Wojna na śmierć i życie. Superliga zniszczy UEFA? Prezes Realu jest bezczelny

Michał Kiedrowski
Albo UEFA zabije wielkie kluby, albo wielkie kluby zabiją UEFA. Trzeciej drogi nie ma. Obecny system już nie obsługuje interesów najbogatszych.

Można się wściec, gdy Florentino Perez mówi: "wszyscy jesteśmy zrujnowani"; a dalej: "w 2024 roku będziemy martwi". On jest po prostu bezczelny. Przecież mówi to człowiek, który lekką ręką wyrzucał w błoto setki milionów euro, które przynieśli mu w zębach kibice - i ci biedni, i ci bogaci. Cały piłkarski biznes w ciągu ostatnich 10 lat przehulał 200 miliardów euro, a teraz wiele klubów wyciąga rękę po wsparcie od podatników, a najbogatsi chcą tworzyć swoje zamknięte rozgrywki. Perezowi można odpowiedzieć: to nie koronawirus sprowadził katastrofę na kluby, ale ludzie piłki.

Zobacz wideo

UEFA zabierała biednym, a dawała bogatym

Chętnie bym zobaczył, jak w ruinę popadają tzw. wielki kluby, które utuczyły się, gdy UEFA zabierała biednym, a dawała bogatym. Do kas klubów z Francji, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Włoch, czy Niemiec wpływało nierzadko nawet 75 procent pieniędzy z nagród przyznawanych w europejskich pucharach. Kasę na te nagrody UEFA brała ze sprzedaży praw telewizyjnych. A tam telewizje z Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch, Francji i Niemiec, zapewniały mniej niż 50 procent przychodów. Skąd reszta? Od tych biedniejszych niż tzw. Wielka Piątka piłki nożnej.

Dopóki kwoty za transmisje telewizyjne znacząco rosły - i nawet światowy kryzys nie wprowadził korekty - to właściciele najbogatszych klubów pozwalali sobie na rozrzutność i zadłużanie klubów. Liczyli, że przy ciągle rosnących cenach praw telewizyjnych, stare długi nie będą poważnym obciążeniem. Gdy okazało się jednak, że oglądalność Ligi Mistrzów spadła do najniższego poziomu w historii, a na rynku płatnej telewizji zamiera konkurencja, ceny praw do transmisji przestały rosnąć, a horrendalne długi zostały. Perspektywa, że kluby będą w końcu dochodowe, okazała się mirażem.

Ma być jak w Ameryce: klub musi mieć zysk

Szczególnie wkurzeni musieli być amerykańscy właściciele klubów Premier League, którzy po drugiej stronie oceanu mają drużyny sportowe w USA i tam ich biznes kwitnie. Ceny praw do transmisji i wartość klubów stale rosną. Nawet w pandemii. A w Europie, żeby wyciągnąć pieniądze z klubu, to trzeba się nagimnastykować. Jak choćby rodzina Glazerów w Manchesterze United, która w kasie klubu zaciąga nisko oprocentowane pożyczki, czy sprzedaje część akcji, a na pierwszą dywidendę z akcji - 15 mln funtów - czekała 10 lat od kupienia klubu. 

Teraz szefowie klubowych koncernów doszli do wniosku, że system z Ligą Mistrzów, jako główną przepompownią pieniędzy, przestał już obsługiwać ich interesy. Bo kasy na rynku jest mniej i trzeba dzielić ją w mniejszym gronie, a najlepiej wyeliminować pośrednika, czyli UEFA. Zwłaszcza że Europejska Unia Piłkarska zawiodła jako organizator pucharów. I nie chodzi o to, że sama nie stworzyła Superligi, ale że nie potrafiła egzekwować swoich własnych przepisów. Nie doprowadziła do tego, że koszty transferów i wynagrodzeń piłkarzy spadły. Biedne kluby karała za nieprzestrzeganie finansowego fair play wyrzucaniem z rozgrywek, a bogate miały możliwości i prawników, by obejść przepisy lub wymigać się symboliczną karą. Nowa Superliga ma trzymać wydatki klubów w ryzach. Nie będą mogły wydać więcej na pensje zawodników niż 55 procent przychodów. W takiej Barcelonie oznacza to spadek aż o prawie 30 punktów procentowych. Jeszcze przed pandemią pensje pochłaniały więcej niż 80 procent przychodów w katalońskim klubie.  

Dzięki temu kluby mają wreszcie przynosić zysk, co roku, a nie tylko od święta. Bo najważniejsze, co da Superliga, to oderwie zysk od wyniku sportowego. Do tej pory dla klubów pokroju Manchesteru United czy Chelsea jeden sezon bez Ligi Mistrzów oznaczał pożar w budżecie. A w Anglii sytuacja jest szczególna, bo tzw. wielkich klubów jest sześć, a miejsce w Lidze Mistrzów było tylko cztery.

Superliga musi pogrzebać UEFA

Oczywiście, zysk będzie, o ile uda się osiągnąć zakładane 4 miliardy euro przychodów z praw telewizyjnych. To bardzo ambitny plan, bo zakłada przychody na poziomie rocznych przychodów UEFA z tych samych praw ze wszystkich rozgrywek, nie tylko klubowych. A że sytuacja na rynku jest trudna i stacji telewizyjnych nie stać na płacenie i za Ligę Mistrzów, i za Superligę, to jedne z tych rozgrywek zostaną bez pieniędzy.  

Tu mała uwaga. Superliga musi wystartować w tym roku, bo teraz zaczyna się w Lidze Mistrzów nowy trzyletni cykl praw telewizyjnych i UEFA finalizuje umowy. Jeśli w sierpniu Liga Mistrzów nie wystartuje normalnie, stacje telewizyjne będą miały powód do zerwania umów i przerzucenia środków do Superligi. Według dziennikarzy magazynu "Forbes" taki jest plan Superligi: przechwycić kontrakty i "pogrzebać UEFA".  

Wygląda na to, że sytuacja zaszła tak daleko, że i druga strona nie ma wyboru. Owszem UEFA może jeszcze przekupić najbogatsze kluby, jakąś dodatkową transzą pieniędzy, którą odbierze uboższym klubom i federacjom, ale to zadziała tylko na krótko. Wielkie kluby jeszcze bardziej się utuczą i za trzy lata jeszcze łatwiej będzie im utworzyć Superligę. UEFA nie przetrwa na rynku jako organizator najważniejszych klubowych rozgrywek piłkarskich, jeśli nie zniszczy potęgi tzw. wielkich klubów. Trudno jednak uwierzyć, by miała na to siłę. Musiałaby zbudować nowe bardziej powszechne i egalitarne rozgrywki, a za to mało kto zapłaci. Zwłaszcza że to po drugiej stronie jest marka drużyn, które wykreowała Liga Mistrzów i największe gwiazdy piłki nożnej.

Więcej o:
Copyright © Agora SA