Andetokunmbo na kolanach, ale tylko raz. Polacy z akcją meczu. Co wiemy po Grecji?

Piotr Wesołowicz
Trzeci sparing, trzecia porażka. Szykujący się do Eurobasketu koszykarze reprezentacji Polski przegrali z Grecją aż 78:101. Czego dowiedzieliśmy się po meczu? Spostrzeżeniami dzieli się Piotr Wesołowicz ze Sport.pl.

– Ludzie przywiązują za duże znaczenie do sparingów – mówił nam przed tygodniem selekcjoner kadry Igor Milicić, sugerując, że w trakcie sparingów w Turcji i Grecji będzie chciał przede wszystkim sprawdzić wszystkich graczy i to, jak wykonują zagrywki, których uczyli się w ostatnim czasie.

To tylko sparing. Ale…

W meczach w Stambule z Ukrainą i Turcją widać było, że nie jest to najpiękniejsze wydanie kadry. Długie akcje, cierpliwe budowanie zagrywek, szlifowanie zachowań na parkiecie, a do tego wymęczeni dziesięcioma dniami treningów koszykarze. Nie dziwne, że przegraliśmy 60:88 i 78:94.

Koszykarze tłumaczyli, że nie ma się czego obawiać, ale strzelec Michał Michalak mówił w TVP Sport wprost: – Potrzeba większych chęci i zaangażowania. Inaczej trudno będzie nam rywalizować z najlepszymi zespołami.

Widać to było wyraźnie z Grecją, w trzecim sparingu poprzedzającym wrześniowy Eurobasket, który zaczęliśmy ospale. A w zasadzie – niemal na stojąco. W połowie pierwszej kwarty Grecy prowadzili 18:2, a my jedyny kosz trafiliśmy przypadkowo, po szczęśliwej dobitce Mateusza Ponitki. W ataku graliśmy w trybie "slow motion" – rywale odczytywali nasze zamiary klatka po klatce, przechwytywali piłki, zmuszali nas do strat – po pierwszej kwarcie mieliśmy ich osiem. Duch w drużynie? Nieobecny.

Zaczęliśmy odrabiać straty, dopiero gdy z parkietu zszedł Janis Andetokunmbo, rywale zredukowali bieg, a my przyspieszyliśmy – w połowie drugiej kwarty zaliczyliśmy zryw 24:5 i w pewnym momencie prowadziliśmy 34:32. W trzeciej kwarcie było nieźle, tę część wygraliśmy 22:19.

Ale to był łabędzi śpiew – znów zakończyło się porażką, znów wysoką. Z jednej strony to tylko sparing, z drugiej – Igor Milicić od początku kadencji nie potrafi wszczepić kadrze genu zwycięzców. Jego drużyna wygrała dopiero dwa mecze. A przegrała? Już dziewięć. Kiepska wróżba przed Eurobasketem.

Nie mamy Calathesa. Ale mamy Schenka

Hierarchia rozgrywających w kadrze jest jasna: podstawową "jedynką" jest Mateusz Ponitka. Choć kapitan kadry nie jest typowym kreatorem, Igor Milicić już w listopadzie mówił Sport.pl: – Widzę go w tej roli. Jeżeli może to robić na poziomie Euroligi w Zenicie, to i w reprezentacji Polski może dać nam jakość.

Ponitka mecz z Grecją zaczął w pierwszej piątce. I w roli playmakera wypadł dość przeciętnie.

W pierwszej kwarcie Polacy mieli kłopot nie tylko ze zdobywaniem punktów (dopóki na boisku był Janis, przegrywaliśmy 2:18), ale i z egzekucją zagrywki czy zwykłym przeprowadzeniem piłki przez połowę. Ponitka był odcinany od piłki, Nick Calathes znakomicie odczytywał intencje kapitana Polski.

Właśnie – Calathes. Milicić na myśl o takim rozgrywającym może tylko głęboko westchnąć. Powiedzieć o Calathesie, że jest dowódcą drużyny, to jak odebrać mu z pagonów kilka gwiazdek. On jest prawdziwym mózgiem drużyny. W CV ma grę w NBA, ostatnie dwa lata spędził w Barcelonie. Choć w liczbach tego nie widać – w sumie siedem punktów i cztery asysty – znakomicie dbał o drużynę: kontrolował tempo, budował przewagę, rozdzielał piłki. A to coś, czego kadra Milicicia nie miała.

Naprzeciw Calathesa lepiej poradził sobie Jakub Schenk. Choć kibice kpią, że to gracz z ledwie trzeciego poziomu rozgrywek we Francji (podpisał niedawno umowę z Tours Métropole Basket) i wciąż nie wiadomo, czy w ogóle pojedzie na Eurobasket, to w starciu z Grecją wypadł przyzwoicie – zaliczył sześć asyst i trzy punkty. W drugiej połowie Milicić wystawił Ponitkę i Schenka obok siebie – i był to ciekawy i potrzebny eksperyment. Chorwat w końcu dał też pograć Łukaszowi Kolendzie, rozgrywającemu Śląska Wrocław. I on też dorzucił sześć asyst oraz trzy punkty w 10 minut.

Kłopoty pod koszem

Więcej problemów mieliśmy pod obręczą. Tu rządzić powinien Aleksander Balcerowski. 21-letni środkowy, który jeszcze kilka tygodni temu marzył, aby dostać się do NBA. I nie były to jedynie fantasmagorie – wielu specjalistów twierdziło, że Polak był bliski wyboru w drafcie.

Balcerowski w kadrze jest od 2019 r., gdy szansę na mundialu w Chinach dał mu Mike Taylor. U Igora Milicicia gracz hiszpańskiej Gran Canarii ma już odgrywać czołową rolę, być jednym z liderów kadry. Ale na razie nim nie jest.

W meczu z Grecją uzbierał ledwie dwa punkty i cztery zbiórki. Liczby mówią sporo: Balcerowski od dawna ma kłopot z grą na tablicach, choć w ostatnich miesiącach pracował nad tym, by być bardziej agresywnym w walce o piłkę. A w ataku nie było lepiej. Balcerowski nie podejmował ryzyka, zatrzymywali go sporo niżsi rywale, zdarzały mu się też nieporozumienia i niedokładne podania do ścinających pod obręcz kolegów. Mecz na minus.

Reszta też nie błysnęła. Aleksander Dziewa nie może jeszcze doskoczyć do reprezentacyjnego poziomu (z Grecją bez punktu, ale z sześcioma zbiórkami), ciut lepiej wypadł Dominik Olejniczak, który zdobył siedem punktów, miał dwie zbiórki i zaliczył efektowny wsad. A przede wszystkim: był agresywny.

Ach, ten Janis…

Jak radzić sobie jednak pod obręczą, gdy naprzeciw siebie masz mistrza NBA z 2021 r. i dwukrotnego MVP najlepszej ligi świata? W te wakacje Janis Andetokunmbo zaliczył już m.in. 31 punktów i 10 zbiórek w 20 minut sparingu z Hiszpanii. Z Polską też się zabawił, zdobywając 24 punkty w 23 minuty.

Sama jego obecność determinowała to, co dzieje się na parkiecie. Polacy pod koszem go potrajali, często go faulując (Grek trafił 12 z 19 rzutów wolnych). Za to zbyt często odpuszczali go na obwodzie, jak niedawno Dennisa Schroedera w meczu z Niemcami w kwalifikacjach do mistrzostw świata. Janis trafił dwie na cztery trójki, choć pewnie gdyby grał na wyższym biegu, zdobyłby ich więcej. Ale przede wszystkim bawił się koszykówką: rozgrywał, podawał, potężnie wsadzał piłkę do kosza. Tysiące fanów na trybunach hali olimpijskiej OACA przyszła oglądać sparing Polską głównie dla niego. I słusznie.

Ale w obronie zdarzały mu się wpadki…

Akcja meczu? Mamy to!

... na przykład w akcji przeciwko Mateuszowi Ponitce. Kapitan kadry nie zagrał wybitnego spotkania, ale 15 punktów uzbierał (najwięcej w zespole). A w tym trafił trójkę obok bezradnego Janisa, wcześniej oszukując go pięknym crossoverem. Andetokunmbopo po zwodzie Ponitki upadł na kolana, a piłka po rzucie Polaka wpadła do kosza. Małe pocieszenie. I najładniejsza akcja Polski w tym meczu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.