Poprzedni sezon reprezentacyjny Joanna Wołosz zakończyła wraz z koleżankami z kadry wywalczeniem przepustki na igrzyska w Paryżu i zaraz potem przed kamerami wygłosiła przemowę, w której opowiedziała o nadmiernej krytyce i hejcie, których doświadczyła. Teraz, tuż po zakończeniu występu w turnieju olimpijski w stolicy Francji, znów stanęła do wywiadów, mając przygotowaną ważną wiadomość. Wiadomość, która ma duże znaczenie z perspektywy polskiej siatkówki. Po przegranym ćwierćfinale kapitanka drużyny narodowej ogłosiła, że właśnie zakończyła występy w niej.
Wołosz swoją decyzję przekazała podczas wywiadu na żywo tuż po bolesnej porażce 0:3 z Amerykankami. W ostatnich trzech latach Polki wygrały cztery z sześciu spotkań z mistrzyniami olimpijskimi z Tokio, ale w pojedynku, którego stawką była strefa medalowa paryskiej imprezy, nie miały szans. Rozgrywająca zapewnia jednak, że swojej decyzji nie podjęła spontanicznie.
- Podjęłam ją już dawno temu. Rozmawiałam o tym z trenerem na samym początku roku. I ogromnie się cieszę, że mogłam ten cykl zakończyć takim turniejem. Wykonałyśmy bardzo dużo dobrej pracy przez te ostatnie lata. Jestem dumna, że mogłam brać udział w tym projekcie i ogromnie wdzięczna, że mogłam być częścią drużyny trenera Lavariniego - podkreśla 34-latka.
Chwilę wcześniej z dziennikarzami w Paryżu rozmawiała Malwina Smarzek. Atakująca - na wspomnienie o decyzji Wołosz - rzuciła z uśmiechem, że Wołosz "gada głupoty" i że sama będzie ją namawiać do pozostania w kadrze. Czy jest szansa, że jej się uda?
- Nie wiem. Wiadomo, jak to w życiu bywa. Ale wiem, że to jest dobry moment na to i myślę, że dałam z siebie 100, nawet 150 procent. Nie jestem też najmłodsza. Wiem, że są starsze zawodniczki czy zawodnicy ode mnie. Ale wiem też, jak moje ciało teraz reaguje, jak się regeneruje. Wydaje mi się, że to jest słuszna decyzja - argumentuje siatkarka Imoco Volley Conegliano.
Gdy zapytałam, czy poza zmęczeniem fizycznym na jej decyzję wpływ miało też zmęczenie psychiczne, to szybko odparła, że to nie ma znaczenia. - Taką decyzję podjęłam i przede wszystkim chciałabym powiedzieć, że cieszę się z tego, że mogłam reprezentować Polskę na tych najważniejszych turniejach - zaznacza.
I zapewnia, że pożegnanie z kadrą nie przyszło jej łatwo. Zadebiutowała w niej w wieku 20 lat, ale przypomina, że po raz pierwszy reprezentacyjną koszulkę założyła jako 15-latka, gdy trafiła do drużyny narodowej kadetek. - To jest więcej niż połowa mojego życia. To nie jest decyzja, która przychodzi jednego dnia i mówi się, że dzisiaj sobie kończę karierę - zwraca uwagę Wołosz.
Przez wiele lat odgrywała w reprezentacji ważną rolę - najpierw jako rozgrywająca, a potem także była kapitanką. Jeden z dziennikarzy określił ją mianem generała i spytał jak bez niego poradzi sobie reprezentacja. - Dziękuję za takie słowa. Wiem, że dziewczyny sobie poradzą. Na pewno tych generałów jeszcze znajdziemy - zapewnia doświadczona siatkarka.
Potem jeszcze raz wraca do przyczyny ogłoszonej we wtorkowy wieczór decyzji. - Nie chcę stracić tego momentu, w którym będę mogła poukładać sobie życie, będąc jeszcze młodą, sprawną osobą - zaznacza.
Spytana, jak spędzi przyszłe lato, mówi, że o tym pomyśli dopiero później. - Na razie chcę spędzić jeszcze te ostatnie dni z najlepszymi dziewczynami. Z najlepszym zespołem, który mógł mi się trafić - podkreśla.
A co przede wszystkim zapamięta z 14 lat występów w kadrze? Trzecie miejsce w tegorocznej Lidze Narodów. Tym cenniejsze, że wiedziała już wówczas, że to jej ostatni sezon reprezentacyjny.
- Znaczy to dla mnie bardzo dużo. Otrzymany wtedy brązowy medal jest dla mnie cenniejszy niż niejedno złoto. Do tego początki pracy z trenerem Stefano Lavarinim [Włoch od 2022 roku prowadzi Polki - red.] oraz mój debiut w kadrze, kiedy grały w niej jeszcze zawodniczki z ery "Złotek". To było stresujące - wspomina z uśmiechem Wołosz, która ma na koncie m.in. dwa triumfy w Lidze Mistrzyń i klubowych mistrzostwach świata oraz sześć tytułów mistrzyni Włoch.
W wywiadzie dla Eurosportu, podczas którego ogłosiła decyzję o rozbracie z kadrą, przyznała, że liczyła, iż ostatni mecz w niej zagra w najbliższy weekend, co oznaczałoby awans do półfinału igrzysk. Polki jednak wyraźnie przegrały z Amerykankami. Zdaniem Wołosz wpływ miała na to m.in. różnica w doświadczeniu w grze o taką stawkę. Żadna z Polek nie występowała wcześniej w turnieju olimpijskim (reprezentacja kraju w igrzyskach poprzednio rywalizowała w 2008 roku).
- Może za bardzo chciałyśmy. Przez dwa sety miałyśmy powiązane nogi. Szkoda, że walkę zaczęłyśmy dopiero od trzeciego - przyznaje rozgrywająca.
W tej odsłonie Biało-Czerwone prowadziły 5:0 i 12:8, ale po kilku minutach był remis 13:13. Po meczu wszystkie zawodniczki były podłamane. Co zamierzała im powiedzieć po dotarciu do szatni żegnająca się z kadrą kapitanka?
- Nie wiem. Jak będę przymierzała te ostatnie 15 metrów, to coś wymyślę. Na pewno każdą po kolei przytulę i powiem, że takich meczów zagrają jeszcze dużo - zdradza Wołosz.