Absurdy jak w Żandarmie z Saint-Tropez. Tak Francuzi prowadzą śledztwo po skandalu w finale Ligi Mistrzów

Kacper Sosnowski
Tysiące intruzów na Stade de France, sforsowane barierki, gaz łzawiący i 30 minut opóźnienia meczu, a potem wzajemne przerzucanie się winą. Trwają śledztwa w sprawie skandalu dotyczącego tegorocznego finału Ligi Mistrzów, ale działania Francuzów na razie przypominają komedie z Louisem de Funesem. Właśnie okazało się, że nie będzie można skorzystać ze stadionowego monitoringu, bo nagrania zostały skasowane.

W latach 60-tych i 70-tych cała Francja, a potem świat, żyli zabawnymi śledztwami prowadzonymi przez cholerycznego żandarma, który nieudolnie próbował walczyć z przestępczością. Postać sierżanta Cruchot granego przez Louisa de Funesa, budziła uśmiech kolejnych pokoleń chętnie oglądających "Żandarma z Saint-Tropez" i jego kontynuacje. Reżyser obrazu Jean Girault pomysł na film zaczerpnął z życia - był zirytowany nieporadnością francuskich funkcjonariuszy, którym zgłosił kradzież kamery. Gdyby teraz musiał wynajdywać kolejne absurdy dotyczące funkcjonowania francuskiej policji, kilka znalazłoby się w sprawie związanej z finałem Ligi Mistrzów. Po nim głośno jest nie o jednej, a 220 kamerach, z których teraz nie ma żadnego pożytku. 

Zobacz wideo Lewandowski największym pechowcem Ligi Mistrzów?

220 kamer monitoringu i zero filmów z zajściami

W sprawie burd i wtargnięcia kibiców na finał Ligi Mistrzów rozegrany na Stade de France 28 maja, trwają obecnie dwa śledztwa. Pierwsze ruszyło dwa dni po finale i dotyczy możliwego "fałszerstwa i działania zorganizowanej grupy przestępczej", czyli ustalenia tego, w jaki sposób kibice dysponowali 40 tys. podrabianych biletów i kto jak i dlaczego nielegalnie dostał się na stadion. Drugie ruszyło 10 czerwca i dotyczy kradzieży i stosowania przemocy i pobić, do których miało dochodzić wokół stadionu. Okradani z biletów i wartościowych przedmiotów osobistych byli kibice drużyn przyjezdnych (Realu Madryt i Liverpoolu).  O dantejskich scenach i braku reakcji policji, która jeśli już, to stosowała gaz łzawiący, pisaliśmy TU.  

Wydawało się, że monitoring ze stadionu przyda się przy dwóch prowadzonych sprawach. Jednak wymiar sprawiedliwości zwrócił się do operatora Stade de France o dostęp do zapisu z kamer wideo dopiero 9 czerwca. Prośba została zatem złożona 12 dni po finałowym meczu. Jak się okazało nieco za późno. System wideo operatora Stade de France, automatycznie usuwa nagrania z kamer po upływie siedmiu dni. Tak też było i tym razem. Nikomu w tej sprawie nie zapaliła się czerwona lampka. Filmy z aż 220 kamer dokumentujących wydarzenia z 28 maja, wyparowały.  

- W ten brak koordynacji między służbami, trudno jest uwierzyć. Czy to jest profesjonalizm? Trzeba wyciągnąć z tego konsekwencje. To nie jest poważne - grzmiał w rozmowie z France Info senator Davis Assouline, zajmujący się przygotowaniem do igrzysk olimpijskich w Paryżu. Dodał, że każdy, kto pracował i podpisywał umowę na imprezę z operatorem Stade de France, zna te procedury, a o nagrania może wystąpić prokurator czy sąd.   

Organem regulującym warunki korzystania z obrazów z monitoringu we Francji jest Narodowa Komisja ds. Informatyki i Wolności (CNIL). Została stworzona w celu jak największej ochrony prawa do wizerunku i tożsamości osób, które mogą być zarejestrowane na obrazach z monitoringu. Francuskie prawo zabrania przechowywania wideo z monitoringu dłużej niż 30 dni, ale jest to czas, który rzadko jest stosowany. Każdy podmiot odpowiedzialny za rejestrowanie i przechowywanie wideo może samodzielnie określić okres przechowywania filmów. Ponieważ filmy wymagają sporej pojemności pamięci komputera, a to kosztuje, to ten czas zwykle wynosi od kilku do kilkunastu dni.  

- Dzięki tym nagraniom mogliśmy wiedzieć, co działo się na trybunach, ale także przed stadionowymi bramami. Mam nadzieję, że jakiś informatyk mógłby te obrazy przywrócić - komentował Assouline. Na razie nie wiadomo, czy jest to możliwe, ale wiele wskazuje na to, że prokuratura, zamiast przeglądać materiały wideo, najpierw będzie starała się je odzyskiwać. 

Francuska policja na razie stara się robić dobrą minę do złej sytuacji. W wydanym przez siebie komunikacie zapewnia, że dysponuje zabezpieczonymi nagraniami z kamer, za które odpowiada albo ratusz Saint-Denis, albo sama policja. Chodzi o kamery będące w dyspozycji władz publicznych. Tyle że w większości znajdują się one na pobliskich ulicach, czy budynkach, a przy 220 rejestratorach, które były w samym centrum wydarzeń na stadionie, mogą być one raczej uzupełnieniem głównego materiału. Na razie sprawa szukania winnych zamieszek podczas paryskiego finału, wygląda jak przerzucanie się winą.  

Przerzucanie się winą i historie o fałszywych biletach

Przypomnijmy, że francuska minister sportu Amelie Oudea-Castera przedstawiła teorię, że chaos przed meczem wywołali kibice z Liverpoolu. W tym stwierdzeniu Casterę poparł zresztą minister spraw wewnętrznych Francji. Politycy przekazali informację o nawet 40 tys. osób z fałszywymi biletami, którzy zablokowali bramki i zaznaczyli, że pomysł UEFA, by wejściówki były dostępne w formie papierowej, a nie jedynie elektronicznej, był chybiony. W dodatku FC Liverpool nie nadzorował swoich kibiców, co starał się robić Real Madryt. 

Liczba fanów z fałszywkami wydaje się jednak wyolbrzymiona. Na spotkaniu w senacie francuski związek piłkarski przekazał, że między 18.00 a 21:30 kołowrotki Stade de France zarejestrowały tylko 2471 złych (fałszywych) biletów, a 66 ich procent przypadło na wejścia przeznaczone dla Anglików. Pytanie brzmi jednak, czy stadionowy system działał prawidłowo. 

W angielskich mediach pojawiła się choćby historię znajomych i rodzin piłkarzy, którzy bilety na finał dostali z pewnego źródła, a stadionowy system nie chciał udzielić im dostępu na stadion. Ponieważ wiele osób przeskakiwało przez ogrodzenie, organizatorzy zamknęli wszystkie bramki i spora grupa kibiców z biletami w ogóle nie mogła wejść na mecz. Na wyspach zwraca się uwagę na złą organizację i zabezpieczenie spotkania oraz niewystarczającą liczbę pracujących przy nim funkcjonariuszy.  

Francuska wtopa z kamerami rejestrującymi te wydarzenia na pewno do dobrego klimatu wokół wyjaśnienia tej sprawy się nie przyczyni.  

Więcej o:
Copyright © Agora SA