Informacja o powstaniu Superligi wywróciła świat futbolu do góry nogami. Bo jak to tak, 12 klubów może po prostu wyjść ze struktur i stworzyć własne rozgrywki? W świecie koszykówki coś takiego się już wydarzyło. A wojnę wygrali bogaci, którzy stali się jeszcze bogatsi.
Wielcy powiedzieli: dość. Euroliga wytoczyła drogę dla Superligi?
Był 2000 rok. Największe koszykarskie kluby - tak, jak dziś ich piłkarscy odpowiednicy - chciały większego wpływu na kształt rozgrywek, których potencjał, także ekonomiczny, uważały za niewykorzystywany. FIBA, światowa federacja i organizator Euroligi, nie chciała się ugiąć. Detonatorem było podpisanie przez FIBA kontraktu telewizyjnego, zgodnie z którym prawa telewizyjne były sprzedawane w scentralizowany sposób, a nie - jak wcześniej - indywidualnie przez każdy z klubów. Te powiedziały: dość. Dziewięć wielkich ekip (w tym Real, Barcelona, Olympiakos, Benetton Basket czy Zalgiris Kowno) stworzyło ULEB (Unia Europejskich Lig Koszykarskich), a także stworzyły własne rozgrywki pod nazwą... "Euroliga". Mogły to zrobić, bo FIBA - choć korzystała z tej nazwy od lat - nie zastrzegła jej prawnie.
Sezon 2000/01 był jedynym, w którym mistrzów Europy było dwóch. Euroliga wystartowała w październiku od meczu Realu z Olympiakosem (75:73), a pierwszym zwycięzcą była Kinder Bolonia. FIBA nie porzuciła nadziei na posiadanie "swoich" rozgrywek i zorganizowała "Suproligę", w której grały CSKA Moskwa, Efes Stambuł czy Panathinaikos, a którą wygrało Maccabi Tel Awiw. Ale taki stan rzeczy przetrwał tylko rok. W 2001 r. kluby zrzeszone w FIBA dołączyły do możnych zrzeszonych w prywatnej w Eurolidze (Euroleague Basketball), a w 2004 roku zawarto rozejm – FIBA zaakceptowała, że to ULEB organizuje najważniejsze klubowe rozgrywki na kontynencie.
FIBA chciała mieć własne puchary, ale mało kto traktuje je poważnie
Z czasem relacje na linii FIBA – Euroliga zaczęły się pogarszać. Kolejną wojnę wywołała zmiana formatu Euroligi, która miała stać się zamkniętymi rozgrywkami dla bogatych. Dziś rywalizuje w niej 18 drużyn – 11 ma stałe miejsce, dwie otrzymują dwuletnie dzikie karty, a pozostałe pięć tworzą mistrzowie czterech krajów i zwycięzca EuroCup, czyli organizowanych przez Euroligę rozgrywek kontynentalnych (odpowiednik piłkarskiej Ligi Europy).
Dziś polskich klubów w Eurolidze nie ma. Ostatni raz mistrz Polski występował wśród najlepszych pięć lat temu. Teraz Zastal Zielona Góra, który podobnie jak przed pięcioma laty jest najlepszy w Polsce, występuje w lidze VTB - rozgrywkach dla klubów z Europy Wschodniej. Wicemistrz Polski Start Lublin wystartował w należącej do FIBA Lidze Mistrzów, trzeci Anwil zakwalifikował się do FIBA Europe Cup.
FIBA krytykowała zmianę formatu Euroligi, twierdząc, że to zaprzeczenie idei sportu. Federacja chciała stworzyć własne elitarne rozgrywki, kusząc euroligowe kluby udziałem w koszykarskiej Lidze Mistrzów, ale wszystkie drużyny odrzuciły jej propozycję. – Branie udziału w rozgrywkach FIBA oznacza cofnięcie się o 20 lat – mówił Sarunas Jasikievicius, ówczesny trener Zalgirisu, który dziś prowadzi Barcelonę. FIBA i tak postawiła na swoim i stworzyła koszykarską Ligę Mistrzów, ale dziś mało kto bierze ją na poważnie. Podobnie jak rozgrywki FIBA Europe Cup. Najlepsi grają w rozgrywkach organizowanych przez Euroligę, a rozgrywki federacji są dla mniejszych krajów. FIBA groziła sankcjami za wspieranie "rywala", w tym np. wykluczeniem siedemnastu federacji (w tym Hiszpanii, Włoch, Chorwacji, Rosji czy Polski) z EuroBasketu w 2017 roku, ale ostatecznie się poddała. I nie ukarała nikogo.
Ale na tym nie koniec. FIBA stworzyła swoje "okna reprezentacyjne", ale Euroliga ich nie respektuje. W związku z tym, że kalendarze ze sobą często kolidują, koszykarze opuszczają wiele reprezentacyjnych meczów. Widzieliśmy to na przykładzie Mateusza Ponitki, którego Zenit Sankt Petersburg nie wypuścił na mecze kadry w lutym 2020 r. Długo wydawało się, że podobnie będzie w listopadowym oknie, ale polskim działaczom udało się dogadać z Zenitem Sankt Petersburg.
Cztery kontynentalne puchary, dwóch mistrzów Europy. Jak to ogarnąć?
Na początku 2021 r. prezes UEFA Aleksander Ceferin rozmawiał z szefami FIBA o tym, jak zapobiec tworzeniu Superligi i o tym, jakie można wyciągnąć wnioski. Po dwudziestu latach konfliktu wydaje się, że FIBA przegrała starcie z klubami, ale też nie miała instrumentów, którymi może pochwalić się FIFA i UEFA, bo piłkarskie turnieje o mistrzostwo świata czy Europy cieszą się zdecydowanie większym prestiżem niż te koszykarskie. Po rozwodzie świat koszykówki jeszcze bardziej się podzielił i sprawia nieprofesjonalne wrażenie, tym bardziej że - szczególnie w ostatnich latach - więcej niż o sporcie mówiło się o kwestiach pozaboiskowych. Fakt organizacji aż czterech europejskich pucharów świadczy o chaosie, tym bardziej że - teoretycznie - co roku puchar dla mistrzów Europy dostają dwie drużyny: ta z Euroligi i ta z koszykarskiej Ligi Mistrzów, choć tej drugiej nikt nie traktuje poważnie. To droga donikąd. Poszkodowane są w tym i kluby, i kibice, którzy muszą to oglądać. A nie za bardzo jest gdzie, bo europejskim koszykarskim rozgrywkom daleko do popularności piłkarskiej Ligi Mistrzów.