25-letnia polska modelka Katarzyna Lenhardt została znaleziona martwa 9 lutego w swoim mieszkaniu w Berlinie. Choć oficjalnego potwierdzenia ze strony policji nie było, w Niemczech nikt już nie ma wątpliwości, że Polka popełniła samobójstwo.
Nikt też nie ma wątpliwości, co przyczyniło się do tak drastycznej decyzji Lenhardt ledwie tydzień po tym, jak poinformowano o zakończeniu jej związku z Jeromem Boatengiem. Niemiecki piłkarz i polska modelka, finalistka niemieckiej wersji programu Top Model z 2012 roku, byli parą 15 miesięcy. Związek zakończył się w niezwykle burzliwy sposób, w atmosferze wzajemnych oskarżeń.
Niemieckie media informowały, że rozstanie Polki z Boatengiem nastąpiło w styczniu 2021, niedługo po tym jak modelka pod wpływem alkoholu rozbiła Mini Coopera Boatenga, wjeżdżając w latarnię. Sam zawodnik poinformował o rozstaniu na Instagramie 2 lutego: "Jak już wiadomo z mediów, zakończyłem swój związek z Kasią Lenhardt. Od teraz idziemy w różnych kierunkach. To nieprzyjemne, ale to była jedyna słuszna rzecz, jaką mogłem zrobić. Musiałem to zrobić i już to zakończyć. Przepraszam wszystkich, których zraniłem, szczególnie moją byłą dziewczynę Rebeccę i nasze dzieci. Również jestem sobą zawiedziony. Mężczyzna musi brać odpowiedzialność i działać w interesie swojej rodziny, co właśnie czynię. Życzę Kasi wszystkiego najlepszego. Jerome Boateng."
Dzień później obrońca Bayernu był już zdecydowanie mniej dyplomatyczny i przejechał się po swojej byłej dziewczynie w wypowiedziach dla dziennika "Bild".
"Kasia została moją dziewczyną, rozbijając mój związek z Rebeccą i moją rodzinę. Szantażowała mnie. Zdecydowałem się z nią pozostać i spróbować sobie to wszystko ułożyć. To pod jej presją ogłosiliśmy publicznie, że jesteśmy w związku. Gdy byliśmy parą, Kasia często straszyła, że zniszczy mnie, moją karierę i sprawi, że stracę moje dzieci. Miała to uczynić poprzez oskarżenia mnie, że ją biję. Wiedziała, że matka moich dzieci oskarżała mnie o to samo i w związku z tym toczy się sprawa w sądzie. Kasia skontaktowała się z nią i powiedziała, że może jej pomóc przed sądem. Wszystko, byle mnie zniszczyć" - opowiadał.
Piłkarz stwierdził nawet, że Polka tworzyła fikcyjne konta w mediach społecznościowych, aby go atakować i rozpuszczać kłamstwa, a na koniec przyznał, że jego była dziewczyna potrzebuje pomocy, gdyż ma "ogromny problem z alkoholem".
Lenhardt z kolei nie udzielała wielu komentarzy. Przekazała jedynie w mediach społecznościowych, że to ona zakończyła związek "przez kłamstwa i niewierność" byłego reprezentanta Niemiec, którego nazwała wprost "diabłem". Posty te jednak zostały skasowane, a więcej wypowiedzi ze strony Polki nie było. Teraz dziennik "Bild" ujawnił, co najprawdopodobniej było tego powodem.
Jak się okazuje, w mieszkaniu Lenhardt znaleziono dokument, podpisany przez Polkę i piłkarza Bayernu, w którym dziewczyna zobowiązuje się do "zachowania absolutnego milczenia" na temat związku z Boatengiem. Dokument ten zabraniał jej udzielania jakich informacji i nie tylko publikowania wiadomości tekstowych / maili czy zdjęć, ale wręcz nakazywał ich skasowanie.
Lenhardt zgodziła się w nim również na "zapłatę kary umownej przy każdorazowym złamaniu ustaleń". Wysokość kary miał ustalać Boateng, "zachowując dyskrecję", a w ostateczności sąd.
Najważniejsza wydaje się być jednak data zawartego porozumienia - 25 stycznia 2021 roku. To oznacza, że Jerome Boateng kupił milczenie swojej byłej dziewczyny nt. związku z nią, a następnie tydzień później sam wytoczył przeciwko niej bardzo mocne oskarżenia, które wywołały falę internetowego hejtu, która spłynęła na Katarzynę Lenhardt. Hejtu, którego Polka ostatecznie nie wytrzymała.
Czy Boateng w pełni zaplanował takie działanie? Po co było mu potrzebne milczenie Lenhardt? Czy Polka mogła się spodziewać takiego zachowania ze strony byłego partnera? Na te pytania prawdopodobnie nie poznamy odpowiedzi, bo zawodnik odmówił komentarza dziennikarzom "Bilda" na ten temat.
Niemieccy dziennikarze zapytali o to porozumienie rodzimego prawnika Stephana Rubbena.
"Umowy o dyskrecji mogą być niemoralne, na przykład jeśli są nieproporcjonalne i niekorzystne dla jednej ze stron. Byłoby tak, gdyby wykorzystano ich do zakazania drugiej stronie obrony przed publicznie podnoszonymi zarzutami" - mówił Rubben, zaznaczając, że "w przypadku naruszeń można z łatwością zażądać kwot w zakresie pięciocyfrowym".
Łatwo można się domyślić, że to właśnie było jednym z powodów, dlaczego Katarzyna Lenhardt nie zdecydowała się publicznie odpowiedzieć na zarzuty Jerome'a Boatenga.
Głos zabrała za to inna była partnerka Boatenga - również modelka - Melissa Howe. Kobieta w rozmowie z "The Sun" zarzuciła piłkarzowi, że bawi się życiem kobiet. Artykuł nie jest już dostępny na internetowej stronie gazety.
Dzień po tragicznej informacji o śmierci Lenhardt, Boateng, który przebywał z Bayernem w Dubaju i szykował się do występu w finale Klubowych Mistrzostw Świata, wrócił do Niemiec.
- Wiadomości z Berlina bardzo nas dotknęły. Jerome przyszedł do mnie i poprosił o zgodę, aby mógł wylecieć wcześniej z Kataru. Nie będzie do naszej dyspozycji aż do odwołania - mówił wówczas szkoleniowiec Bayernu, Hansi Flick.
Przez kilka dni piłkarza nie było z zespołem, później jednak wrócił do treningów, a w sobotę także wrócił do składu Bayernu Monachium. Doświadczony obrońca rozegrał pełne 90 minut w przegranym meczu Bundesligi z Eintrachtem Frankfurt (1:2). Były reprezentant Niemiec wystąpił z czarną opaską na ramieniu. Można jedynie ubolewać, że jego refleksja przyszła tak późno.