"Wierzymy we Franka. Wtedy. Teraz. Zawsze" - takie słowa umieścili kibice Chelsea na fladze, która w niedzielne popołudnie po raz pierwszy zawisła na Stamford Bridge. Fani londyńskiego klubu wyrazili w ten sposób poparcie dla Lamparda, którego posada od kilku tygodni wisiała na włosku. Chociaż Chelsea pokonała Luton Town 3:1 i awansowała do 5. rundy Pucharu Anglii, to poparcia dla trenera nie podzielił zarząd klubu. Niespełna dobę po zwycięstwie Lampard został zwolniony.
- To była bardzo trudna decyzja dla klubu nie tylko dlatego, że mam z nim doskonały kontakt i darzę go wielkim szacunkiem. Jest ikoną tego klubu i to się nigdy nie zmieni. W obecnej sytuacji uważamy jednak, że najlepszym rozwiązaniem jest zmiana trenera - powiedział Roman Abramowicz, cytowany przez oficjalną stronę klubu.
Słowa Rosjanina pokazują, jak wyjątkowym projektem miała być Chelsea za kadencji najlepszego strzelca w jej historii. Nigdy wcześniej Abramowiczowi nie zdarzyło się osobiście dziękować trenerowi za pracę w oficjalnym komunikacie. Nie zmienia to jednak faktu, że projekt, który miał podkreślić przemianę Chelsea, legł w gruzach, a Lampard podzielił los dziewięciu poprzedników, którzy obejmowali drużynę w roli stałego trenera.
- Zarządzając klubem, sentymenty i zażyłe relacje trzeba odłożyć na bok i Abramowicz to zrobił. Gdyby Rosjanin kierował się tylko sercem, to pewnie zostawiłby Lamparda na stanowisku do końca sezonu niezależnie od tego, co działo się na boisku. A tam nie działo się nic dobrego. Lampard jednak doskonale zna Abramowicza i wiedział, co go czeka - mówi nam Michał Zachodny, analityk reprezentacji Polski U-19, kibic Chelsea.
Historia klubu pod wodzą Lamparda miała być równie piękna jak ta, którą Anglik zapisał w nim w roli zawodnika. Przez 13 lat gry na Stamford Bridge Lampard wygrał z Chelsea wszystko, zostając najlepszym strzelcem w jej historii. W roli trenera zaczął więcej niż obiecująco, bo chociaż klub musiał poradzić sobie z odejściem Edena Hazarda i zakazem transferowym, to zespół awansował do Ligi Mistrzów i był o krok od zdobycia Pucharu Anglii.
W tym sezonie Chelsea miała postawić następny krok. Latem klub wydał ponad 200 milionów funtów na transfery, sprowadzając do Londynu między innymi Kaia Havertza, Timo Wernera, Hakima Ziyecha, Thiago Silvę czy Bena Chilwella. Długo wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Od połowy września Chelsea nie przegrała 16 kolejnych meczów, pewnie awansowała do 1/8 finału Ligi Mistrzów i przez chwilę prowadziła w Premier League.
Wszystko runęło jednak na początku grudnia, od kiedy zespół zdobył tylko siedem punktów w ośmiu meczach, z których przegrał aż pięć. I nie były to wpadki, tylko bolesne porażki, w trakcie których Chelsea często wyglądała na zlepek indywidualności, który nie wie, co ma robić.
- Od samego zwolnienia trenera ważniejszy jest jednak czas, w jakim do niego doszło. Chelsea wyglądała bardzo źle od kilku tygodni. Uważam, że przełomowym meczem była wyjazdowa porażka z Wolverhampton (1:2). Zespół nie zareagował tam na bardzo słaby mecz z Evertonem (0:1) i dodatkowo stracił prowadzenie i koncentrację. Rozpad tej drużyny był widoczny gołym okiem, co skłoniło Lamparda do pierwszej mocniejszej krytyki zawodników w mediach. To przyniosło bardzo krótkotrwały efekt w postaci zwycięstwa z West Hamem United (3:0), ale to też nie był rewelacyjny występ Chelsea. Potem przyszły bolesne porażki z Arsenalem (1:3), Manchesterem City (1:3) oraz Leicester City (0:2). Pierwsze mecze dwa obnażyły problemy w zarządzaniu zespołem, a ostatni dobitnie pokazał, na czym polega różnica między trenerem, który w zawodzie pracuje 10 lat i zdążył wyciągnąć wnioski z błędów, jakie w ostatnim czasie popełnił Lampard - mówi Zachodny.
I dodaje: W ostatnich tygodniach Lampard się miotał. Zmieniał formacje, role na boisku, napastników, a nawet parę stoperów, przywracając do składu Antonio Ruedigera, którego latem chciał sprzedać. To wszystko skłaniało do myślenia, czy za tym jest jakaś logika, pomysł, czy Lampard wie, co robi.
- W ostatnich tygodniach pojawiło się sporo głosów mówiących, że filozofia gry Lamparda nie jest do końca jasna. W przegranych meczach nie wiadomo było, co drużyna chce osiągnąć. W poprzednim sezonie to było oczywiste, można było nakreślić kształt taktyki, czego nie można powiedzieć o ostatnich tygodniach. Nawet gdy Lampard stosował ulubione ustawienie 4-3-3 nie wiadomo było, czy Chelsea ma grać na posiadanie piłki, czy na wysoki pressing, czy na kontratak. Zespół wyglądał na taki, który wychodzi na boisko i czeka, co się wydarzy, wierząc, że będzie to coś dobrego. W ostatnich tygodniach przeciwnicy nie czekali na Chelsea, tylko narzucali swój styl, strzelali gole i ustawiali sobie mecze, na co zespół Lamparda nie potrafił odpowiedzieć. To zabrzmi brutalnie, ale długimi momentami w Chelsea nie było widać ani ręki trenera, ani jego charakteru.
- Wydaje mi się, że Lampard nie dawał już nadziei na to, że może rozwiązać problemy Chelsea. Czas na to był po 1 stycznia, kiedy zespół miał więcej czasu na trening. Lampard zapowiadał wtedy, że ustabilizował drużynę, że więcej czasu poświęcił na organizację gry. Na boisku widzieliśmy jednak zupełnie co innego. Mecz z Leicester City dobitnie pokazał, że to nie jest drużyna. Odniosłem wrażenie, że to po prostu zespół rzucony na pożarcie.
"The Athletic" szeroko opisał genezę problemów Lamparda. Z tekstu wynika, że Anglik mimo swojego statusu w klubie, musiał mierzyć się z tymi samymi problemami, co poprzednicy. "Już w sierpniu usłyszeliśmy, że jeśli Chelsea przegra cztery-pięć meczów, to klub dokona zmiany. Wtedy trudno było w to uwierzyć, ale dziś okazuje się prawdą" - czytamy.
Chociaż Lampard miał mieć czas na budowę nowej, młodej drużyny, to zaufanie, jakim darzyła go Marina Granowskaja, czyli najważniejsza osoba w klubie po Abramowiczu, było niewielkie. Do pierwszego zgrzytu między Anglikiem i Rosjanką miało dojść już przy uzgadnianiu szczegółów umowy latem 2019 roku. Lampard nie tylko otrzymał znacznie niższą pensję od poprzedników (4 miliony funtów rocznie), ale też nie pozwolono mu zatrudnić Shay'a Givena w roli trenera bramkarzy. Granowskaja chciała też, by Anglikowi pomagał Eddie Newton, czyli były piłkarz Chelsea, który jest w bardzo dobrych relacjach z zarządem klubu.
Chociaż w takiej roli Antonio Conte pomagał Carlo Cudicini, a Maurizio Sarriemu Gianfranco Zola, to Lampard na obecność Newtona w sztabie się nie zgodził. "Z doświadczenia wiedział, że Chelsea lubi uprawiać politykę i pewne rzeczy musi wziąć na siebie" - czytamy w "The Athletic".
Kolejne problemy miały pojawić się w zeszłorocznym, zimowym okienku transferowym. Chelsea udało się wywalczyć złagodzenie zakazu do jednego okienka, więc Lampard oczekiwał wzmocnień. Na jego liście życzeń mieli znajdować się Pierre-Emerick Aubameyang, któremu wygasał kontrakt z Arsenalem, oraz Ziyech. Pierwszy ostatecznie został w północnym Londynie, drugi związał się z Chelsea w lutym, gdy nie można było już zgłosić go do poprzednich rozgrywek.
Problemem był też Kepa Arrizabalaga, czyli najdroższy bramkarz świata, który na Stamford Bridge kompletnie rozczarował. Granowskaja i zarząd mieli oczekiwać od Anglika pomocy dla zawodnika, a ten uparł się na sprowadzenie jego zastępcy. Stosunki Lamparda z Rosjanką miały być coraz bardziej napięte, a do trenera miały też dochodzić głosy o tym, że klub szuka kogoś na jego miejsce. Faworytem Granowskiej miał być zwolniony z Tottenhamu Mauricio Pochettino.
"The Athletic" przekonuje, że do zwolnienia Lamparda nie doszło tylko dlatego, że po zajęciu czwartego miejsca w lidze i awansu do finału Pucharu Anglii, taki ruch wzburzyłby kibiców stojących murem za swoją legendą. Lampard również miał mocno analizować swoją sytuację. "Gdyby to był inny klub niż Chelsea, odszedłby latem" - czytamy w "The Athletic".
Lampard miał coraz mniej pasować nie tylko Granowskiej, ale też części bardziej doświadczonych zawodników. Chociaż za trenerem murem stali młodzi piłkarze, którym Anglik dawał najwięcej szans, odkąd Abramowicz jest w Chelsea, to reszta do szkoleniowca tak przekonana nie była. Lampardowi zarzucano brak konkretnych instrukcji taktycznych oraz niewielką liczbę indywidualnych rozmów. Drużyna miała też bardzo źle zareagować na publiczną krytykę ze strony trenera, której w ostatnich tygodniach było wiele.
- Lampard rozmawiał tylko z tymi, z któymi chciał. Znam zawodników, którzy nie byli w składzie i nie rozmawiali z nim przez wiele miesięcy. To frustrujące, bo piłkarze nie wiedzieli, co mają robić lepiej i co trener o nich sądzi. Chociaż Chelsea długo nie przegrywała meczów, to Lampard powinien rozmawiać z ludźmi. Jestem zdziwiony jego podejściem, ponieważ sam niedawno skończył karierę i powinien wiedzieć, czego potrzebują jego gracze - mówi w "The Athletic" anonimowe źródło bliskie pierwszej drużynie.
Zachodny: Każdy z trenerów ma swój styl i podejście. Marcelo Bielsa też nie rozmawia indywidualnie z zawodnikami i nikt nie robi z tego problemu. Podobnie byłoby w przypadku Lamparda, gdyby wyniki były dobre, bo ostatecznie chodzi przecież tylko o to. Trenerzy mają różne style zarządzania i być może styl Lamparda bardziej pasował do poprzedniego sezonu i innej kadry niż tego, co dzieje się teraz.
O ostatecznym losie Anglika miała przesądzić zeszłotygodniowa porażka z Leicester City. To wtedy Granowskaja chwyciła za telefon i zadzwoniła do Ralfa Rangnicka, który odrzucił jednak ofertę posady trenera tymczasowego. Lamparda, który z zespołem miał się już pożegnać już po meczu z Leicester City, ma zastąpić Thomas Tuchel. Zadaniem Niemca, ktory na początku roku został zwolniony z PSG, będzie natychmiastowa poprawa wyników i odbudowanie Wernera oraz Havertza. Zawodnicy, którzy mieli być liderami Chelsea, na razie są ogromnym rozczarowaniem.
- Chelsea zagra 4 mecze w 12 dni. To nie jest komfortowy moment, bo co można w nim zrobić? Tuchel na pewno będzie znał ten zespół, będzie przygotowany i postara się coś zmienić odprawą taktyczną, przemową, indywidualnym podejściem do piłkarzy, a może po prostu uporządkowaniem podstawowych rzeczy. Trzeba jednak przyznać, że Tuchel wchodzi do Chelsea w specyficznym momencie, bo za kadencji Abramowicza każdy z trenerów, który obejmował zespół w środku sezonu, był tylko opcją tymczasową. Niemiec nią nie będzie, jego zadania będą znacznie poważniejsze niż tylko wypełnienie bieżących celów i zostawienie drużyny kolejnemu trenerowi - mówi Zachodny.
I dodaje: Jeśli Chelsea będzie chciała osiągnąć coś z Tuchelem, będzie musiała ruszyć mocniej w jednym kierunku. Chociaż w ostatnich tygodniach pracy Lamparda ten kierunek był mocno zaburzony, to jednak był jasno określony. Anglik prowadził młody zespół, który w końcu musiał wpaść w kryzys. To naturalne przy takiej liczbie transferów młodych zawodników. I nie ma znaczenia, czy piłkarz przychodzi z Bundesligi, czy z innej ligi. Okres adaptacji jest bardzo trudny i to też trzeba brać pod uwagę.
Pierwszy mecz pod wodzą nowego trenera Chelsea rozegra już w środę, kiedy na Stamford Bridge podejmie Wolverhampton. Początek spotkania o 19.