6 maja 2009 roku w Londynie odbył się drugi mecz półfinału Ligi Mistrzów pomiędzy Chelsea a Barceloną. W pierwszym meczu na Camp Nou był remis 0:0. Chelsea miała więc rewanż na własnym obiekcie, ale Barcelonę premiowała obowiązująca wówczas zasada goli na wyjeździe. Jedna bramka mogła całkowicie pogrążyć Chelsea. I ten gol padł, w 91. minucie po kapitalnym strzale Andreasa Iniesty, który wyrównał na 1:1 (pierwszego gola strzelił dla Chelsea Essien). Ale, jak pisze angielski "Daily Mail", gdyby zapytać się kto był wówczas "katem" angielskiego zespołu, to Hiszpan nie będzie na pierwszym miejscu.
"Wypowiedz imię Tom Henning Ovrebo każdemu fanowi Chelsea, a prawdopodobnie otrzymasz wściekłą tyradę zaśmieconą teoriami spiskowymi. Dokładnie 13 lat minęło od czasu, gdy Ovrebo ugruntował swój dożywotni status złoczyńcy na Stamford Bridge - miejscu jego najsłynniejszej zbrodni sędziowskiej. Chociaż dla fanów Chelsea ta noc pozostaje bolesnym tematem" – czytamy w angielskim serwisie.
Ten mecz przeszedł do historii Ligi Mistrzów. Niestety, zapisał się na jej czarnych kartach. Właśnie przez sędziowanie Norwega. Sytuacji kontrowersyjnych było tyle, że można by nimi obdzielić całą kolejkę ligową. 24. minuta – Ovrebo dyktuje rzut wolny za faul Daniego Alvesa na Maloudzie, chociaż wydaje się, że działo się to już w polu karnym. 26. minuta: Didier Drogba przewraca się w polu karnym po tym, jak Eric Abidal próbuje go zatrzymać. Gwizdek sędziego milczy. Ale to był tylko wstęp do tego, co miało się stać później.
65. minuta: Ovrebo pokazuje Abidalowi czerwoną kartkę za faul na wychodzącym na czystą pozycję Anelce, choć ciężko stwierdzić, czy Anelka rzeczywiście upadł na skutek kontaktu z rywalem. W 72. minucie Anelka znów upada, tym razem w polu karnym po starciu z Toure, ale karnego znowu nie ma.
Najbardziej pamiętne kontrowersje z tego meczu dotyczą jednak nie rzekomych fauli. 82. minuta: Pique zagrywa wyciągniętą ręką we własnym polu karnym. Stadion szaleje, Ovrebo pozostaje niewzruszony. I w końcu, w 95. minucie, już przy wyniku 1:1, z pola karnego strzela Ballack. Piłkę ręką uniesioną wysoko nad głową blokuje Samuel Eto'o, ale Norweg znowu nie widzi przewinienia, mimo że stoi dwa metry od sytuacji i nikt mu nie zasłania. To po tej sytuacji Michael Ballack wracał za arbitrem i w biegu, z odległości kilkunastu centymetrów krzyczał do niego. "Obraz szalejącego Ballacka goniącego, popychającego i krzyczącego na sędziego pozostaje synonimem meczu, który Jose Mourinho, który później nazwał 'skandalem na Stamford Bridge'" – pisze "Daily Mail".
Ovrebo zaraz potem zakończył mecz, a na boisku zrobiło się potworne zamieszanie. Kibice pamiętają je głównie za sprawą Didiera Drogby, który szalał i wrzeszczał na sędziego. W końcu odwrócił się do kamery i wykrzyczał "f…ing disgrace", co można przetłumaczyć jako "pier…… hańba".
Od tych wydarzeń minęło 13 lat i z okazji rocznicy dziennikarze "Daily Mail" porozmawiali z głównym antybohaterem meczu, czyli sędzią. - Jestem pewien, że zakończenie meczu byłoby dla nas jako sędziów znacznie łatwiejsze, gdyby [Iniesta] nie strzelił tego gola. Chelsea przeszłaby do finału, a ich kibice poszliby do pubu i powiedzieli: „może powinniśmy mieć jeden, dwa, trzy, cztery, pięć lub sześć rzutów karnych… ale to nie ma dziś znaczenia, jesteśmy w finale – mówi Norweg.
Ovrebo odpowiedział też na najważniejsze pytanie: czy teraz, patrząc na te sytuacje z perspektywy czasu, podjąłby inne decyzje? - Nie sądzę, by kibice Chelsea mieli rację, gdy domagają się czterech albo pięciu rzutów karnych, ale myślę, że każdy, kto zna piłkę nożną i przepisy, wie, że powinien zostać podyktowany karny – wyznał Norweg, przyznając się tym samym po 13 latach do błędu. - Mogą sobie spekulować, które z tych sytuacji powinny być odgwizdane. Nie udzielę poprawnej odpowiedzi na to, ponieważ nie mam właściwej odpowiedzi, po prostu mam swoją percepcję. Tak się dzieje, zwłaszcza przed erą VAR. Czasami przegapiasz rzut karny, czasami czerwoną kartkę lub kluczową decyzję. – dodał.
Odnośnie VAR-u, to Norweg ma dość zaskakujący pogląd na ten temat. - Myślę, że VAR jest dobrą rzeczą dla futbolu, o ile jest mądrze używany, ale oczywiście pozbawia to też frajdy z bycia sędzią, ponieważ ma się ten mechanizm bezpieczeństwa. Ja byłem sędzią w innej erze, kiedy nie mieliśmy tej technologii i bardzo mi się to podobało - ten bardzo krótki dystans między byciem w niebie i w piekle – stwierdził.
Ovrebo wytłumaczył także, jaka była przyczyna tak słabego występu w tamtym meczu. - W takim meczu, kiedy masz tak wiele pretensji odnośnie rzutów karnych, czasami jako sędzia pilnujesz się, żeby nie dać się oszukać zespołowi. Więc może to wpłynęło negatywnie na moje postrzeganie. To może być to. Nie wiem na pewno, tylko spekuluję. To może być jedno z wyjaśnień, że nie chcesz wyglądać na sędziego, który jest zmuszany do podyktowania karnego. Więc może wtedy postrzegasz sytuację bardziej rygorystycznie – wyjaśnił.