Miliard ludzi, a szczytem marzeń pierwsza setka rankingu FIFA. Co się stało z "Brazylijczykami Azji"?

Michał Kiedrowski
FIFA straszy zawieszeniem. Federacja zatrudnia astrologa, aby kadra osiągała lepsze wyniki. Indie nazwały się kiedyś Brazylią Azji, ale dziś nawet za średniakami z kontynentu zostają daleko w tyle.

Niebieskie Tygrysy – jak mówią na drużynę narodową w Indiach – miały z astrologiem trzy sesje motywacyjne przed kwalifikacjami Pucharu Azji. Jak podaje tamtejsza prasa, astrologiczna firma zarobiła za to 20 tys. dolarów, co w kraju, w którym PKB na mieszkańca to niecałe dwa tys. dolarów, wydaje się sumą dość wysoką. O wszystkim miał wiedzieć trener kadry, znany w Europie były piłkarz i trener reprezentacji Chorwacji Igor Stimac. 

Zobacz wideo

Trudno powiedzieć, czy astrolog pomógł, ale Indie pokonały w czerwcu Hongkong, Kambodżę i Afganistan w barażowym turnieju eliminacyjnym i wywalczyły awans na Puchar Azji. A jeśli w ich grze szukać aspektów kosmicznych, to na pewno zaliczał się do nich gola Ishana Pandita w meczu z Hongkongiem. Takiego uderzenia nie powstydziliby się najlepsi piłkarze świata. 

Brazylijczycy Azji przegrywają dziś z Curaçao

Puchar Azji ma się odbyć na przełomie czerwca i lipca 2023 r. Na razie nie wiadomo, gdzie, bo Chiny z uwagi na powrót epidemii COVID-19 zrezygnowały z organizacji turnieju.

Indie na Pucharze Azji niczego wielkiego od dawna nie zwojowały. W 1964 r. były wicemistrzem kontynentu, a potem albo nie awansowały, albo szybko odpadały w fazie grupowej. Sukces w 1964 r. był łabędzim śpiewem "Brazylijczyków Azji", jak mawiano o piłkarzach Indii w latach 50. Wtedy zawodnicy z tego kraju odnosili największe sukcesy. Wygrali dwa razy igrzyska azjatyckie, zajęli czwarte miejsce na igrzyskach w Melbourne (1956 r.) i zakwalifikowali się na mundial. Ostatecznie jednak w Brazylii w 1950 r. nie wystąpili. Według krzywdzących legend dlatego, że FIFA nakazała grać im w butach. Prawda jest jednak inna. Związek piłkarski w Indiach uznał, że wyprawa do dalekiej Brazylii jest zbyt droga. 

Dziś nikt już nie pomyśli o Indiach jako o Brazylijczykach Azji. W rankingu FIFA są na 104. miejscu. To i tak spory awans, bo jeszcze siedem lat temu były 173. W debiucie trenerskim Igor Stimac przegrał 1:3 z Curaçao – reprezentacją holenderskiej kolonii na Karaibach o populacji ponad dziewięć tys. razy mniejszej od Indii. Nie była to jednak niespodzianka. Reprezentacja Curacao jest znacznie wyżej w rankingu FIFA, a niemal wszyscy jej zawodnicy grają na co dzień w Europie – przeważnie w Holandii. 

Indie jedyny kraj, który miał dwie ekstraklasy jednocześnie

Od tej porażki Stimac notuje już coraz lepsze wyniki, choć wciąż narzeka. – Jeśli chcemy notować postępy, musimy zredukować liczbę obcokrajowców w I-league - powiedział trener mediom w Indiach. – Potrzebuję piłkarzy, którzy mogą grać na pozycji napastnika i ofensywnego pomocnika. Także środkowych obrońców. Mam sto powodów, by uzasadnić, dlaczego nie potrzebujemy obcokrajowców w I-league i żadnego, by tam byli.

Według przepisów I-league w każdym klubie może grać sześciu graczy z zagranicy. Tu trzeba zaznaczyć, że to w zasadzie druga w hierarchii liga w Indiach. Numerem jeden jest Indian Super League, która powstała jako komercyjne przedsięwzięcie w 2014 r. Przez pewien czas istniała obok oficjalnej I-league, która wyłaniała mistrza kraju. Od sezonu 2022-23 po interwencji FIFA Indie zrezygnowała z dwóch równoległych lig najwyższych. ISL stała się pierwszą, a I-league – drugą.  

Stimac chciałby, aby I-league była miejscem, gdzie talent mogliby rozwijać młodzi zawodnicy, a tymczasem to w wyższej ISL reguły dotyczące obcokrajowców są bardziej rygorystyczne. W jednym meczu może ich grać tylko czterech.  

– Jesteśmy od ośmiu do dziesięciu lat spóźnieni za ósemką najlepszych krajów azjatyckich. Jeśli chcemy się tam dostać, to się obudźmy – powiedział Chorwat, który sam nie wie, czy będzie prowadził drużynę na Pucharze Azji w przyszłym roku.

Sąd zawiesił zarząd, FIFA grozi wyrzuceniem drużyn

Jego umowa wygasa we wrześniu, a nie ma z kim jej przedłużyć. Obecnie władze indyjskiego związku piłkarskiego są zawieszone przez indyjski sąd najwyższy, a w federacji objął władzę zarząd komisaryczny. Nie spodobało się to FIFA. Delegacja Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej udała się do Delhi, gdzie po negocjacjach ustalono, że do 31 lipca ma zostać uchwalony nowy statut związku i do 15 września musi zostać wybrany nowy prezes indyjskiej federacji. W przeciwnym razie FIFA wyrzuci Indie ze wszystkich rozgrywek piłkarskich.  

Władze indyjskiej federacji zostały zawieszone przez sąd po tym, jak związek nie był w stanie najpierw uchwalić nowego statutu, a potem nie przeprowadził wyborów władz w ustawowym terminie. Sąd najwyższy wyznaczył do kierowania bieżącymi sprawami związku trzyosobowy zarząd. FIFA uznała to za ingerencję w niezależność indyjskiej federacji.  

Sprawa ma drugie dno. Uchybienia regulaminowe to był tylko pretekst do zmiany poprzednich władz, które są oskarżane o liczne uchybienia finansowe. Funkcjonariusze policji mają szczegółowo sprawdzić konta federacji. 

Stimac wściekły na brak umowy i zawieszenie federacji

Aferą zniesmaczony jest Stimac, bo decyzja sądu zapadła, gdy piłkarze grali o awans na Puchar Azji. – Czy to czas, aby robić takie rzeczy? Czy ktokolwiek myśli, jak to wpłynie na atmosferę w szatni i zawodników? – pytał Chorwat. – Nie rozstrzygam, kto ma rację, a kto się myli. To nie moja rola. Pytam się o czas, kiedy to się dzieje. Czy to normalne, że działo się to właśnie teraz? Nie można było poczekać trzy tygodnie – dodał.

54-latek jest też wściekły z uwagi na swoją własną sytuację kontraktową. – Nie mamy czasu, żeby rozmawiać o kontraktach. My nie mamy nawet zarządu. Nikt nie myśli, jak dramatyczny wpływ ma to na zawodników. Gracze próbują zatrzymać mnie na posadzie. Przyszedłem tu za mniejsze pieniądze, niż wynosi moja rynkowa wartość. Miałem oferty lepiej płatnych posad. To nie trener jest problemem w tym kraju. Powinniście mówić o innych problemach – mówił Stimac. 

Sepp Blatter, były szef FIFA, nazywał Indie "śpiącym gigantem", jeśli chodzi o piłkę nożną. I choć Szwajcara w FIFA dawno nie ma, piłkarski świat wciąż nie może doczekać się na ich przebudzenie. Piłka nożna, choć w Indiach ma rzesze fanów, na poziomie klubowym i reprezentacyjnym wciąż jest ubogim krewnym krykieta, który jest sportem numer jeden na subkontynencie indyjskim. Ale nie zawsze tak było.

Rok Zwycięstwa wyniósł krykiet do dyscypliny nr 1 w Indiach

Przełomowy okazał się rok 1971. Nazwany w Indiach rokiem zwycięstwa na cześć pokonania Pakistanu w wojnie, której finałem było utworzenie Bangladeszu na ziemiach tzw. Pakistanu Wschodniego. W tymże roku indyjscy krykieciści pokonali na wyjeździe w serii meczów dwie najlepsze drużyny na świecie: Indie Zachodnie (czyli wspólną drużynę byłych kolonii brytyjskich na Karaibach) i Anglię. Fala narodowej dumy wyniosła krykiecistów do roli bohaterów narodowych. Dziś ze względu na swoją popularność bardziej są ikonami popkultury. Wciąż utrzymują się w elicie najlepszych drużyn w swojej dyscyplinie sportu. Ich mecze przyciągają przed ekrany dziesiątki milionów widzów, a krykietowa Indian Premier League podpisała w tym roku kontrakt telewizyjny, który da jej 6,2 miliardy dolarów w ciągu pięciu lat. Sumę ponad trzykrotnie wyższą niż w poprzedniej pięciolatce. W przeliczeniu na jeden mecz, grająca przed dwa miesiące w roku IPL ma drugie najdroższe prawa telewizyjne na świecie – po futbolowej NFL. 

Piłkarze w Indiach o takich kwotach nie mogą nawet pomarzyć. W 2009 r. doszło nawet do tego, że federacja piłkarska poprosiła krykietową o dwa miliony dolarów, by za te pieniądze przygotować drużynę narodową do Pucharu Azji w Katarze. To był pierwszy awans Indii na ten turniej od 27 lat. Skoszarowanie piłkarzy na osiem miesięcy – na to wydano wtedy owe dwa miliony – niewiele dało. Indie przegrały wtedy wszystkie trzy grupowe mecze, tracąc w nich w sumie 13 goli. W rankingu FIFA spadły na 162. miejsce.

Więcej o:
Copyright © Agora SA