"Śmiercionośna kombinacja legendarnych graczy" z IQ 190. Arcymistrz świetnie zarabia

Szachy są sportem, któremu pandemia koronawirusa zbytnio nie przeszkadza. Analitycznej grze wielu fanów dostarczył też serial "Gambit Królowej". Kolejnych miłośników do pionów i hetmanów od lat przyciąga Magnus Carlsen i sam robi na tym znakomity interes.

Kilka lat temu na szachowym serwisie Lichess pojawił się niejaki DannyTheDonkey. Danny Osiołek zwrócił na siebie uwagę nie tylko mało wyrafinowanym pseudonimem, ale swoją grą. Na wirtualnej szachownicy szybko zabłysnął, sporo powygrywał i pozostał zagadką. Jakiś czas później równie imponujące wejście na serwis miał niejaki dr Drunkenstein (dr Pijak). Też wykazał dobrze już znany błysk Osiołka i szybko łapał fanów, a kolejni gracze śledzili jego partie. Zagadka obu postaci szybko się wyjaśniła.

Bywalców popularnego serwisu swą obecnością zaszczycił Magnus Carlsen, mistrz świata, a być może jeden z najlepszych graczy w szachowej historii. Również jeden z niewielu szachistów-biznesmenów. Carlsen już jako nastolatek wymyślił sobie firmę i miał pomysł, jak przekuć przesuwanie pionów w dobry interes. Obecnie jego Play Magnus Group ma setki pracowników rozlokowanych w biurach w różnych miastach, a wycena firmy, od momentu wejścia na giełdę w Oslo, zwiększyła się o połowę i wynosi 140 mln euro. Zajęło jej to pół roku.  

Zobacz wideo "Jego notowania u wszystkich kibiców poszły do góry". Wybraliśmy największych wygranych i przegranych zgrupowania kadry

Zagrać ze wszystkimi na świecie 

Pojawienie się Carlsena na powszechnie dostępnym serwisie szachowym było formą realizacji planu, który w jego głowie powstał dawno. Wynikał z jego szachowych osiągnięć i chęci dalszych wyzwań. Utalentowany Norweg o ilorazie inteligencji wynoszącym 190, w wieku 13-lat uzyskał tytuł szachowego arcymistrza, jako drugi najmłodszy gracz w historii. W wieku 19 lat przewodził w rankingu najlepszych szachistów, młodszego od niego na pierwszym miejscu historia nie miała. Trzy lata później był już mistrzem siata. Zresztą ciągle jest jedynym graczem, który w tym samym roku zdobył mistrzostwo świata w szachach klasycznych, szybkich i błyskawicznych, jedynym człowiekiem, który w rankingu uzyskał 2882 punktów. To pewnie dlatego Garri Kasparow powiedział kiedyś, że Norweg jest "śmiercionośną kombinacją legendarnych graczy, takich jak Bobby Fisher i Anatolij Karpow". Kibice i media najczęściej porównują go do Kasparowa. Carlsen na ten komplement zwykle się uśmiecha. - Kasparow w swoim czasie dominował w szachach przez 20 lat. Ja jestem na szczycie dopiero od dziesięciu - studził nastroje choćby w rozmowie z belgijską gazetą "L’Echo". Szybko dodał jednak, mrugając okiem: - Ale mam jeszcze czas. 

Wracając do biznesowych osiągnięć Carlsena - kiedy został mistrzem świata, pomyślał sobie, że dobrym wyzwaniem byłoby zmierzyć się ze wszystkimi możliwymi szachistami. Ponieważ właśnie co zwiedził Dolinę Krzemową, gdzie rozegrał zresztą partię z szefem Facebooka Markiem Zuckerbergiem, uznał, że jego pomysł wcale nie jest abstrakcyjny, szczególnie w cyfrowym świecie.  

Niedługo potem na rynku była już jego aplikacja Play Magnus. Każdy, kto chciał, mógł za jej pomocą stoczyć pojedynek z mistrzem, a właściwie z programem odwzorowującym partie Norwega. Można w niej wybrać partię z 6-letnim, 9-letnim, czy 15-letnim Carlsenem, a program dzięki zapisanym, danym naśladuje jego grę. Ponieważ stawianie czoła mistrzowi wcale nie było taką prostą sprawą, szybko powstały też dwa kolejne produkty: Magnus Trainer i Tactics Frenzy, pomagające w nauce szachów i skupiające się na taktyce.  

- Kiedy startowaliśmy z tymi aplikacjami, nie mieliśmy chorych ambicji. Chcieliśmy zachęcić ludzi do zabawy, nauki, ale widzieliśmy także potencjał, aby w przyszłości na tym zarabiać - tłumaczył Henrik, ociec szachisty w rozmowie z "El Mundo". Aplikacja zdobywała popularność stopniowo. Ale kilkaset tysięcy jej pobrań po trzech latach działało na wyobraźnie. Carlsen postanowił natomiast urządzać wirtualne turnieje, na które zapraszał najlepszych szachistów świata. Popularyzacja cyfrowych szachów trwała w najlepsze.  

Szachy z komputerem to ważny element edukacji 

To były lata, kiedy coraz bardziej znana stawała się też strona Chess24, na której nie tylko można było pograć w szachy, ale też śledzić na żywo wyniki i przebieg różnych turniejów. Stronę założył niemiecki szachista Jan Gustafsson. Platforma w pewnym momencie została pozwana przez właściciela praw telewizyjnych transmitującego turnieje szachowe, ale sąd w Rosji i Stanach Zjednoczonych orzekł, że odwzorowywanie ruchów rozgrywanych meczów nie łamie prawa. W 2020 roku Chees24 i Play Magnus połączyły siły. Ale boom na wirtualne szachy zaczął się nie tylko dzięki tej współpracy. Po pierwsze bardzo pomogła pandemia koronawirusa. Pozamykani w domach ludzie chętnie szukali rozrywki w sieci. Po drugie pojawił się "Gambit Królowej", podbijający serca widzów serial Netfliksa. Carlsen płynął z szachowym prądem i sam zamieszczał na portalach społecznościowych filmy, w których podsumowywał swoje ulubione sceny i analizował taktykę gry głównej bohaterki, Beth Harmon.

Świat pionów i hetmanów miał coraz więcej fanów. Jeśli dwa lata temu serwery Chees24 notowały setki tysięcy widzów, to teraz rekord transmisji z ważnego meczu wynosi dwa miliony. To tyle, ile mają przekazy z najbardziej popularnych gier na Twitchu.  

Ponieważ pandemia koronawirusa trwa już ponad rok, sporo turniejów dalej przenoszonych jest do internetu. Carlsen coraz chętniej sam je organizuje, współorganizuje, czy inspiruje. Seria Champion Chess Tour ma pulę nagród 1,5 mln dolarów, a transmisję z wydarzenia przeprowadza nie tylko Chees24, ale też Eurosport i Esports Charts. Przyzwyczajanie ludzi, od lat siedzących przed szachownicą, do siedzenia przed ekranami jest coraz powszechniejsze.

Zresztą dla szachistów coraz ważniejsza stawała się sama gra z komputerem i szybki dostęp do tysięcy partii. Odkąd IBM Deep Blue pokonał w 1997 roku Kasparowa, systemy znacznie się poprawiły.

Pod koniec 2017 roku Google AlphaZero uruchomił pierwszy system samouczący się, który wywrócił szachowy świat do góry nogami. Szachy weszły na kolejny poziom. 

Carlsen szybko opanował szachowe nowinki i błyszczał z rekordową passą 125 kolejnych meczów bez porażki. Dziś partie są coraz bardziej wyrównane, pada coraz więcej remisów. By zobrazować skalę zjawiska - na 125 meczów Carlsena bez porażki, Norweg wygrał "tylko" jedną trzecią, dwie trzecie zakończyło się remisem. Warto też wspomnieć, że serię Carlsena zakończył Polak, Jan-Krzysztof Duda.

Rewolucja, a tradycyjne szachy 

To wyrównanie się poziomu i coraz większa liczba remisów sprawia, że Carlsen opowiada się za nowym sposobem gry - z limitem czasowym. Powinien on przywrócić trochę napięcia i sprawić, że gra będzie szybsza i bardziej emocjonująca. Oczywiście cierpi na tym jakość gry, ale łatwiej jest rozstrzygać partie, a o to też chodzi. - Szybkie szachy to też dobry trening – dodaje geniusz.  

Stwierdzenie, że Norweg rewolucjonizuje szachy, albo pomaga im w tej rewolucji, nie jest przesadne. Zdaniem szachowego mistrza tradycyjne szachy nigdy jednak nie zginą. Internet działa bardzo dobrze jako rozrywka, czy nauka, ale nie zastąpi oficjalnego konkursu. Podczas takich wirtualnych partii nie da się sprawdzić, czy ktoś nie oszukuje - mówi Carlsen. Poniekąd próbuje to jednak zrobić Międzynarodowa Federacja Szachowa (FIDE), która połączyła grę online z kontrolowaniem środowiska gracza. Zawodnik gra przez internet, ale w jego pokoju znajduje się sędzia lub sędziowie.  

FIDE, która przez pandemię też wchodzi w wirtualny świat, jest dumna, że ma mistrza, który robi szachom całą PR-ową robotę. Warto jednak podkreślić, że sukces biznesowy powiązany jest z sukcesem sportowym zawodnika, a o ten drugi ostatnio coraz trudniej.

Pod koniec listopada Carlsen został pokonany przez swojego wielkiego rywala, Wesleya So, na dodatek grał fatalnie, a Amerykanin znów pokonał go w lutym podczas Opera Euro Rapid. Norweg po raz pierwszy od lat przegrał też holenderski Tata Steel, czyli Wimbledon szachów. Niedawno zajął dopiero trzecie miejsce w organizowanym przez siebie Magnus Carlsen Invitational. Czy biznesmen i sportowiec wziął sobie na głowę za wiele? Z takimi opiniami w przypadku wybitnych jednostek lepiej się wstrzymać. Jak mawia Norweg "najlepiej jest być zbyt pewnym siebie". Do tej pory ta oryginalna dewiza jakoś mu się sprawdzała.  

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.