• Link został skopiowany

W sporze Superliga - UEFA jedna ze stron nie musiała bać się konsekwencji prawnych. "To była głośna sprawa"

Była źle przygotowana? A może jedynie nie wytrzymała wewnętrznego rozłamu, krytyki fanów czy ostracyzmu piłkarskich decydentów? Konsekwencji prawnych Superliga niekoniecznie musiała się obawiać. - Wewnętrzne regulacje FIFA i UEFA nie mogą naruszać prawa konkurencji - przypomina Sport.pl Hubert Radke. Prawnik i były koszykarz, który sprawę autonomicznej ligi zna z własnego podwórka, twierdzi, że chęć klubowej autonomii w futbolu powróci.
Fot. Richard Juilliart / AP

W niedzielę ogłoszono jej utworzenie, a we wtorek projekt zamknięto. W 48 godzin założyciele Superligi zdążyli wyjaśnić potrzebę jej istnienia, scharakteryzować, pochwalić się pieniędzmi, jakie zarobią i podać 60 procent jej składu. Kibice większości klubów założycieli odsądzili wtedy klubowe władze od czci i wiary, a UEFA zaatakowała pakietem kar z wykluczaniem z rozgrywek ligowych czy niedopuszczaniem piłkarzy do turniejów mistrzowskich. Czy europejskie władze piłkarskie strzelały ślepakami? Na razie się o tym nie przekonamy, ale to ważny temat w kontekście tego co może dziać się w futbolu w przyszłości. Sprawa Superligi nie wydaje się być zamknięta na zawsze. 

Zobacz wideo Borussia Dortmund -FC Union Berlin 2-0 [Eleven Sports]

Sąd zabezpieczył Superligę na gniew UEFA 

- Superliga, rozumiana jako liga niezależna od FIFA i UEFA, tzw. breakaway league to pod względem prawnym kwestia bardzo złożona. Jak pokazały ostatnie 2 dni, nawet prawnicy specjalizujących się w prawie konkurencji nie byli w stanie dokonać jednoznacznej oceny. Co do zasady: wewnętrzne regulacje FIFA i UEFA nie mogą naruszać prawa konkurencji, czy to na płaszczyźnie krajowej, czy też UE - mówi Sport.pl Hubert Radke, były koszykarz, prawnik specjalizujący się w dziedzinie prawa sportowego. Nasz rozmówca zwraca uwagę na jeszcze jedną ważną rzecz, którą od razu zajęła się Superliga, bo zapewne była przygotowana na szybki atak europejskich władz piłkarskich. 

- W poniedziałek Sąd w Madrycie przychylił się do wniosku Superligi o zabezpieczenie przeciwko decyzjom UEFA. Jeżeli to zabezpieczenie zostałoby utrzymane, do czasu ostatecznego rozstrzygnięcia sporu, europejskie władze piłkarskie nie mogłyby karać klubów i piłkarzy biorących udział w nowych rozgrywkach - mówi Radke. Podobno w projekt Superligi miało być zaangażowanych kilkanaście najlepszych kancelarii prawa sportowego z Anglii, Hiszpanii czy Włoch.

Trudno przypuszczać, by porwały się one z motyką na słońce i nie miały analiz projektu od strony prawnej i formalnej. W poniedziałek w Madrycie dodatkowo zyskały mocną kartę jeszcze przed batalią sądową, która prawdopodobnie by nastąpiła. Radke zwraca uwagę, że sąd wydał jednostkowe orzeczenie, a UEFA czy krajowe federacje zapewne mogłyby je zaskarżyć, ale był to pewien sygnał, być może ważny w kontekście przyszłości. 

- W szerszej perspektywie myślę, że w przypadku Superligi nie można by powiedzieć, że kluby, które chciałyby ją założyć, złamałyby regulacje FIFA czy UEFA. Te regulacje nie mogą bowiem łamać prawa do konkurencji. Czytałem opinię prawników, którzy twierdzili, że Superliga w starciu przed sądem z UEFĄ być może miałaby większe szanse. Z drugiej strony ważna byłaby też ocena, czy kluby przy samym jej projekcie nie nadużywają swojej dominującej pozycji na ryku. To bardzo delikatna i złożona kwestia - tłumaczy Radke. 

Koszykarski chaos i "prawna złożoność problemu"

Radke, który sam kiedyś uprawiał sport, grał w koszykarskiej reprezentacji Polski, sprawy sporów, rozłamu i autonomicznej ligi, zna dobrze ze swojego podwórka.

Już w 2000 roku Międzynarodowa Federacja Koszykówki (FIBA) próbowała sprzeciwić się utworzeniu Euroligi, za którą optowały najbogatsze kluby. Ta jednak wystartowała, w uporządkowany świat wsadów i rzutów za trzy punkty wprowadziła trochę chaosu, ale szybko przyciągnęła najważniejsze drużyny. 

FIBA nie odpuszczała i dalej robiła swoje międzynarodowe rozgrywki. Konfliktów przy tym nie uniknięto. Trwają do dziś. 

- Obecnie rozgrywki Euroligi funkcjonują obok rozgrywek FIBA. Kluby euroligowe i ich zawodnicy biorą także udział w rozgrywkach działających pod auspicjami FIBA. Aczkolwiek nierozwiązany pozostaje problem konfliktów w kalendarzu rozgrywek międzynarodowych - Euroligi i reprezentacji narodowych. Zresztą w Komisji Europejskiej już kilka lat leżą skargi obu stron. FIBA i ECA (spółka zarządzająca Euroligą - przyp. red.) zarzucają sobie wzajemnie nadużywanie pozycji dominującej. Póki co Komisja nie podjęła działań, aczkolwiek Pani komisarz do spraw konkurencji - zapewne dostrzegając prawną złożoność problemu - Margrethe Vestager kilkukrotnie zaznaczyła, że to przede wszystkim strony powinny poszukać porozumienia między sobą. Być może jednak - w świetle ostatnich wydarzeń - pewne bardziej zdecydowane ruchy w tej sprawie okażą się niezbędne - nakreśla sprawę Radke. Ciekawe jest też, że szef UEFA Aleksander Ceferin na początku tego roku rozmawiał z szefami FIBA o tym, jak zapobiec ewentualnemu stworzeniu Superligi. Zapewne chciał być mądrzejszy o wiedze i doświadczenia, które mają już jego koledzy działacze z koszykówki. Warto zaznaczyć, że FIBA mimo początkowych zapowiedzi nigdy nie sięgnęła po sankcje wobec koszykarskich klubów czy zawodników, którzy grali w Eurolidze. Teraz jej konflikt przeniósł się bardziej na poziom wzajemnych złośliwości, choć bitwa o koszykarski kalendarz jest dość poważną sprawą.

- Teraz przez to, że pokrywają się kalendarze meczów Euroligi i spotkań kadry, zawodnicy, którzy na reprezentacje nie przyjeżdżają, nie ponoszą żadnych tego konsekwencji, podobnie jak kluby, które ich nie puszczają. Trudno rozstrzygnąć jednoznacznie na kanwie prawa konkurencji, która strona ma ostateczną rację. FIBA obstaje przy swoim i akcentuje znaczenie społeczno-kulturowej roli sportu, wskazując, że nie może być to ignorowane w procesie stosowania prawa konkurencji. Natomiast Euroliga, jako opierająca się na modelu komercyjnym, także ma twarde argumenty, gdy chodzi o prawo do prowadzenia swojej działalności - zwraca uwagę Radke. Tak czy inaczej, czasem na tym konflikcie tracą zawodnicy, którzy chcieliby założyć reprezentacyjną koszulką, tracą też same reprezentacje występujące bez ważnych graczy no i tracą kibice. Choć oni do lekkiego koszykarskiego chaosu pewnie się już przyzwyczaili. 

Sąd po stronie sportowców

Chociaż w sprawie konfliktu w koszykówce orzeczeń sądów czy pomocy Komisji Europejskiej na razie nie ma, to świat sportu zna sprawę problemu "występów u konkurencji", którą zajęli się prawnicy. Chodziło o skargę dwóch holenderskich panczenistów Marka Tuiterta i Nielsa Kerstholta, którzy chcieli wziąć udział w dobrze opłacanych zawodach w Dubaju, ale organizowanych poza egidą Międzynarodowa Unia Łyżwiarska (ISU). Ta zagroziła, że jeśli to zrobią, to nie pojadą na MŚ i igrzyska. Holendrzy oddali sprawę prawnikom. Komisja Europejska orzekła, że ISU nie może uniemożliwić łyżwiarzom udziału w takich imprezach. Komisarz Margrethe Vestager oznajmiła: "przepisy ISU nie mają na celu zachowania odpowiednich standardów w sporcie, ale raczej pozwalają łyżwiarskiej organizacji sprawować nad wszystkim kontrolę". Po kilku latach (w grudniu 2020 roku) to stanowisko, zostało poparte wyrokiem Sądu w Luksemburgu.

- To była głośna sprawa, a orzeczenie sądu jasno pokazało, że Międzynarodowa Unia Łyżwiarska nie może nikomu zakazywać startów w zawodach komercyjnych organizowanych przez inny podmiot. Takie próby blokowania uznano jako nadużycie pozycji dominującej. Podjęcie nieproporcjonalnych środków celem dbania o społeczną rolę sportu i chronienia modelu organizacyjnego, który funkcjonował w świecie łyżwiarzy - mówi Radke. Zresztą na tę interpretację powoływali się już inni sportowcy, którzy znaleźli się w podobnym sporze z władzami związków w swoich dyscyplinach. Mówimy tu jednak o poszczególnych zawodnikach i grupach sportowców oraz ich udziale w różnych imprezach, a nie o klubach, które chcą stworzyć swoje własne rozgrywki.  

Kiedy kolejna Superliga? 

Wracając do piłkarskiej Superligi, wydaje się, że 48 godzin, które wstrząsnęło futbolem, może nie być ostatnimi trudnymi chwilami dla UEFA czy FIFA. Trudnymi w znaczeniu utrzymania starego piłkarskiego porządku.  

- Być może akcją z Superligą kluby próbowały ugrać od UEFA coś więcej dla siebie. Nie znamy ich motywacji, ale mam wrażenie, że sport będzie szedł w kierunku większej autonomii dla tych, którzy chcą organizować własne rozgrywki. Dotychczasowi regulatorzy będą musieli zaakceptować te dążenia oparte o prawo konkurencji. Na koniec wszystko sprowadza się do wyważenia interesów obydwu stron i znalezienia nowych, zdroworozsądkowych rozwiązań - uważa Radke. Jego zdaniem powrotu do starego układu europejskich pucharów nie będzie. - Komercjalizacja sportu w Europie zaszła tak daleko, iż elementy modelu znanego z Ameryki będą wykorzystywane. W ten też sposób model europejski będzie ewoluował i być może doczekamy się nowego. Aczkolwiek bez wątpienia potrzebne jest wypracowanie bardziej jasnych zasad w tym względzie, aniżeli mamy teraz – puentuje prawnik. 

Więcej o:

WynikiTabela