Od początku 2023 roku w polskich szkołach - na razie pilotażowo w opolskiem i lubelskiem - prowadzony jest wspólny projekt Ministerstwa Sportu i Turystyki oraz Ministerstwa Edukacji i Nauki, który ma pomóc w wyszukaniu najbardziej utalentowanych uczniów. Kosztował sporo (dotacja wyniosła milion złotych), ale wielu nauczycieli już teraz powątpiewa w jego skuteczność i wskazuje, że za te pieniądze można było kupić więcej sprzętu do szkół i poprawić ich sportową infrastrukturę, a realnym wpływem na poprawę wysportowania młodzieży byłoby zajęcie się wuefem w klasach 1-3 szkoły podstawowej. Obecnie najczęściej to stracone trzy lata.
Z Moniką Pyrek - jedną z najlepszych polskich lekkoatletek w historii, wielokrotną medalistką mistrzostw świata i Europy w skoku o tyczce, a dzisiaj propagatorką sportu stojącą na czele fundacji prowadzącej w całej Polsce alternatywne lekcje wuefu - rozmawiamy o kondycji lekcji wychowania fizycznego w polskich szkołach, problemach nauczycieli, zmieniającej się świadomości rodziców i rozwiązaniach podsuwanych przez rząd.
Monika Pyrek: - Wszystko zależy od podejścia nauczyciela i warunków. Kiedy jeździmy po całej Polsce z naszymi projektami, np. "Kinder Joy of moving. Alternatywne lekcje WF" lub kontaktujemy się poprzez naszą e-platformę, obserwuję ogromne zaangażowanie i pasję nauczycieli, ale wielokrotnie brakuje im odpowiedniego obiektu, dostatecznie dużej sali, żeby przeprowadzić takie zajęcia, jakie by chcieli i jakie byłyby atrakcyjne. Spotykam różnych nauczycieli, również wypalonych zawodowo. Bardzo doceniam nauczycieli wychowania fizycznego, bo widzę, z jakimi problemami się mierzą.
- Powierza im się bardzo odpowiedzialną rolę, bo wbrew temu, że wuef czasami jest traktowany po macoszemu, to uważam, że jest podstawą funkcjonowania dziecka w szkole - już od początku, od pierwszej klasy, a nawet zerówki. Dziecko, które może uregulować swoje emocje poprzez aktywność sportową, lepiej przyswaja materiał na innych lekcjach. Dzieci muszą się przecież wybiegać i wyszaleć po kilku godzinach siedzenia w ławce i skupienia na lekcjach. Zwłaszcza w klasach 1-3. To dobrze wpływa nie tylko na ich kondycję fizyczną, ale też psychiczną.
- Pewnie jedno i drugie. To się łączy. Lekcje są bardziej atrakcyjne, jeśli jest odpowiednia infrastruktura i nowoczesny sprzęt. Gdy nauczyciele mogą rozwinąć skrzydła i wykorzystać swoją kreatywność, wtedy też łatwiej o zaangażowanie dzieci. Ale wiemy, jak funkcjonują szkoły. Większość z nich boryka się z przestarzałymi halami lub za małymi salami gimnastycznymi, w których brakuje sprzętu. Nie jest to wina nauczycieli ani nawet dyrektorów. Oczywiście, marzy mi się wiele pięknych kolorowych sal, w których dzieci będą się dobrze czuły i w których lekcje będą dla nich atrakcyjne. Ale do tego byłyby potrzebne ogromne nakłady pieniędzy. Łatwiej o zmianę w innym obszarze.
- Dzieci obserwują rodziców, którzy są tym podstawowym życiowym wzorem. Wśród dorosłych zwiększa się świadomość, że zapewnienie dzieciom ruchu jest bardzo ważne i że uprawianie sportu niesie mnóstwo korzyści, ale dobrze, jakby rodzic nie tylko o tym wiedział, ale jeszcze był dla dziecka przykładem. Świetnie, że rodzice coraz częściej wypychają swoje dzieci na rozmaite treningi, ale jeszcze lepiej, jeśli będą uprawiać sport razem z tym dzieckiem. Nie ma nic lepszego. Widzę to u siebie w domu. Bawimy się na sportowo, dzięki czemu świetnie poznaję swoje dzieci. Widzę, jak zachowują się w grupie, jak reagują w sytuacjach kryzysowych, jak radzą sobie z porażkami, jak mogę je wtedy wesprzeć. Nie mówię, że każdy musi być profesjonalnym sportowcem, ale mam na myśli podstawową aktywność fizyczną. Przypisuję rodzicom tę podstawową rolę wychowawczą, którą nauczyciel wuefu może później rozwijać i kierunkować.
- Tak. Najbardziej przy tych alternatywnych lekcjach wuefu, na które zapraszamy dzieci od czwartej do ósmej klasy. Od razu widać, które dziecko miało prawdziwy wuef w młodszych klasach. Najszybciej wychodzi to podczas gry w koszykówkę. Takie dziecko inaczej łapie piłkę, inaczej ją rzuca. Zdarzają się uczniowie, którzy w ogóle nie potrafią rzucić piłki do góry. Nigdy tego nie robiły, więc nie mają umiejętności, by rzucić piłkę koszykarskim sposobem. Mają też za mało siły, by lekka piłka doleciała do kosza.
- Im więcej dzieci będzie miało od najmłodszych lat lekcje wuefu z nauczycielem wychowania fizycznego, tym będą później sprawniejsze i łatwiej będą przyswajały technikę z różnych dyscyplin, a co najważniejsze jest większa szansa na to, że pozostaną w przyszłości aktywne, bo pierwszą myślą, jak spędzić wolny czas, będzie jakaś aktywność sportowa. Warto wykorzystywać tę energię dzieci z klas 1-3. One są wtedy nie do zdarcia, chętne do każdej rywalizacji i zabawy. Każdy pomysł na zabawę wydaje im się świetny, wszystko jest interesujące. Błyskawicznie wszystko łapią. Można wtedy łatwo wykształcić u nich różne nawyki. Nauczyciele od edukacji wczesnoszkolnej mają różne specjalizacje: artystyczne, matematyczne, nie zawsze sportowe. Dlatego uważam, że nawet jedna lekcja w tygodniu prowadzona przez wuefistę byłaby bardzo dobry początkiem zmian i krokiem naprzód.
- Jest teraz w trzeciej klasie i ma dziesięć godzin wuefu w tygodniu. Jest w szkole długo - niemal codziennie od godz. 8 do 15, ale jest szczęśliwy. Wraca do domu bez napięcia, lubi szkołę, zawsze mówi, że było super. Rozumiem, że rodzicom czasami brakuje czasu, żeby zaproponować dzieciom jakąś sportową aktywność, dlatego ten wuef jest tak ważny.
- Bardzo trudne pytanie. Chyba nie da się tego konkretnie wskazać, bo są dzieci wczesno- i późnorozwojowe. Gdyby mnie ktoś przetestował w wieku przedszkolnym, najpewniej stwierdziłby, że się do żadnego sportu nie nadaję. Byłam anemiczna, chuda i powolna. Dopiero w ósmej klasie trafiłam do lekkoatletyki. Miałam też wiele koleżanek, które nie miały żadnej juniorskiej kariery, a odnosiły sukcesy jako dorosłe zawodniczki. Nie przesadzajmy więc z tą wczesną specjalizacją. Jestem zdania, że trzeba pokazywać dzieciom jak najwięcej różnych dyscyplin, a one same wybiorą tę, która będzie sprawiała im najwięcej radości. Podążajmy wtedy za tym i schowajmy własne ambicje do kieszeni, dajmy im się realizować.
- Powiem o moich odczuciach. Nauczyciele z większych miast muszą częściej zachęcać dzieci do ćwiczeń. W miastach jest więcej bodźców, więcej atrakcji, czasami pojawiają się problemy komunikacyjne, bo rodzic pracuje po drugiej stronie miasta i trudno mu przywieźć dziecko na dodatkowe zajęcia. Z kolei w mniejszych miejscowościach szkoła często jest miejscem, w którym dzieci i młodzież spędzają wolny czas, a nauczyciele są tam animatorami - na Orlikach i innych przyszkolnych obiektach.
- Pandemia zachwiała bardzo dobrą tendencją. Zainteresowanie rosło, świadomość była coraz większa, dostrzegaliśmy dużo plusów z uprawiania sportu. Ale lockdown poniekąd pokazał nam też, jak duża jest w nas potrzeba ruszania się. Dopóki nie byliśmy zmuszeni zostać w domu, często nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak ważny jest ten codzienny spacer. Uświadomiliśmy sobie, że ruch jest nam właściwie niezbędny. Zobaczyliśmy, jak jego brak wpływa na nasze samopoczucie. A co do najmłodszych - gdy odbywaliśmy pierwszą trasę po pandemii, mieliśmy wrażenie, że spadła sprawność, ale wzrosły chęci. Dzieci były słabsze, szybciej się męczyły, ale były bardzo spragnione ruchu.
- Jest ich dużo, ale często brakuje konsekwencji. Kiedyś w lekkoatletyce mówiło się, że z setki dzieciaków około dwudziestu dojdzie do seniorów. Teraz szacuje się, że do wychowania dwudziestu zawodników potrzeba około pięciuset dzieciaków. Problemem jest brak wytrwałości. Jest bardzo dużo dzieci do szóstej klasy, a później obserwujemy odpływ, bo pojawiają się inne zainteresowania albo dzieci bardziej skupiają się na nauce przed egzaminami. Kolejny odpływ też jest z tym związany - chodzi o maturę. Zaczyna brakować czasu na treningi.
- Testów, które wykonuje się w szkole jest sporo, ale wydaje mi się, że będzie to dobra - systemowa - baza do wyłapywania uzdolnionych dzieci. To oczywiście niczego nie przesądzi, bo na każdym etapie mogą pojawić się dzieci wczesnorozwojowe i późnorozwojowe. I to, że jakieś dziecko nie zostanie wyłowione po pierwszych testach, nie znaczy, że nie ma w sporcie przyszłości. I odwrotnie - rekordy Polski pobite w czwartej klasie nie dają gwarancji, że kiedyś pojedzie się na igrzyska olimpijskie. Upatruję potencjał w tym programie przede wszystkim ze względu na tę bazę, która dzięki niemu powstanie. Dziecko, które nigdy nie pomyślałoby, że ma predyspozycje do uprawiania jakiegoś sportu, może zacząć go trenować, bo ktoś dostrzeże w nim potencjał.
- Tak, bywa, że podpowiadamy dzieciakom, jakie widzimy u nich predyspozycje i mocne strony. Czasami kompletnie nie zdają sobie z tego sprawy. Powiem na swoim przykładzie: nie byłam szybka ani silna, ale miałam naturalne, bardzo swobodne i skoordynowane ruchy. To predysponowało mnie do uprawiania niektórych dyscyplin, choć nie zdawałam sobie z tego sprawy. Teraz spotykam wiele takich dzieci. Na pierwszy rzut oka nie dostrzega się sportowego talentu, ale podczas ćwiczeń znajdujemy predyspozycje do jakiejś dyscypliny.
- Nie mam pojęcia, ale dobre jest to, że dzieci będą cyklicznie wykonywały te same testy. Można wtedy dostrzec progres albo zauważyć, w którym obszarze dziecko rozwija się wolniej i zwrócić na to większą uwagę. Może te testy pomogą ukierunkować dziecko na konkretną dyscyplinę? Oglądałam ostatnio mecz piłki ręcznej i byłam zachwycona dynamiką Francuza Diki Mema. Ma naturalny ciąg do przodu, bardzo silne i szybkie nogi. Pomyślałam, że to idealne warunki także do lekkoatletyki. Sportowiec pełną gębą. Podejrzewam, że gdyby sprawdzić jego wyniki testów z przeszłości, to nadawał się do niemal wszystkich dyscyplin.
- Ale zawsze może przyjść moment zawahania i zmiany dyscypliny. Ten program może być taką platformą do współpracy między trenerami różnych dyscyplin i polecania sobie młodych sportowców. Marzy mi się, żeby w polskim sporcie było współdziałanie podobne, jak jest w Wielkiej Brytanii. Tam, gdy zawodnik jest bardzo szybki, ale gra zbyt samolubnie, by zostać piłkarzem, jest kierowany do sztafety sprinterskiej. Niech dzieci próbują różnych sportów, niech szukają swojej drogi. Piłka nożna była i jest najpopularniejsza, ale może być świetnym punktem wyjścia do trenowania innych sportów. Jeśli jakiś młody piłkarz czuje, że nie zrobi kariery w futbolu, niech znajdzie wokół siebie osoby, które dostrzegą jego predyspozycje do uprawiania innej dyscypliny.
- Po prostu zwiększyłabym liczbę godzin wuefów w tygodniu. Przede wszystkim w tych najniższych klasach, żeby wyrobić w dzieciach zdrowe nawyki i uczynić ich styl życia sportowym. Chciałabym też, żeby szkoły miały lepsze warunki do przeprowadzenia wuefów. Wtedy nauczycieli z pasją nie zabraknie i na pewno wykorzystają te możliwości.