Dla reprezentantów Holandii, którzy do Krakowa przylecieli jako wicemistrzowie świata (pod Wawelem mieli bazę treningową), była to jedna z najbardziej przygnębiających podróży w życiu. Z krakowskiego hotelu Sheraton wychodzili jak na ścięcie. Przed schodami ustawili się młodzi łowcy autografów, ale piłkarze jakby ich nie zauważali. Niektórzy z opuszczonymi głowami i bez słowa wsiadali do autobusu, a niektórzy stosowali starą sztuczkę - z telefonem przy uchu udawali, że nie słyszą nawoływania.
W kraju czekała na nich fala krytyki ogromnych rozmiarów. "De Telegraaf" pisał o "wielkim piłkarskim kacu", bo w Euro 2012 drużyna nie zdobyła nawet punktu. - Czy można to uznać za jedną z największych porażek w historii holenderskiej piłki? Nie. To nie jest jedna z kilku klęsk, ale zdecydowanie największa klęska, jeśli weźmie się pod uwagę wszystkie występy Holandii w mistrzostwach świata i Europy - mówił w rozmowie z "Wyborczą" jeden z holenderskich dziennikarzy.
Wtedy atmosfera w drużynie była więcej niż zła. Media żyły kłótnią Arjena Robbena z selekcjonerem Bertem van Marwijkiem (gwiazdor w trakcie jednego z meczów miał powiedzieć do trenera: "Zamknij się") i wieściły rewolucję absolutną.
Do rewolucji dojść musiało. Zmienił się trener (van Marwijka zastąpił Louis Van Gaal), a z 23 piłkarzy, którzy byli w Krakowie, do Brazylii na mistrzostwa świata poleciało już tylko ośmiu.
Poza tym w kadrze są nowe twarze. Może dlatego po drużynie, która na całej linii zawiodła podczas Euro 2012, nie ma już śladu. Dziś Holendrzy znów wygrywają mecz za meczem, a do tego nie brakuje im szczęścia. Z kompletem zwycięstw przebrnęli przez fazę grupową (pokonali Hiszpanię, Australię i Chile), a w niedzielę w ostatnich minutach wydarli Meksykowi awans do ćwierćfinału.
"De Telegraf" pisze o "cudownej ucieczce Holendrów", Meksykanom mówi "adios", a o "piłkarskim kacu" nie ma mowy.
Komentarze (0)
MŚ 2014. Od przeklętego Krakowa po szczęśliwą Brazylię. Jak Holandia wróciła do gry
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy - napisz pierwszy z nich!