Na turnieju w Katarze Argentyna wywalczyła trzecie w historii mistrzostwo świata. Sukces ten nie byłby możliwy bez Leo Messiego, który w siedmiu meczach zdobył siedem bramek i zaliczył trzy asysty. To sprawiło, że FIFA uhonorowała go nagrodą dla Piłkarza Turnieju.
Dla Messiego nie był to ani pierwszy finał, ani pierwsza tego typu taka nagroda. Podobnie było w 2014 roku, gdy również został Piłkarzem Turnieju, tyle że wtedy jego reprezentacja w finale przegrała 0:1 z Niemcami.
Po tegorocznym finale, który zakończył się upragnionym triumfem, 35-letni piłkarz nie ukrywał wielkiej radości z sukcesu, który jest zwieńczeniem jego bogatej kariery. - Mistrzowie świata! Tyle razy o tym marzyłem, tak bardzo tego pragnąłem, że nie rezygnowałem, nie mogę w to uwierzyć... Bardzo dziękuję rodzinie, tym wszystkim, którzy nas wspierali i tym wszystkim, którzy w nas wierzyli. Po raz kolejny pokazaliśmy, że gdy Argentyńczycy są zjednoczeni i walczą razem, są w stanie osiągnąć to, w co mierzą. Zrobiliśmy to, jazda Argentyna k***! Widzimy się niebawem... - napisał na Instagramie.
Finał w Katarze był dla Messiego najprawdopodobniej ostatnim w karierze meczem na mistrzostwach świata. - Do następnego jest wiele lat i nie sądzę, żeby było mi to dane - powiedział w rozmowie z "Ole". Łącznie zagrał na nich 26 spotkań, co jest mundialowym rekordem wszech czasów, ponadto strzelił 13 goli (tyle samo ma Just Fontaine), to czwarty najlepszy wynik w historii tej imprezy.
Więcej podobnych treści sportowych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl