwalić się Imoco, które pojawiło się na siatkarskiej mapie zaledwie 12 lat temu.
Klub założono dwa miesiące po upadku innego zespołu z Conegliano - Spes - który przygniotły wielkie kłopoty finansowe. Oba łączy postać prezesa Piero Garbellotto. Imoco skorzystało też wtedy na problemach innej drużyny. Uniknęło mozolnego wspinania się po kolejnych szczeblach krajowych rozgrywek ligowych i już w debiutanckim sezonie rywalizowało w Serie A dzięki odkupieniu licencji od Parma Volley Girls. Wtedy jeszcze nikt nie przypuszczał, że powstał właśnie klub, który niektórzy będą nazywać galaktycznym.
Imoco tylko raz w historii znalazło się poza podium włoskiej ekstraklasy - w rozgrywkach 2014/15 zajęło czwarte miejsce. Już 12 miesięcy później zdobyło pierwsze mistrzostwo kraju, a od sezonu 2017/18 nie ma pod tym względem konkurencji w Italii. Sezon 2019/20 przerwano z powodu pandemii COVID-19, ale drużyna Wołosz po 20 kolejkach była liderem z bilansem 19-1 i została sklasyfikowane na pierwszym miejscu. Medali jednak wówczas nie przyznano.
To w trakcie tamtego sezonu rozpoczęła się słynna rekordowa siatkarska seria - na ekipę z Conegliano między 15 grudnia 2019 roku a 28 listopada 2021 nie było mocnych. Nie udało się jej wtedy pokonać nikomu w kolejnych 76 pojedynkach. Wybuch pandemii sprawił, że wiosną 2020 roku przerwano także rywalizację w LM, ale zespół prowadzony przez trenera Daniele Santarellego zdążył wcześniej w tamtym sezonie sięgnąć po Superpuchar Włoch, Puchar Włoch i klubowe mistrzostwo świata.
Właśnie od sezonu 2019/20 obowiązuje monopol Imoco w zdobywaniu Pucharu Włoch, a ten dotyczący Superpucharu Włoch trwa o rok dłużej (oba te trofea klub wcześniej wywalczył w sezonie 2016/17). W 2022 r. po raz drugi cieszyło się ono ze zwycięstwa w KMŚ, a 12 miesięcy wcześniej w rywalizacji o nie zajęło drugie miejsce. W LM od rozgrywek 2016/17 tylko raz słynnego klubu zabrakło w czołowej czwórce (wiosną 2023 r. odpadł w ćwierćfinale), pięć razy wystąpił w finale, który wygrał dwukrotnie (2021 i 2024).
całość: 237-13
- Teraz, po tym meczu, mogę to już powiedzieć - to sezon idealny. Wygrałyśmy wszystko, co miałyśmy do wygrania, jesteśmy przeszczęśliwe - mówiła na początku maja Wołosz. Chwilę wcześniej razem z klubowymi koleżankami wygrała LM, kompletując poczwórną koronę i powtarzając tym samym osiągnięcie z 2021 r.
Wtedy w Antalyi tak przedstawiała receptę na serię sukcesów: - Dzień w dzień trenujemy na 100, 150 procent. Nie ma ani jednego dnia odpoczynku dla głowy. W tym sezonie przychodziłyśmy do hali z myślą, że nie obijamy się i chcemy zagrać jak najlepszy sezon. Widzieliśmy, że mamy materiał do tego, bo wszystkie jesteśmy fantastyczne. Trzeba to było po prostu złożyć w całość i się udało - relacjonowała z uśmiechem.
Zapytana wtedy o szansę na powtórkę w sezonie 2024/25 odparła, że ma na nią nadzieję, choć będzie bardzo ciężko choćby z powodu niemałych zmian w składzie. 34-letnia rozgrywająca, która barw Imoco broni od 2017 roku, teraz doczekała się w klubie koleżanki-rodaczki. Latem klub pozyskał Martynę Łukasik, która jest na razie rezerwową.
- Nie skupiałam się specjalnie na Martynie przy wprowadzaniu jej do drużyny. Mamy sześć czy siedem nowych zawodniczek, to naprawdę nowy zespół. Wydaje mi się, że udaje nam się odtworzyć chemię, która była wcześniej. Z każdym dniem jest coraz lepiej, coraz swobodniej się między sobą czujemy. Bardzo ważne, by być sobą, by nikt nie udawał. Bo każda z nas jest inna - podkreśla Wołosz.
Ona o zmianach w drużynie mówiła jako o wyzwaniu pod kątem adaptacji i zgrania, ale w środowisku siatkarskim krążą opinie, że właśnie teraz Imoco ma najmocniejszy skład w historii. Już wcześniej na skrzydle brylowała rewelacyjna szwedzka atakująca Isabelle Haak, a teraz siłę ofensywy wzmocniła zbierająca regularnie nagrody indywidualne na dużych imprezach brazylijska przyjmująca Gabriela "Gabi" Guimaraes.
Wołosz i spółka pozostają niepokonane od 17 kwietnia. Od przegrania wtedy jedynego meczu w finałowej rywalizacji w Serie A mają bilans 20-0. Obecny sezon zaczęły od podtrzymania tradycji w Superpucharze Włoch - w meczu o pierwsze trofeum w sezonie pokonały prowadzoną przez Stefano Lavariniego drużynę Numia Vero Volley Milano 3:2. Niedawno zespoły te spotkały się ponownie w lidze włoskiej - Imoco rozbiło będącą wiceliderem tabeli ekipę trenera reprezentacji Polski 3:0. W setach do 20, 18 i 15. W ostatnią niedzielę podobny los spotkał czwartą w stawce Novarę, a trzy dni później plasujące się na końcu stawki Cuneo.
Na pytanie, czy to najmocniejsza wersja klubu z Conegliano w historii Wołosz odpowiada z uśmiechem, że nie wie. A zaraz potem dodaje, że drużyna ma wysoko postawione cele i chce kontynuować podążanie zwycięską ścieżką. Mimo że rywalki robią wszystko, by ją z niej zepchnąć.
- Nie jest to łatwe. Co roku jest coraz trudniej, bo wszystkie zespoły naprawdę się na nas zasadzają i chcą nam te zwycięstwa - przede wszystkim w meczach o trofea - wyrwać. Po sezonie okaże się, czy bilans zwycięstw i trofeów będzie taki sam jak ostatnio - podsumowuje Polka.
I zaznacza, że na to czyhanie przeciwniczek trzeba być przygotowanym, a jedyną receptą na radzenie sobie z nim jest utrzymywanie pewności siebie i świadomość własnej wartości.
Utytułowana rozgrywająca jest kapitanem Imoco, do niedawna pełniła tę funkcję również w kadrze. Tuż po przegranym ćwierćfinale igrzysk w Paryżu ogłosiła zakończenie reprezentacyjnej kariery. Koleżanki z drużyny narodowej od razu zapowiadały, że będą ją namawiać na zmianę decyzji. Pytam więc, czy teraz, po kilku miesiącach, rozważyłaby cofnięcie tej deklaracji.
- Decyzja została podjęta, a nie lubię zmieniać zdania. To była przemyślana decyzja i jestem z nią pogodzona - zapewnia.
A czy z perspektywy czasu zmieniło się jej spojrzenie na sam występ w paryskim turnieju olimpijskim?
- Na pewno zmienia się ono po pewnym czasie, ale mimo wszystko staram się odbierać te igrzyska bardzo pozytywnie. Wiadomo, mogłyśmy zagrać lepiej. Niektórzy mówią, że dobrze zagrałyśmy tylko z Japonią [w pierwszym meczu w turnieju - red.]. Wydaje mi się, że jak na debiut naszej grupy - bo czekaliśmy przecież 16 lat na ponowny występ w tej imprezie - to każda z nas powinna być z siebie dumna. Moim zdaniem ćwierćfinał to dobry punkt wyjścia, by w turnieju olimpijskim gościć teraz regularnie - kończy Wołosz.