Tydzień z... to cykl na Sport.pl, w którym codziennie przez siedem dni publikujemy artykuły dotykające wspólnego tematu. Od 1 do 7 czerwca piszemy o przenikaniu się polityki i sportu.
Kiedy kibic słyszy, że wydarzenie sportowe jest określane mianem "meczem stulecia", to zazwyczaj podchodzi do tego sceptycznie. Szczególnie gdy interesuje się np. boksem, gdzie "walki stulecia" odbywają się niemal co roku. Ale w przypadku szachów nie ma wątpliwości, że starcie Bobby'ego Fischera z Borisem Spasskim zasługuje na takie wyróżnienie.
Okej, mecze Anatolija Karpowa z Garrim Kasparowem były epickie, niesamowite pojedynki wygrywa także obecny król szachownicy Magnus Carlsen, ale mecz z 1972 roku był szczególny. I nie tylko ze względu na dwie wybitne jednostki, jakimi bez wątpienia byli Fischer i Spasski, ale także na czasy, w którym się mierzyli. Zimna Wojna. Zachód rywalizował ze Wschodem, kapitalizm z komunizmem, radziecka propaganda z amerykańską. Jednak wówczas nie było aż tak widocznej przepaści między Wschodem a Zachodem. Prawie nikt, oprócz Andrieja Amalrika, autora eseju: "Czy Związek Radziecki przetrwa do 1984 roku?", nie spodziewał się, że już niedługo padnie radziecki system. Wydawało się wtedy, że rywalizacja Ameryki z ZSRR była walką dwóch graczy wagi ciężkiej.
Spasski był po prostu kolejnym sowieckim szachistą, który miał podążać drogą wyznaczoną przez poprzednich arcymistrzów: Tigrana Petrosjana, Michaiła Botwinnika, Aleksandra Alechina, czy Michaiła Tala. W latach 1948-72 tylko Sowieci zdobywali mistrzostwo świata. Aż Spasskiego zdetronizował Fischer. Ale o tym dopiero za moment.
Fischer pochodził z żydowskiej rodziny. Jego matką była Regina Wender, komunistka polskiego pochodzenia, której mężem był niemiecki biofizyk Hans Fischer. Ale to nie on był biologicznym ojcem. Bobby miał być synem innego Niemca - Paula Felixa Nemenyia, który pod koniec II WŚ romansował z Reginą. Matka Fischera przyjechała do Stanów Zjednoczonych pod koniec lat 30., z kolei Hans nigdy do USA nie przyjechał i zerwał kontakt z rodziną. Wróćmy jednak do Bobby'ego, który pierwszą szachownicę otrzymał jako 6-latek.
Był to prezent od jego starszej siostry - Joan, która początkowo robiła za sparingpartnerkę, ale szybko się zorientowała, że odstaje poziomem od Fischera juniora. Gdy geniusz z Brooklynu miał niespełna 15-lat to został arcymistrzem. Dodajmy, najmłodszym w historii. W 1958 roku rozbił w pył krajowych arcymistrzów i został mistrzem USA seniorów. W latach 60. zaczął rywalizację międzynarodową, a w 1972 roku - już 29-letni Fischer - podążał na sam szczyt. Dzięki pokonaniu m.in. Petrosjana otrzymał szansę rywalizacji ze Spasskim. Od ćwierćwiecza naprzeciwko radzieckiego mistrza nie było pretendenta z innego kraju! Kto był faworytem meczu o mistrzostwo świata? Trudno powiedzieć, bo Fischer był w gazie, ale z drugiej strony, już pięć razy grał ze Spasskim i ani razu nie wygrał. Finał miał składać się z 24 partii. Mistrzem świata zostawał ten, który uzyska więcej punktów [punkt za wygraną, pół za remis]. W przypadku remisu tytuł zachowywał Spasski.
Doprowadzenie do spotkania Fischera i Spasskiego nie było wcale łatwe. Fischer przez długi czas zmieniał warunki finansowe na jakich chce grać, co przeciągało negocjacje. Nieoczekiwanie licytację wygrała stolica Islandii - Reykjavík, choć były także oferty m.in z Belgradu i Buenos Aires. Reykjavik zaoferował 125 tysięcy dolarów, a potem drugie tyle dołożył Jim Slater, brytyjski biznesmen i oddany fan szachów. To były przełomowe pieniądze, bo do tej pory najlepszym zarobkiem Spasskiego było zgarnięcie pięciu tysięcy dolarów. Teraz, 60 procent kwoty z 250 tysięcy dolarów trafiało dla mistrza, reszta dla przegranego. Na Wschodzie postrzegano finał mistrzostw jako starcie postępowego świata socjalizmu ze zgniłym i obłudnym amerykańskim imperializmem, zaś np. zachodni magazyn "Time" przedstawiał pojedynek jako "walkę radzieckiego niedźwiedzia z amerykańskim wilkiem". Starcie odbyło się w hali Laugardalshullin, gdzie później koncerty grali m.in: Dawid Bowie czy Led Zepelin.
"Aura zabójcy"
No i w końcu zaczęli - 11 lipca 1972 roku. Pierwszą partię, po dogrywce, wygrał Spasski. a pierwsze kontrowersje zaczęły się już w dogrywce, w której Fischer skarżył się na... kamery telewizyjne. Twierdził, że pracują za głośno, więc nie może się skupić i poprosił o ich usunięcie przed kolejną partią. Problem w tym, że organizatorzy mieli podpisany kontrakt na transmisję z meczu z firmą "Chester Fox", więc nie można było się ich pozbyć. Można było jednak je zakamuflować. Ale to nie wystarczyło, bo Amerykanin żalił się, że trudno mu się gra nawet w ich obecności. Na znak protestu oddał partię walkowerem. Był tak wściekły, że chciał już wrócić pierwszym samolotem do USA, ale ostatecznie namówiono go na kontynuacje walki. Wiele wskazywało, że znowu Boris obroni tytuł. A jednak w trzeciej partii, już bez obecności kibiców i kamer, lepszy okazał się Fischer. Spasski wymógł, by czwarta partia odbyła się znowu w dużej sali. Choć kamer nie było, to wiadomo, że padł remis. W piątym starciu Spasski popełnił szkolny błąd i szybko przegrał, choć grał białymi. Dzięki wygranej Fisher wyrównał stan meczu na 2½ - 2½.
- Spasski dziwnie się zachowywał. Siedział odwrócony plecami do widowni i wpatrywał się w tylną ścianę sceny. Unikał kontaktu wzrokowego z Fischerem. A gdy wstał, aby rozprostować nogi, to jego ciało nie miało już elastyczności i pewności ruchów, sprzed spotkania. Jego przystojna, inteligentna twarz była nie do poznania. Zaciekle zaciskał usta, jakby odczuwał fizyczny ból, a policzki robiły się czerwone. Jego mimika zazwyczaj była uboga, tym razem czuć było głębokie emocje. (...) Stan umysłu Spasskiego został przytłoczony Fischerem. Otoczyła go aura Fischera, a wtedy dzieją się straszne rzeczy. Trudno opisać tę aurę Fischera. Ale jest bezlitosna i maniakalna. To aura zabójcy - relacjonował "New York Times".
W szóstej partii Bobby wszystkich zaskoczył, a w szczególności Borisa, od tej pory całkowicie zmieniając swoje debiuty. Fischer z ruchu na ruch paraliżował figury Spasski'ego, aż w końcu stały się całkiem bezużyteczne. I choć kolejne partie były często wyrównane, to Fischer ostatecznie wygrał 12½ – 8½ i został pierwszym urodzonym w USA szachistą, który sięgnął po tytuł mistrza świata. Od tej pory szachy nigdy nie były już takie same.
- To właśnie Bobby Fischer sprawił, że świat zobaczył, że szachy mogą być tak konkurencyjne jak piłka nożna; tak ekscytujące jak pojedynek na śmierć i życie; tak satysfakcjonujące estetycznie jak wspaniałe dzieło sztuki - pisał Harold C. Schonberg, który relacjonował mecz dla "New York Times".
- Fischer walczył przeciwko organizacjom: producentom telewizyjnym, organizatorom meczu. Nigdy nie był agresywny wobec mnie. Przegrałem ten mecz, zanim się rozpoczął. Po prostu, Fischer jest już ode mnie lepszy - stwierdził z pokorą Spasski.
Zwycięstwo Fischera zostało powszechnie odebrane jako symboliczny triumf demokracji nad komunizmem, a sam wygrany stał się nieoczekiwanym bohaterem Amerykanów. Został zaproszony do Białego Domu przez prezydenta Richarda Nixona, zaczął udzielać wielu wywiadów i zarabiać wielkie pieniądze. Wszyscy zaczęli lepiej zarabiać. Przed starciem w 1972 roku największą Spasskiego nagrodą było pięć tysięcy dolarów. Za porażkę z Amerykaninem zarobił 90 tysięcy dolarów, a Fischer niemal dwa razy więcej. Szachy z niszowego sportu, sportu intelektualistów, zyskały dużą popularność. Amerykańska federacja szachowa odnotowała trzykrotny wzrost liczby członków, gwałtownie wzrosła też sprzedaż zestawów szachowych, podobnie jak opłaty za lekcje szachowe.
Najbliżej był w 1975, gdy miał zmierzyć się z oficjalnym pretendentem Anatolijem Karpowem, ale ostatecznie Fischer zrezygnował z meczu i został pozbawiony tytułu. Dlaczego nie zagrał z Rosjaninem? Spekuluje się, że Bobby po prostu się bał, że przegra. Że rozmieni swoją legendę. Tym bardziej że Karpow wydawał się jego kopią, czyli wyrachowaną maszyną.
- Jak napisałem w telegramie do delegatów FIDE, warunki przedstawione przeze mnie nie są do negocjacji. (…) Podejmując taką decyzję FIDE opowiada się przeciwko mojemu uczestnictwu w szachowych mistrzostwach świata w 1975 roku. W związku z tym rezygnuję z mojego tytułu - oświadczył Fischer.
Jednak wciąż uznawał się za najlepszego na świecie, ale nikt go już tak nie traktował. Tym bardziej że zapadł się pod ziemię. Na długo zniknął. Ci, co go widzieli, to relacjonowali, że wynajmował tanie pokoje motelach w Kalifornii (w Pasadenie i Los Angeles), a całe dnie spędzał w autobusach miejskich, gdzie analizował partie szachowe. W ogóle to trudno było go poznać. Zapuścił długą brodę, miał bujne, tłuste włosy, wyglądał jak lump. Nie poznali go także policjanci, którzy w 1982 omyłkowo go aresztowali, bo myśleli, że napadł na bank. Bobby spędził 48 godzin na posterunku, gdzie go pobito. Wtedy rozpoczął swoją publiczną wojnę przeciwko Ameryce.
Do tej pory był uznawany co najwyżej za dziwaka, ekscentryka, ale od teraz stał się po prostu szaleńcem. Szaleńcem żydowskiego pochodzenia, który negował... Holokaust. Twierdził, że jego przeznaczeniem jest „demaskowanie żydowskich przestępstw i morderstw". Ba, wydawcom encyklopedii "Judaica" kazał wykreślić swoje nazwisko z publikacji. Z książek wolał sięgać po "Mein Kampf". Nienawidził także Ameryki, a swoich szachowych następów Anatolija Karpowa i Garry’ego Kasparowa nazywał sowieckimi agentami. Wszędzie węszył spiski. Z zębów kazał sobie usunąć plomby, bo twierdził, że to robota obcego wywiadu, który ma go dzięki tym plombom śledzić. Nigdy nie dał się zbadać. Psychiatrzy skłaniają się ku wersji, że chorował na schizofrenię paranoidalną. Robert Byrne, wybitny szachista, mówił, że już na początku lat 60. sugerował mu, aby poszedł do psychiatry, ale Fischer odpowiedział: I jeszcze mam za to płacić? To psychiatra powinien mi płacić za przywilej pracy nad moim mózgiem.
Do psychiatry nie poszedł. Z niebytu wynurzył się dopiero w 1992 roku, gdy dał się namówić na rewanż ze Spasskim. Problem w tym, że mecz odbył się w Jugosławii, która miała, delikatnie ujmując, napięte stosunki z USA. Fischer miał zakaz wylotu, ale ostatecznie znalazł się w Belgradzie, a oficjalne pismo Departamentu Stanu opluł przed kamerami mediów. Rewanż ze Spasskim był nieoficjalnym meczem, ale obu szachistów skusiła za pewne pula pięciu milionów dolarów. Zwycięzcą znowu okazał się Fischer, który po raz ostatni zagrał publicznie w szachy.
Do Stanów nie mógł wrócić, bo groziło mu dziesięć lat więzienia. Potem mieszkał na Węgrzech, na Filipinach, a także w Kolumbii, Rosji, Japonii i Islandii. W 2004 roku w Japonii został zatrzymany pod zarzutem posługiwania się nielegalnym paszportem. Spędził dziewięć miesięcy w areszcie, ale już w 2005 roku został obywatelem Islandii, gdzie pozostał do końca życia. Czyli do 2008 roku, kiedy zmarł z powodu niewydolności nerek. W ostatnich latach życia można było go usłyszeć w audycjach radiowych, gdzie głosił nienawiść do Izraela, poparcie dla Palestyny, oraz krytykował prezydenta Georga W. Busha. Nie krył radości z powodu ataku terrorystycznego na World Trade Center. Nie zostawił po sobie testamentu, ale dwa miliony dolarów z jego konta trafiły do japońskiej szachistki Mioko Watai, którą poślubił kilka lat wcześniej.
Jego dziedzictwo dla szachów jest nieocenione. Nie dość, że wprowadził je do mainstreamu, to jeszcze wymyślił zastosowanie zegarów elektronicznych, bez których dzisiaj się nie gra. Możliwe, że jeszcze bardziej docenimy go za kilka, kilkanaście lat.
José Raúl Capablanca, jeden z pierwszych mistrzów świata, przepowiedział kiedyś że szachy umrą na remis. Jego słowa przypominano w grudniu 2018 roku, gdy Magnus Carlsen został mistrzem świata po dogrywce, wcześniej remisując wszystkie dwanaście partii z Fabianem Caruaną. - Nie wydaje mi się, aby sytuacja remisowych meczów w starciach o mistrzostwo świata miała się notorycznie powtarzać. Bardzo powszechnie krytykuje się natomiast dogrywkę w szybkim tempie w „klasycznym" meczu. Do odpowiedniej komisji FIDE należy korekta regulaminu. Choćby kolejne partie na poprzednim tempie, ale po dwie dziennie, a w przypadku braku rozstrzygnięcia po dwóch czy trzech dniach - gra do pierwszej wygranej. Ale bez dni wolnych i w reżimie dwóch gier dziennie. Pozostaje też rozwiązanie, na które wpadł Bobby Fischer - mówi nam Ryszard Królikowski, sędzia klasy międzynarodowej.
Na czym mają polegać? Fischer był nie tylko fantastycznym szachistą, ale i wizjonerem. Wymyślił odmianę szachów nazywaną „szachami losowymi", „szachami Fischera", lub „szachami 960". To odmiana szachów, którą zaproponował już w latach 90. Polega na tym, że figury są umieszczone losowo na pierwszej i ósmej linii, jedynie pionki są rozstawione normalnie. Od tradycyjnych szachów oprócz rozstawienia różni się jedynie zasadą roszady. Natomiast cel gry i zakres ruchu figur się nie zmienia. To największa przewaga „szachów Fischera" nad wszystkimi innymi odmianami. Właśnie szachy "960" mogą rozwiązać problem partii remisowych, bo przez różnorodne rozstawienie figur, zawodnicy nie mogą korzystać z utartych schematów. 960 ustawień początkowych sprawia, że odpada cały bagaż teorii debiutów. Rok temu w mistrzostwach świata "960" Wesley So nieoczekiwanie bez większych kłopotów rozbił Magnusa Carlsena.
W rankingu wszech czasów tradycyjnych szachów Norweg zajmuje pierwsze miejsce, a Fischer jest 20. Ale Carlsen i tak musi się jeszcze sporo napocić, by przykryć legendę Bobby'ego.
Pisząc tekst korzystałem z artykułów "New York Times" oraz tekstów z portalu chessbase.com.