Rosyjski mistrz olimpijski promuje "Putinjugend". MKOI chce by mógł wystąpić na igrzyskach

Dominik Senkowski
Międzynarodowy Komitet Olimpijski rozważa dopuszczenie Rosjan i Białorusinów do igrzysk w Paryżu. Mer miasta Anne Hidalgo jest temu przeciwna. Oznaczałoby to przyzwolenie na rywalizację o medale takim sportowcom jak np. Nikita Nagorny, który jest oficerem w organizacji Junarmia, nazywanej "Putinjugend".

Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOI) poinformował, że "bada" możliwość dopuszczenia Rosjan i Białorusinów do udziału w igrzyskach w Paryżu 2024 pod neutralną flagą, a wcześniej do kwalifikacji olimpijskich. 

Zobacz wideo Sensacyjny kandydat do medalu IO w skokach

Gimnastyk - oficer

Co to oznacza w praktyce? Stworzenie możliwości rywalizowania na igrzyskach dla takich sportowców jak np. Nikita Nagorny. To jeden z najlepszych gimnastyków na świecie. Dwa lata temu w Tokio zdobył złoty medal olimpijski wraz z drużyną. Reprezentował wówczas nie Rosję, a Rosyjski Komitet Olimpijski, bo Rosjanie z powodu dopingu nie mogli wystawić oficjalnej reprezentacji w stolicy Japonii. 

Prawie 26-letni Nagorny poza salą gimnastyczną jest oficerem wojskowym w Junarmii. To młodzieżowa organizacja wojskowa rosyjskich sił zbrojnych nazywana w branży "Putinjugend". 

- Kreml w ostatnim czasie wykazuje wyjątkową aktywność na niwie wspierania Junarmii. Za promocję putinowskiej paramilitarnej młodzieżówki wzięli się sportowcy-celebryci: gimnastyk Nikita Nagorny i narciarka Wieronika Stiepanowa. Organizacja powstała w roku 2016, dziedzicząc przyszkolny projekt tzw. młodej armii, organizowany przez nauczycieli przysposobienia wojskowego. Za wdrożenie Junarmii, z nakazu Putina, odpowiedzialny był Sergiej Szojgu. To organizacja, która odpowiada za szkolenia z survivalu, walki wręcz, zadań operacyjnych, a nawet specjalizacji wojskowej - czytamy na stronie defense24.pl

Junarmię finansuje rosyjskie ministerstwo obrony. Organizowane są obozy na wzór wojskowy. Spekuluje się, że członkowie tej organizacji mogą zostać niebawem wysłani do walk w Ukrainie.  

W zeszłym roku Nagorny uczestniczył w paradzie Władimir Putina z okazji rocznicy zakończenia II wojny światowej. Gimnastyk jest doskonałym przykładem zmilitaryzowania sportowców w Rosji. Tacy jak on mogą za rok walczyć o medale na zawodach olimpijskich we Francji.

Mer Paryża mówi "nie"

Sprzeciwia się temu mer Paryża Anne Hidalgo w wywiadzie dla radia France Info. Jej zdaniem sportowcy z Rosji i Białorusi nie powinni występować na igrzyskach, nawet jako zawodnicy neutralni, dopóki w Ukrainie trwa wojna.

Z jej punktu widzenia, w aktualnych okolicznościach "nie do pomyślenia jest to, abyśmy pozwolili państwu, które atakuje inny kraj, maszerować tak, jakby nic się nie wydarzyło. Sportowcy polecieliby do Paryża, podczas gdy bomby nadal spadają na Ukrainę" - powiedziała Hidalgo.

Tymczasem Thomas Bach, szef MKOI, wypowiedział się w zasadzie za powrotem rosyjskich sportowców do światowego sportu. - Wykluczanie sportowców ze względu na ich paszport nie odpowiada wartościom karty olimpijskiej - stwierdził Bach, przebywając w Oberhofie na mistrzostwach świata w saneczkarstwie.

Przedstawiciele rządów kilku państw europejskich, w tym Polski, sprzeciwiają się dopuszczeniu rosyjskich i białoruskich sportowców do przyszłorocznych igrzysk. - Dopuszczenie sportowców z Rosji i Białorusi do udziału w igrzyskach olimpijskich w Paryżu może doprowadzić do masowego bojkotu i sprawić, że igrzyska staną się bezcelowe – powiedział nasz minister sportu Kamil Bortniczuk.

Polski mistrz olimpijski sprzeciwia się bojkotowi

Ukraińskie władze są oburzone pomysłami MKOI-u. Twierdzą, że w ten sposób Bach i jego współpracownicy promują inwazję. Trwa przepychanka, bo działacze międzynarodowi są z kolei zniesmaczeni poziomem krytyki ze strony Ukrainy. - List wysłany do MKOI-u i innych federacji był oszczerczy - twierdzą. 

- Polska absolutnie nie może zbojkotować igrzysk. Ani jako samodzielnie bojkotujący je kraj, ani w koalicji z innymi państwami, jeśli decydowałaby się na to jakaś grupa państw. Politycy zbojkotują igrzyska, a nie pojadą na nie sportowcy i to będzie dramat sportowców, a nie polityków. Przecież wielu sportowców bez igrzysk nie mogłoby normalnie wykonywać swojego zawodu. Sportowcy są jak aktorzy, szykują się do występu na największej scenie, a nawet wcześniej zdobywają do tego kwalifikację, i nagle ktoś ma im to zabrać? A w ten sposób ma im zabrać pieniądze? To nie są jakieś tam jedne zawody - przekonywał w rozmowie ze Sport.pl mistrz olimpijski Władysław Kozakiewicz. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.