Po pierwszym wyścigu, w którym zespół Roberta Kubicy, ORLEN Team WRT wygrał swój debiut w serii European Le Mans Series na torze Catalunya pod Barceloną, wielu mogło oczekiwać, że kolejne rundy potoczą się w podobny sposób - walka do końca o pole position, a potem o podium lub zwycięstwo w wyścigu. W Austrii na obiekcie Red Bull Ring było jednak o wiele trudniej.
- W Barcelonie nasi rywale mogli być jeszcze szybsi niż my, ale mieli w tym czasie pewne kłopoty i oczywiście stracili dużo czasu. Dla nas wszystko wyszło idealnie, połączyło się i poszło na naszą korzyść. To była stosunkowo łatwa wygrana, ale wiemy, że w kolejnych wyścigach pojawią się różne scenariusze wydarzeń na torze. Szansa na wygraną nie będzie tak duża, jak w Barcelonie. Skupiamy się na wykonywaniu pracy w najlepszy możliwy sposób i to jest nasz główny i prawdopodobnie jedyny cel na ten moment - mówił nam Robert Kubica przed drugim wyścigiem ELMS. I miał rację: w Spielbergu wszystko układało się nieco inaczej, okoliczności były o wiele trudniejsze dla Kubicy i WRT.
Zaczęło się od piątego pola startowego po kwalifikacjach, w których jechał Louis Deletraz. Pierwszy stint dla WRT przejechał Chińczyk Yifei Ye, który wykonał dość słaby start. Stracił na nim aż dwie pozycje, a kolejne dwie w trakcie pierwszego okrążenia. Świetną wiadomością był zatem samochód bezpieczeństwa, który wyjechał na tor po zderzeniu z udziałem Team Virage. Po wznowieniu wyścigu Ye zyskał jednak świetne tempo i już pół godziny później był na trzeciej pozycji.
Po serii pit stopów WRT wylądowało nawet na drugim miejscu i utrzymywało niezłe tempo - strata do liderów, czyli samochodu nr 26 G-Drive Racing z Nyckiem De Vriesem wynosiła sześć sekund. Następnie WRT zjechało na długi pit stop, podczas którego na tor ruszył Robert Kubica. De Vries w trakcie końcówki swojego stintu był szybszy od Kubicy i wyrobił przewagę ponad 20 sekund, a Polak i jego zespół mogli liczyć na cud - okazję do walki o zwycięstwo, dzięki zmianie warunków, czy po wyjeździe samochodu bezpieczeństwa.
I tak się stało. Po dwóch godzinach jazdy spadł deszcz i na torze zapanował kompletny chaos. Zawodnicy nie potrafili zachować kontroli nad samochodami na slickach, a nawet oponach przejściowych i niektórzy wypadali poza tor. W pewnej chwili w trudnym zakręcie nr 7, w którym znalazło się sporo stojącej wody, na poboczu i po uderzeniu w bandę wypadło aż pięć samochodów. Dyrekcja wyścigu musiała zareagować wprowadzeniem na tor samochodu bezpieczeństwa.
W tamtym momencie WRT było już na oponach deszczowych po tym, jak szybko zdecydowali się na nie tuż przed neutralizacją. G-Drive zmieniło je później i do samochodu zamiast De Vriesa wsiadł Franco Colapinto. Spadli zatem za Kubicę i WRT, którzy nagle stali się faworytami do zwycięstwa. Tuż przed końcem jazdy za samochodem bezpieczeństwa Colapinto miał osiemnaście sekund straty do WRT i te same opony, co oni. Musieli coś zmienić, więc zjechali po opony przejściowe, a ich strata zwiększyła się do 44 sekund. Mieli jednak w zanadrzu jeszcze zjazd po dotankowanie samochodu pod koniec wyścigu. WRT musiało jednak wykonać o wiele dłuższy pit stop i dokonać podczas niego zmiany opon i kierowców - z Kubicy na Deletraza.
Mało dramaturgii? Po wznowieniu ścigania sędziowie zaznaczyli, że zajmują się pit stopem dokonanym przez samochód nr 41 pomiędzy wypadnięciami w zakręcie nr 7 i ogłoszeniem neutralizacji. Sędziowie patrzyli, czy samochód wyjechał przy czerwonym świetle na końcu pit lane - wtedy trzeba poczekać na zielone. Ten błąd oznaczałby karę przejazdu przez aleję dla zespołu z Belgii i prawdopodobnie koniec walki o zwycięstwo. Na 43 minuty przed zakończeniem rywalizacji Robert Kubica został zastąpiony przez Louisa Deletraza, a opony zmieniono z deszczowych na przejściowe. Colapinto wyprzedził Deletraza, gdy ten był w alei serwisowej, ale samochód nr 26 czekał jeszcze jeden zjazd po paliwo. WRT traciło do nich 35 sekund. Sprawę związaną z pit stopem Kubicy dalej analizowano, ale nie podjęto żadnej decyzji, która byłaby krzywdząca dla WRT do końca rywalizacji.
- Oczywiście wybór opon był trudny. Nie wiedzieliśmy, jak bardzo i jak długo będzie padać. Strategia była niełatwa, wykonaliśmy ją, ale myślę, że to może nie wystarczyć. Mamy pół godziny do końca wyścigu. Zobaczymy, ile G-Drive wypracuje przewagi - mówił Robert Kubica pytany o możliwe rozstrzygnięcie przez dziennikarkę oficjalnego przekazu ELMS. Gdy kończył mówić te słowa, na 28 minut przed końcem wyścigu, Franco Colapinto zjechał do alei serwisowej. Wcześniej wyrabiał przewagę o wiele szybszym tempem, a Deletraz sporo tracił. Ostatecznie samochód nr 26 wyjechał tuż przed autem WRT. Walka o zwycięstwo miała trwać do końca wyścigu - przez następne 20 minut.
Deletraz od razu podjął kilka prób wyprzedzenia Colapinto, ale jego ataki były odpierane, a jeden z nich okazał się zbyt optymistyczny i Szwajcar stracił trochę czasu. Miał jednak świeższe opony, dobre tempo i pomimo serii dublowań ponownie dogonił Colapinto. Na 17 minut przed końcem wyścigu Argentyńczyk popełnił błąd w trzecim zakręcie, wyjechał szeroko przy dublowaniu, a Deletraz był przekonany, że uda mu się to wykorzystać. Szwajcar pojechał od wewnętrznej, minął rywala i objął prowadzenie. Na kolejnym okrążeniu Colapinto wypadł z pierwszego zakrętu i wracał na tor jego starą nitką. To dało WRT dwie sekundy przewagi nad największym rywalem.
Na 12 minut do końca wyścigu przewaga WRT wynosiła już ponad pięć sekund, a ze Szwajcarem przez team radio rozmawiał m.in. Kubica. W cztery minuty powiększył ją jeszcze do dwunastu sekund. Zwycięstwo belgijskiemu zespołowi mógł zabrać już tylko własny błąd. Ten się jednak nie pojawił. Cztery minuty do końca i siedemnaście sekund Deletraza nad Colapinto, a garaż WRT powoli zaczął świętowanie. Zespół znów okazał się najlepszy w klasyfikacji LMP2! WRT ostatecznie miało przewagę 21,5 sekundy nad samochodem nr 26 G-Drive Racing, a trzecie miejsce przypadło samochodowi nr 25 tego samego zespołu. Jeśli w tak trudnym wyścigu WRT, nie popełnia żadnych błędów i wygrywa dzięki swojej strategii, to kiedy popełni? - Było sporo nerwów w związku z doborem opon i dowiezieniem zwycięstwa, ale się udało - mówił uradowany Robert Kubica. Pięknie widzieć Polaka znów w takim nastroju i mieć świadomość, że to najprawdopodobniej wcale nie chwilowe.