• Link został skopiowany

Ogromne rozczarowanie w Warszawie. Legia znów zawiodła

Nie był to wymarzony debiut Goncalo Feio w roli trenera Legii przed własną publicznością. Jego podopieczni w hitowym starciu ze Śląskiem grali wolno, schematycznie i mieli problemy ze stwarzaniem sytuacji. Śląsk postawił głównie na defensywę, przez co nie padła żadna bramka. Z tego wyniku zadowoleni są wszyscy oprócz Legii.
Legia Warszawa - Śląsk Wrocław
fot. screenshot X https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1782095020566487186

Obie drużyny przed tym spotkaniem były pod zwiększoną presją z uwagi na wcześniejsze wyniki w 29. kolejce Ekstraklasy. Trzy punkty do swojego dorobku dopisała Jagiellonia i Lech. "Kolejorz" dzięki temu zwycięstwu wyprzedził Śląska, więc podopieczni Jacka Magiery wychodzili na murawę przy ulicy Łazienkowskiej już jako trzeci zespół w tabeli. Natomiast Legioniści nie mogli pozwolić sobie na porażkę w kontekście walki o europejskie puchary, ale i z remisu nikt w stolicy nie byłby zadowolony.

Zobacz wideo Dlaczego Legia zwolniła Runjaicia? Dyrektor tłumaczy

Senna pierwsza połowa. "Kopanie piłki dla kopania"

Pierwszy gwizdek głównego sędziego Szymona Marciniaka opóźniły race odpalone z "Żylety". Trudno powiedzieć, co opóźniło wejście w mecz piłkarzy obu drużyn, albowiem długo musieliśmy czekać na pierwszą sytuację podbramkową. Optyczną przewagę miała natomiast Legia, która przekładała się jedynie na stałe fragmenty gry oraz strzałów z dystansu. W tym elemencie przodował Rafał Augustyniak. Dopiero w 40. minucie komentatorzy mogli podnieść głos w momencie strzału Marca Guala sprzed bramki Rafała Leszczyńskiego. Piłkę do Hiszpana głową zgrywał Kapuadi, ale napastnik gospodarzy mocno przestrzelił.

"#LEGŚLĄ to wyścig po mistrzostwo Polski w pigułce. Wyścig żółwi i ślimaków. Obie strony grają wolno, ale też niepewnie i bez pomysłu. Kopanie piłki dla kopania piłki." - recenzował pierwszą połowę na Twitterze Marcin Jaz, dziennikarz Sport.pl. Legia biła głową we wrocławski mur, natomiast goście zwykle nie przekraczali połowy boiska. Do przerwy wskaźnik goli oczekiwanych wynosił w sumie raptem 0,34, a liczba strzałów celnych równe jeden...

Drobna poprawa po przerwie, ale to nie wystarczyło

Legia z animuszem rozpoczęła drugą połowę. Już parę minut po zmianie stron w poprzeczkę trafił Marc Gual. W tej sytuacji Patryk Janasik zlekceważył naciskającego go Jurgena Elitima. Chwilę później drugi celny strzał w meczu oddał Tomas Pekhart, który głową po rzucie rożnym próbował zaskoczyć bramkarza rywali. 

Po godzinie gry w pobliżu bramki Dominika Hładuna momentami zaczął meldować się także Śląsk, ale wciąż nie można było powiedzieć o poważnym zagrożeniu. W 67. minucie Gual ponownie stał przed dobrą szansą, aby pokonać Leszczyńskiego, ale jego próba została zablokowana. Piłka trafiła pod nogi Kapustki, który uderzył wprost w golkipera Śląska. 

"Byle nie przegrać" - tak przed tym spotkaniem mówił szkoleniowiec gości Jacek Magiera i do samego końca jego podopieczni starali się realizować te założenia, minimalizując ryzyko utraty bramki. W ostatnim kwadransie nie zapuszczali się już na połowę rywali, przez co Legia mogła tylko nadal bić głową w mur, a po zejściu z powodu kontuzji Pekharta dośrodkowania w pole karne stały się bezużyteczne. 

Niewiele wydarzyło się w ostatnich minutach. Groźny strzał z dystansu oddał Żukowski, zmuszając do interwencji Hładuna, ale po upływie czasu doliczonego Szymon Marciniak odgwizdał koniec spotkania. Z bezbramkowego remisu w Warszawie cieszą się wszyscy oprócz gospodarzy. Śląsk wrócił na pozycję wicelidera, zrównując się punktami z Lechem, natomiast strata Legii do podium wynosi już cztery punkty. Sensacyjnie na czwartym miejscu kolejkę kończy Górnik. 

Więcej o:

WynikiTabela