LeBron James w jednej drużynie z synem? Bronny jest gotowy na NBA

Piotr Wesołowicz
Bronny James próbuje żyć jak normalny nastolatek, ale to trudne zadanie, gdy jest się synem jednej z największych gwiazd w historii NBA. Choć LeBron James właśnie podpisał nową umowę z Lakers, niewykluczone, że na ostatni rok wyprowadzi się z Los Angeles. Po to, by zagrać w jednej drużynie z synem. Takiej historii w koszykówce jeszcze nie było. Ale to realny scenariusz.

LeBron James nie trzymał nas długo w niepewności: niecałe dwa tygodnie po tym, jak Los Angeles Lakers przedstawili mu propozycję przedłużenia umowy, "King James" przyjął ofertę. Z Lakers związał się na trzy lata, a za ostatnie dwa sezony na jego konto wpłynie 97,1 mln dol.

Zobacz wideo "Wszyscy wysyłają mnie do freaków, wyzywają mnie od atencjuszek i instagramerek"

To uczyniło go najlepiej zarabiającym koszykarzem w historii, który w trakcie kariery zarobi łącznie 532 mln dol. Nowa umowa z Lakers wcale jednak nie znaczy, że James zakończy karierę w złocie i purpurze, choć gdy kontrakt dobiegnie końca, niespełna 38-letni obecnie LBJ będzie już po czterdziestce. Kontrakt ma furtkę, tzw. opcję gracza, która pozwoli Jamesowi zadecydować, co zrobić z ostatnim rokiem kontraktu – zostać w Los Angeles, czy może poszukać szczęścia gdzieś indziej. I ten drugi scenariusz jest całkiem realny.  

Bronny do NBA? Tak, ale nie od razu

W teorii James nie ma potrzeby, by wyjeżdżać z Miasta Aniołów. Amerykańscy dziennikarze podkreślają przemianę, którą przeszedł w ostatnich latach. Czterokrotny mistrza NBA nie kieruje się już chłodną kalkulacją, skąd będzie mu najbliżej po mistrzowskie trofea, być może pogodził się już nawet z myślą, że w liczbie pierścieni nie doścignie Kobego Bryanta (pięć), o Michaelu Jordanie nie wspominając (sześć). Dla Jamesa – pisze ESPN – kluczowy jest dzisiaj standard życia i komfort jego bliskich. A "James Gang", jak nazywa najbliższą rodzinę koszykarz, w ciepłym, kalifornijskim klimacie czuje się najlepiej.  

James być może wypisał się z gonitwy po kolejne mistrzostwa, ale wciąż ma cel do zrealizowania. Ostatni rok kariery chce spędzić ze swoim synem – Bronnym. I to właśnie w klubie, który wybierze jego syna w drafcie w 2024 r., James spędzi ostatni rok na parkietach NBA. To wcale nie muszą być Lakers.

Bronny to najstarsze dziecko Savanny i LeBrona. Ma 17 lat i uczy się w Sierra Canyon – kalifornijskim liceum słynącym ze świetnego programu koszykarskiego. Na parkiecie nie jest kopią ojca. Skauci, których anonimowo cytuje "New York Times", oceniają, że z pewnością nie jest "elitą wśród elit" – nie wyróżnia się ani wzrostem (188 cm), ani atletyzmem, a do tego musi sporo pracować nad rzutem. Ale ma swoje atuty: jest ponoć solidny jak diabli, a do tego ma wysokie koszykarskie IQ, boiskową inteligencję i jest typem zadaniowca, którego chciałby mieć u siebie każdy.

Choć jego ojciec ucina na razie wszelkie spekulacje dotyczące przyszłości syna, to amerykańskie media głośno dyskutują, jaka przyszłość czeka Bronny’ego. Tym bardziej że 17-latek za rok skończy szkołę średnią i stanie przed być może jednym z najważniejszych wyborów w życiu.

Wariantów jest kilka, ale jeden od razu wykluczmy: Bronny nie może przeskoczyć do NBA od razu po ogólniaku. Zabraniają tego ligowe przepisy – aby trafić na parkiety NBA, trzeba mieć albo ukończone 19 lat, albo spędzić rok w lidze uniwersyteckiej.

Do tej pory skauci NCAA rzadko oglądali mecze Bronny’ego, sądząc, że nastolatek nie pójdzie na studia i wybierze jedną z niekonwencjonalnych dróg dostania się do NBA – być może zagra rok w zespole Ignite, który w G League przygotowuje kandydatów do NBA, albo trafi do Europy. Teraz jednak niemal pewne jest, że Bronny trafi na uniwersytet, a telefony już ponoć dzwonią jak szalone.

Bronny próbuje żyć jak normalny nastolatek

Paul Biancardi z ESPN poinformował w piątek, że istnieje "silne przekonanie", że James zdecyduje się uczęszczać do college'u, zamiast grać profesjonalnie, zanim zakwalifikuje się do draftu NBA w 2024 r. Faworytem wydaje się ponoć uczelnia Oregon. Chociaż…

Otwórzmy w tym miejscu nawias: to nie będzie przypadkowa szkoła. Nie w przypadku syna LeBrona Jamesa. Bronny – w przeciwieństwie do LaMelo Balla, tylko ciut starszego koszykarza Charlotte Hornets, który zanim w ogóle postawił stopę na parkiecie NBA był już celebrytą z własną linią butów i gwiazdą reality show – próbuje żyć jak normalny nastolatek. Nie udziela wywiadów, niemal nie publikuje nic w sieci (choć na Instagramie ma sześć mln obserwujących), najchętniej spędza czas grając na komputerze, bądź u boku najbliższego przyjaciela – Zaire Wade’a, syna Dwayne’a Wade’a, byłej gwiazdy NBA i kolegi Jamesa z Miami Heat.

A LeBron? On także stara się funkcjonować jak zwyczajny ojciec. W trakcie meczów siedzi wśród innych rodziców i na trybunach zagryza przekąski dopingując syna. Są jednak rzeczy, których obaj nie przeskoczą: "NYT" pisze, że szkoła, którą wybiorą Jamesowie, musi być sponsorowana przez Nike, z którym LeBron od lat ma gigantyczną umowę, oraz musi współpracować z ESPN, z którymi James także ma bliskie relacje. – Muszę słuchać, co mówi tata i Rich – tłumaczył Bronny, sugerując, że wpływ na jego karierę będzie miał Rich Paul, najpotężniejszy agent w NBA i bliski przyjaciel Jamesa. Zresztą: Joe Vardon z The Athletic napisał niedawno, że "Bronny jesienią 2023 roku będzie albo na studiach, albo w G League Ignite, albo w Australii lub po prostu – gdziekolwiek umieści go Rich Paul".

Zamykamy nawias.

Słowem: Bronny’ego czeka rok gry w liceum, rok w NCAA, a potem bramy do NBA będą dla niego otwarte na oścież. Skauci oceniają, że syn LeBrona jest wśród 50 najlepszych graczy w roczniku i z pewnością trafi do ligi.

LeBron James już w lutym, przy okazji Meczu Gwiazd, powiedział, że w 2024 r. dołączy do drużyny, która sięgnie po Bronny’ego w drafcie. – Mój ostatni rok będę grał z moim synem. Gdziekolwiek będzie Bronny, tam właśnie będę. Zrobiłbym wszystko, aby zagrać z moim synem ten jeden rok. W tym momencie nie chodzi o pieniądze – tłumaczył. Nie wykluczył przy tym, że klubem, do którego chcieliby trafić, mogliby okazać się Cleveland Cavaliers, klub z rodzinnych stron Jamesa. To jednak mało prawdopodobne – Cavs, którzy dziś są młodą i gniewną drużyną, nie chcą po raz trzeci zatrudniać LBJ-a.

Gdyby James senior i junior zagrali razem w jednym zespole, byłby to pierwszy taki przypadek w historii NBA. Wcześniej taka sytuacja miała miejsce w Major League Baseball, gdy w 1991 r. na boisku w barwach Seattle Mariners spotkali się 41-letni Ken Griffey oraz jego syn – 22-letni Ken Griffey Jr.

Wszędzie, byle nie do Magic

Lutowe słowa "Wybrańca" o planie gry z synem wzbudziły mieszane uczucia – z jednej strony podkreślano, że byłby to pierwszy taki przypadek w historii NBA, z drugiej uznano, że LeBron okazał brak szacunku wobec Lakers, którzy od lat obłaskawiają go niczym króla.

No dobrze – może więc Bronny powinien trafić do Lakers? Wówczas wszyscy byliby zadowoleni – LeBron miałby syna u boku, a klub z Los Angeles największą gwiazdę w składzie, a przy okazji gotową hollywoodzką historię i perspektywę kolejnych, gigantycznych zysków.

Tyle że Lakers – mając za lidera LeBrona Jamesa, który podpisując z nimi pierwszą umowę w wieku 33 lat nie miał już czasu na mozolne budowanie drużyny i tworzył wokół siebie drużyny od razu gotowe na walkę o tytuł – w zamian za koszykarzy o uznanych nazwiskach, m.in. za Anthony’ego Davisa i Russella Westbrooka, oddali w ostatnich latach niemal wszystkie pierwszorundowe wybory w drafcie. W 2024 r. będą mieli do dyspozycji tylko wybór w drugiej rundzie, czyli poniżej miejsca trzydziestego. Ich pierwszorundowa opcja należy dziś do New Orleans Pelicans. Co w tej sytuacji? Media spekulują, że wpływowy Rich Paul będzie starał się nakłonić kluby NBA, by nie wybierały Bronny’ego w pierwszej rundzie, a wówczas w drugiej sięgną po niego Lakers. A jeśli ktoś skusi się wcześniej? To całkiem realny scenariusz, na który dziś nie ma odpowiedzi. A w zasadzie jest – choć ledwie widoczna. Opcja gracza w kontrakcie LeBrona Jamesa z ekipą Lakers.

A gdyby po Bronny’ego w 2024 r. sięgnęli np. Orlando Magic? LeBron miałby wówczas twardy orzech do zgryzienia, bo w styczniu w jednym z podcastów dowcipkował z klubu z Florydy. – Spędziłem tam 95 dni w "bańce" [w trakcie końcówki sezonu 2019-20, gdy szalała epidemia koronawirusa – red.]. To dlatego nie zabieram córki do Disneylandu. Zrozumcie, za każdym razem, gdy tam jestem, dotyka mnie stres pourazowy. Jeśli oddadzą mnie do Magic, to skończę karierę. LeBron oddany do Orlando równa się LeBron przeprowadzający się do Malibu. Nie ma szans, nie zagram tam.

A już na poważnie: w ostatnich dniach Bronny udowadnia, jak ogromny potencjał w nim drzemie. W trakcie letniego turnusu "Club Basketball Euro Tour", podczas meczu w Nanterre pod Paryżem z francuskim zespołem do lat 18, Bronny wykonał wsad, którego nie powstydziłby się jego ojciec. Skojarzenia nasuwają się same, a LBJ sam skomentował paczkę na Twitterze: "O, mój Boże, Bronny!".

 

Na razie Lakers wykonują dyskretne ruchy, by powiązać ze sobą Bronny’ego – w ostatnich dniach w sieci pojawiło się nagranie z hali treningowej Lakers, w której LeBron ćwiczył ze swoimi synami – Bronnym oraz 15-letnim Brycem, który również może pójść śladami ojca. On także trenuje w Sierra Canyon, a w trakcie lata urósł aż o 20 centymetrów, ma już niemal dwa metry i przeistoczył się z maskotki rodziny w potężnie zbudowanego nastolatka o ogromnym talencie do gry w koszykówkę.

Ale chyba nawet długowieczny LeBron nie doczeka już na parkiecie debiutu drugiego z synów w NBA. Choć patrząc na to, w jakiej jest formie w wieku 38 lat, lepiej nie wykluczać takiego scenariusza.

Więcej o: