Ministerstwo Sportu razem z Ministerstwem Edukacji wprowadza do polskich szkół program "Sportowe talenty" - na razie pilotażowo, w dwóch województwach: opolskim i lubelskim, a od nowego roku szkolnego chciałoby wpisać go w podstawę programową w całej Polsce. Uczniowie wszystkich szkół - podstawowych i ponadpodstawowych - mieliby cztery razy w roku być testowani w kilku podstawowych konkurencjach: biegach, skoku w dal i planku/desce.
Ministerstwo zaznacza, że bliźniaczy program sprawdził się w Słowenii, która odnosi wiele sukcesów na największych sportowych imprezach - igrzyskach i mistrzostwach. Gdy nieoficjalnie pytamy, czy system słoweński został wcześniej dokładnie przeanalizowany, poparty rozmowami ze Słoweńcami czy badaniami w tym zakresie, słyszymy, że wystarczy spojrzeć na liczbę zdobywanych przez nich medali i zestawić ją z niewielką liczbą obywateli.
Polscy wuefiści, z którymi rozmawialiśmy, dostrzegają jednak wady tego programu: pilotażowa wersja jest tylko dla dzieci chętnych (ich rodzice muszą się zgodzić), program nie obejmuje na razie klas 1-3, a w szkołach ponadpodstawowych trudno o znalezienie nieodkrytych talentów. Słowa uczniów to potwierdzają. Ministerstwo zakłada też, że program pozwoli sprawdzić, jaka jest kondycja dzieci i młodzieży w Polsce. Tymczasem dzieci mówią, że na wuefach najczęściej ćwiczą wysportowani koledzy i koleżanki, a kto ma słabszą kondycję i mniej chęci, ten się wymiguje. Diagnoza może być zatem niepełna.
O opinię w tej sprawie poprosiliśmy też wybitną lekkoatletkę Monikę Pyrek, która po zakończeniu kariery prowadzi w całej Polsce alternatywne lekcje wuefu, by na atrakcyjnych lekcjach, wykorzystujących nowoczesną technologię, zwiększać wśród najmłodszych zainteresowanie sportem.
- Testów, które wykonuje się w szkole, jest sporo, ale wydaje mi się, że będzie to dobra - systemowa - baza do wyłapywania uzdolnionych dzieci. To oczywiście niczego nie przesądzi, bo na każdym etapie mogą pojawić się dzieci wczesnorozwojowe i późnorozwojowe. I to, że jakieś dziecko nie zostanie wyłowione po pierwszych testach, nie znaczy, że nie ma w sporcie przyszłości - powiedziała wielokrotna mistrzyni w skoku o tyczce. Cały wywiad można przeczytać TUTAJ.
O wuefach porozmawialiśmy też z samymi uczniami.
- Wuef w wyższych klasach przypomina przerwę. Nasz nauczyciel ma luźne podejście, pozwala się wyszaleć. Daje nam piłkę, nie wtrąca się, a my gramy - czasami w piłkę nożną, ale najczęściej w siatkówkę, bo wuef jest łączony z dziewczynami. To jedyna dyscyplina, co do której się zgadzamy. Sala jest mała, wystarcza idealnie na boisko do siatkówki - linie są tuż przy ścianach, sufit jest nisko, serwuje się tuż spod okien. Trzeba uważać. Nie o każdą piłkę warto walczyć, bo jak leci w narożnik boiska, lepiej odpuścić niż uderzyć w ścianę. Ale nie narzekamy. Tylko podczas rozgrzewki brakuje miejsca, później, już podczas gry, jest całkiem w porządku. Standardów to boisko oczywiście nie spełnia, dlatego jak nasza szkoła organizuje zawody, to odbywają się w gminnej hali, jakieś 3 km dalej. Na co dzień nie mamy do niej dostępu. Zajmują ją szkoły średnie.
- Mamy szesnastu chłopaków w klasie i osiem dziewczyn. Frekwencja na zajęciach zależy od tego, co mamy na nich robić. Jak gramy w piłkę, bo dziewczyny idą do małej salki, niby siłowni, to większość ćwiczy. Czemu "niby siłownia"? Bo więcej tam gum i materacy niż prawdziwych ciężarków czy maszyn do ćwiczeń. To taka mała sala, która kiedyś była do gimnastyki korekcyjnej. Jeśli natomiast na lekcji jest gimnastyka albo bieganie, to sporo osób wtedy choruje. Ale rzadko jest coś innego niż siatkówka albo piłka nożna. Tylko jak zbliża się zaliczenie.
- U nas w województwie nie ma "Sportowych talentów", ale tak szczerze, to tylko jedna dziewczyna od nas jest wysportowana, jeździ na wszystkie zawody, a reszta woli się na tych lekcjach nie spocić. U chłopaków jest pół na pół. Mamy takich siedmiu-ośmiu, którzy lubią grać, a reszta ćwiczy z przymusu. Ktoś staje na bramce, inny gra w obronie, byle nie przeszkadzali. Wiadomo, że tutaj już nikt wielkiej kariery nie zrobi. Drugiego Lewandowskiego u nas nie ma. Miałem kolegę w młodszych klasach, który chciał być piłkarzem, to dzisiaj mieszka już w bursie w Łodzi i uczy się w szkole sportowej. On ma szansę, my gramy tylko dla zabawy i chyba nie odkryją u nas wielkiego talentu.
- Lubię wuef, to chyba najfajniejszy przedmiot. Prowadzi go ta sama pani, która ma z nami pozostałe lekcje. Najczęściej mamy wyścigi, różne zabawy - jak berek. W klasie nie ma nikogo, kto byłby na stałe zwolniony.
- W tym tygodniu akurat mamy siatkówkę, bo w piątek są zawody, więc się przygotowujemy. Mamy 20 osób w klasie: 14 chłopaków i 6 dziewczyn. Jedna dziewczyna nigdy nie ćwiczy, więc mamy wuef razem z chłopakami. Zawsze te kilkanaście osób ćwiczy. Lekcje są do siebie podobne; najpierw rozgrzewka przez 15 minut, a pół mamy na grę. Czasem zdarza nam się zagrać w koszykówkę i piłkę ręczną, ale innych dyscyplin nie ma. Rządzi siatkówka. Nie ma ćwiczeń jako takich. Latem czasami jeszcze biegamy na zewnątrz, ale bardzo rzadko.
- Z zaangażowaniem jest różnie. Czasami brakuje chęci, zależy od dnia. Najczęściej na wuefie jest czas na wygłupy. Niby ósma klasa, ale nie jesteśmy jeszcze zbyt dojrzali. Bywa dziwnie. Pan każe biegać, to truchtamy. Nie słuchamy. W grze jest czas się powygłupiać. Rzadko udaje się rozegrać cały jeden set na poważnie. Zawsze na wuefie tak było.
- Zazwyczaj mamy lekcje w hali, ale zdarza się też w siłowni, a latem chodzimy nad jezioro - wtedy biegamy. Na szczęście rzadko. Kiedyś wszystkie osoby ćwiczyły, teraz ćwiczących jest mniej. Zazwyczaj dziewczynom się nie chce ćwiczyć, chłopacy zawsze są chętni. Jak ktoś nie ma ochoty, to załatwia zwolnienie. Lewe. Można też zgłosić nieprzygotowanie albo po prostu podyskutować z panem i wytłumaczyć, dlaczego się nie ćwiczy. Słaby wuef w 1-3. Pani przynosiła nam worki i rzucaliśmy do nich piłką. Czasami były wyścigi.
- Bardzo różnie wyglądają te lekcje w technikum. Jak graliśmy w siatkówkę czy piłkę, było luźno. Testy biegowe są raz na pół roku, żeby było z czego wystawić oceny. U nas w klasie jest tylko jedna dziewczyna, więc ona ma lekcje z nami i zazwyczaj nie ćwiczy. W ogóle jest tak, że kto chce, ten ćwiczy. Ale frekwencja jest niezła. Żarty, luz, bez żadnego napinania się. Najczęściej mamy wuef w sali gimnastycznej, latem na boisku, kilka razy byliśmy na basenie. Jest kilka osób, które jak już grają, to chcą wygrać, więc się starają. Ale reszta się tym kompletnie nie przejmuje. Nie ma u nas żadnej gimnastyki, żadnych skoków przez skrzynię, kozła czy stania na rękach. To by nie przeszło. Wuef jest traktowany jako rozrywka.