Fernando Santos z pewnością w ostatnim czasie nie narzeka na nudę. Po mistrzostwach świata w Katarze został zwolniony ze stanowiska selekcjonera reprezentacji Portugalii, gdzie spędził osiem lat. Od tamtej pory minął nieco ponad rok, a 69-latek już dwa razy zmieniał pracodawców, a zdaniem tureckich mediów niebawem może to zrobić po raz trzeci.
Portugalczyk najpierw trafił do reprezentacji Polski i raczej mało kto go dobrze z tej pracy wspomina. Z sześciu meczów trzy wygrał i trzy przegrał (w tym Mołdawią w Kiszyniowie) i przyczynił się do tego, że Polska nie wywalczyła bezpośredniego awansu na Euro 2024. Klapą Santosa zupełnie nie przejął się jednak turecki Besiktas, który na początku stycznia dał mu posadę trenera. Do tej pory szkoleniowiec poprowadził nowy klub zaledwie sześć razy (bilans: trzy zwycięstwa, remis i dwie porażki), a już pojawiły się głosy o możliwym odejściu.
Tak przynajmniej twierdzi portal Hurriyet. Jego zdaniem Santos jest rozważany jako jeden z kandydatów do objęcia reprezentacji Grecji. Portugalczyk miał już okazję z nią pracować w latach 2010-2014, zanim przejął rodzimą kadrę. Grecy mogą mieć z nim wiele dobrych wspomnień. Santos wprowadził ich drużynę do finałów Euro 2012, a następnie do 1/8 finału mistrzostw świata w 2014 r. w Brazylii. W 49 spotkaniach wykręcił też znakomitą średnią 1,92 punktu na mecz.
Jak przekazała grecka gazeta "Ta Nea", tamtejsza federacja piłkarska nie jest zainteresowana przedłużeniem kontraktu z dotychczasowym szkoleniowcem - Urugwajczykiem Gustavo Poyetem. Jego umowa ma wygasnąć 31 marca. Hurriyet twierdzi, że kandydatów na jego następcę jest dwóch. Oprócz Santosa ma nim być Hiszpan Manolo Jimenez, związany w przeszłości z AEK-iem Ateny, a obecnie będący doradcą w paragwajskim klubie Cerro Porteno.
Grecja, podobnie jak Polska, nie wywalczyła bezpośredniej przepustki na Euro 2024 i awans zagra w marcowych barażach. W pierwszym meczu 21 marca podejmie u siebie Kazachstan. W przypadku zwycięstwa zmierzy się jeszcze ze zwycięzcą meczu Gruzja - Luksemburg.