Real Madryt przeszedł drogę z piekła do nieba. Zaczęło się od porażki 3:4 z Manchesterem City w półfinale Ligi Mistrzów. A zakończyło wygraną 3:1 w rewanżu na Santiago Bernabeu. Piłkarze Carlo Ancelottiego zdobyli dwie arcyważne bramki w 90. i 91. minucie. Gola na wagę awansu w dogrywce z rzutu karnego strzelił Karim Benzema.
Liverpool na tym samym etapie rozgrywek dość sprawnie poradził sobie z Villarrealem. W pierwszym meczu na Anfield zespół Juergena Kloppa wygrał bez żadnych problemów 2:0. Rewanż w Hiszpanii był już dużo trudniejszy, a szczególnie pierwsza połowa, w której Villarreal strzelił dwa gole. Liverpool zrewanżował się jednak z podwójną siłą, zdobywając w drugiej części gry trzy bramki. Mecz zakończył się rezultatem 3:2 dla angielskiego klubu.
Finał Ligi Mistrzów zapowiada się niezwykle emocjonująco. Obie drużyny znają się już z przeszłości, bo mierzyły się ze sobą na tym samym etapie rozgrywek w 2018 roku. Wtedy lepszy okazał się Real Madryt, który wygrał 3:1 po fatalnych błędach Lorisa Kariusa, ówczesnego bramkarza Liverpoolu. Tegoroczny finał będzie więc szansą na rewanż dla angielskiego klubu.
Więcej treści sportowych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Do meczu zostały jeszcze trzy tygodnie. Thibaut Courtois w jednym z wywiadów powiedział, dlaczego Real Madryt jest w lepszej sytuacji niż Liverpool. - Grają w tym sezonie naprawdę rewelacyjnie, więc to będzie bardzo trudny mecz. Jedyną dobrą informacją dla nas jest to, że nie gramy już o nic. Możemy dobrze wypocząć przed tym starciem, podczas gdy Liverpool gra o wygraną w Premier League. Dla nich będzie to nieco trudniejsze spotkanie - mówił Belg w rozmowie z beIN Sports.
Kilka dni temu Real Madryt świętował zdobycie 35. tytułu mistrzowskiego w Hiszpanii. Zespół Ancelottiego przypieczętował zwycięstwo wygraną 4:0 z Espanyolem. Liverpool natomiast wciąż nie może być pewny mistrzostwa Anglii. Drużyna Juergena Kloppa znajduje się na 2. miejscu w tabeli i traci do prowadzącego Manchesteru City jeden punkt. Do końca sezonu zostały jeszcze trzy kolejki (nie licząc zaległych meczów).