Robert Karaś od zeszłej soboty brał udział w World Cup Brasil Ultra Tri, czyli 10-krotnym Ironmanie. Do pokonania miał 38 kilometrów na basenie, 1800 kilometrów na rowerze oraz 422 kilometry w biegu. Polak miał liczne problemy zdrowotne, ale mimo to dokonał niewiarygodnego czynu i ukończył zawody jako pierwszy w 164 godziny 14 minut i 2 sekundy.
Tym samym Karaś pobił również rekord świata, który należał do Kennetha Vanthuyne. Dzięki temu niesamowitemu osiągnięciu Polak jest na ustach wszystkich, ale nie przełożyło się to na sukces finansowy. Okazuje się, że za zwycięstwo w 10-krotnym Ironmanie nie zarobi nic. Organizatorzy w regulaminie wprost napisali, że wygrany nie otrzymuje żadnej nagrody pieniężnej. Co więcej, każdy, kto chciał wziąć udział w tych zawodach, musiał opłacić wpisowe. Za całą trasę wynosiło ono 2300 dolarów, czyli prawie 10 tysięcy złotych.
Karaś finansowo jest stratny po tych zawodach, ale zyskał ogromny szacunek u wielu osób. Tuż po ogłoszeniu jego sukcesu w mediach społecznościowych pojawiło się wiele słów uznania. "Nieprawdopodobny wyczyn. Wielkie gratulacje" napisał Tomasz Lis. Z kolei Łukasz Jurkowski nazwał go "Terminatorem."
Więcej tego rodzaju treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
W zeszłym roku Karaś brał udział także w 10-krotnym Ironmanie w Buchs. Po pewnym czasie musiał się jednak wycofać z powodu komplikacji związanych z operacją urologiczną. W tamtym wyścigu zawodnicy otrzymali nagrody, ale były one bardzo niskie. Łączna ich pula wynosiła zaledwie cztery tysiące euro. Zwycięzca zarobił tysiąc euro, drugie miejsce 600 euro, a trzecie 400. Również obowiązywało wpisowe, które wynosiło 3300 franków szwajcarskich, czyli ponad 16 tysięcy złotych.