• Link został skopiowany

Po wielkim sukcesie na MŚ wybuchła wojna domowa. Wszyscy wściekli. "Nie wygracie"

Największy sukces reprezentacji od lat, a zaraz po nim przepychanki, protesty i "wojna domowa". Brzmi znajomo, ale, jak się okazuje, nie tylko w Polsce dobry wynik na mundialu został przykryty przez aferę. Podobnie jest w Australii, gdzie władze ligowe podjęły kontrowersyjną decyzję. Protestują kibice, kluby, a nawet sami piłkarze, w tym reprezentanci kraju.
Fot. Petr David Josek / AP

W Polsce opinia publiczna żyje "aferą premiową", która przykryła całkowicie pierwsze od 36 lat wyjście z grupy reprezentacji Polski na mundialu. Niektórzy obserwatorzy zwracają uwagę, że nad Wisłą śmiano się głównie z afrykańskich reprezentacji, które często wykłócały się o pieniądze jeszcze przed startem turnieju. W przypadku reprezentacji Polski sprawa ujrzała światło dzienne po mundialu, ale niesmak jest ten sam.

Zobacz wideo Rostkowski ocenił finał Marciniaka: Mecz Francja-Argentyna dobrze sędziowany przez Polaka

"Wojna domowa" w Australii. Po radości z mundialu nie ma już śladu

Może pocieszeniem dla niektórych okaże się fakt, że nie tylko wokół polskiej piłki atmosfera stała się gęsta. Podobnie dzieje się teraz w Australii. I chociaż tam nie do końca chodzi o pieniądze, to zaraz po dużym sukcesie, jakim było wyjście z grupy z Francją, Danią i Tunezją, wybuchła, jak pisze The Athletic, "wojna domowa". Na tym podobieństwa się nie kończą, bo Australijczycy, podobnie jak Polacy, przegrali na całym turnieju tylko z finalistami – z Francją w grupie i z Argentyną w 1/8 finału. Różnica polega jednak na tym, że tam awans do 1/8 fetowano na ulicach, a w Polsce przyjęto go z niesmakiem.

Czas świętowania w Australii minął. Teraz trwa bijatyka. Poszło o format rozgrywek ligowych. W A-League sezon dzieli się na dwie fazy – zasadniczą i finałową. Zespoły z pierwszych dwóch miejsc awansują do półfinałów play-offów. Ekipy z miejsc 3-6 grają baraże o wejście do tych półfinałów. Po półfinałach jest rozgrywany tzw. Grand Final, czyli wielki finał, który wyłania mistrza kraju.

Gospodarzem meczu zawsze był zespół, który zajął wyższe miejsce w fazie zasadniczej. Finał odbywał się w czterech różnych miastach w ciągu ostatnich pięciu lat i w sześciu miastach w ciągu ostatniej dekady. Teraz władze ligowe (APL) chcą to zmienić. 12 grudnia ogłoszono, że przez trzy najbliższe sezony, niezależnie od wyników, finał zawsze będzie odbywał się w Sydney. Federacja podjęła tę decyzję z departamentem turystyki regionu Nowej Południowej Walii, którego stolicą jest właśnie Sydney.

Nowa Południowa Walia to jeden z sześciu stanów w Australii. Najstarszy i najbardziej zaludniony. Zajmuje powierzchnię ponad dwa i pół raza większą od Polski. Zdecydowana większość klubów ma swoje siedziby właśnie w tym stanie albo w jego pobliżu. Tylko cztery pochodzą z innych regionów. APL uważa, że wcześniejsze ustalenie lokalizacji finałów jest korzystne. Twierdzi, że decyzja pomoże kibicom zaplanować ich podróż i zakwaterowanie, a także obiecuje współpracę z firmami w celu stworzenia pakietów finałowych. Federacja chce, żeby finał piłkarskich mistrzostw kraju był tak samo dużym świętem, jak najważniejsze mecze w pozostałych najpopularniejszych sportach w tym kraju – w futbolu australijskim i rugby.

Pomysł bardzo nie spodobał się kibicom, klubom, nawet niektórym piłkarzom. Napastnik Adelaide United Craig Goodwin, który dopiero co wrócił z Kataru, ogłosił swój sprzeciw wobec planu w mediach społecznościowych. "Chciałem publicznie wyjaśnić sprawę. Być może jestem w filmie dotyczącym wyboru gospodarza Wielkiego Finału, ale nie popieram tego. Jestem graczem, ale też kibicem. Kibice są najcenniejszą rzeczą w piłce nożnej i jak widzieliśmy podczas mistrzostw świata, to oni tworzą atmosferę, kulturę i to, co sprawia, że gra jest świetna. Podobnie jak wielu fanów również jestem rozczarowany tą decyzją" – napisał na Twitterze.

Kluby, kibice, nawet piłkarze. W Australii wszyscy protestują. "Nie wygracie"

Głównym powodem krytyki jest, jak mówi dziennikarka Samantha Lewis, która relacjonowała MŚ w Katarze, sposób myślenia skoncentrowany na Sydney. – Sydney to miejsce, w którym znajdują się dwa najbogatsze kluby. To tutaj swoją siedzibę ma federacja. Tam też swoją siedzibę ma teraz APL. W Sydney również odbywają się coroczne gale rozdania nagród. Zasadniczo wszystko w futbolu australijskim dzieje się w Sydney, więc składa się to na szerszą narrację, że decydenci podejmują decyzje w imieniu tego żywotnego interesu. Danny Townsend był kiedyś dyrektorem generalnym Sydney FC, a teraz kieruje APL – wyjaśnia.

Ale tu nie chodzi tylko o stronniczość. Wielu Australijczyków jest niezadowolonych, bo tak ważna decyzja została podjęta bez żadnych konsultacji. W dodatku obawiają się drogich lotów i wysokich cen zakwaterowania. Ale najważniejsze jest to, że do tej pory każdy miał szanse na organizację finału i ta możliwość została im na razie odebrana. 

W jednym z wywiadów telewizyjnych wspomniany wyżej Townsend wyraził nadzieję, że inne stany będą ubiegać się o organizację Wielkiego Finału po wygaśnięciu trzyletniej umowy z Sydney. Według Sydney Morning Herald umowa między APL a Destination NSW jest warta ponad 10 milionów dolarów. To spore dochody dla sportu, któremu brakowało inwestycji, a oczekuje się również przyciągnięcia kolejnych sponsorów wokół samego wydarzenia. Z drugiej strony w 2021 roku APL sprzedało jedną trzecią swoich udziałów firmie Silver Lake, inwestorowi technologicznemu, który jest drugim największym udziałowcem Manchesteru City. Mając to na uwadze, umowa z Destination NSW wydaje się niewielkim pocieszeniem.

A zdenerwowanie jest duże. Klub z A-League, Western United, twierdzi, że nie było konsultacji w sprawie zmiany gospodarza finałów. Klub wyraził swój sprzeciw w oświadczeniu. Remy Siemsen, napastniczka Sydney FC i reprezentacji Australii, poparła sprzeciw Goodwina na Twitterze. I do tego wszystkiego Anthony Pietro, prezes Melbourne Victory, zrezygnował ze stanowiska w zarządzie APL, wzywając ich do ponownego rozważenia swojej strategii. Grupa kibiców Melbourne Victory, która wzywa do strajku podczas sobotnich derbów przeciwko Melbourne City, również złożyła surową obietnicę własnym oświadczeniem: "Nie możecie walczyć z fanami. Nie wygracie".

Kilka dni po zakończeniu mundialu w Australii, który zakończył się niespodziewanym sukcesem (Australia miała ogromne problemy w eliminacjach i nie wieszczono jej wyjścia z grupy) i który przyniósł wiele emocji, teraz wszyscy rzucili się sobie do gardeł. Lewis twierdzi, że to cecha charakterystyczna dla tego środowiska. – W ciągu tych trzech lub czterech tygodni wydawało się, że po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu futbol australijski był zjednoczony. Brzmi to kiepsko, ale tutaj niezwykle rzadko zdarza się, aby cała społeczność patrzyła w tym samym kierunku i chciała tego samego. Mistrzostwa świata były pierwszym momentem od naprawdę długiego czasu, kiedy czułam, że to może się wydarzyć. Wiele osób pracujących w tym biznesie uważa go za nudny. To jest wyczerpujące. Masz chwile, kiedy zastanawiasz się, czy nie powinieneś robić czegoś innego, ponieważ cokolwiek powiesz lub napiszesz, nie robi różnicy – po prostu ci sami ludzie podejmą te same głupie decyzje. I tak w kółko – żali się dziennikarka.

– Wydaje się, że społeczność piłkarska została sprowadzona na ziemię. Wszystko, co zrobiła reprezentacja, było porywające dla całej społeczności w całym kraju. Widzieliśmy te wszystkie sceny na Federation Square w Melbourne i widzieliśmy, jak ważne było to dla stworzenia tego klimatu dla futbolu australijskiego. Tak naprawdę pierwsza poważna decyzja po mistrzostwach świata ma odwrotny skutek. To tak, jakby chodziło tylko o Sydney – dodaje.

Więcej o:
Dodawanie komentarzy zostało wyłączone na czas ciszy wyborczej