W sobotę odbyła się kolejna już gala organizacji Fame MMA. Wydarzenie z numerem 14. przyciągnęło do krakowskiej Tauron Areny kilka tysięcy widzów. Jednym z pojedynków, na które sympatycy starć internetowych celebrytów czekali najbardziej, było to pomiędzy Mateuszem Murańskim i Alanem Kwiecińskim.
Panowie, delikatnie mówiąc, nie pałają do siebie sympatią. Podczas promocji wydarzenia wykorzystywali każdą okazję by nawzajem sobie dogryźć. Podczas jednej z konferencji Murański znienacka uderzył Kwiecińskiego podczas tradycyjnego face to face. Obaj starli się także podczas nagrywania programu organizacji Fame MMA "Face2Face".
W klatce panowie mieli sobie zatem wiele do wyjaśnienia za pomocą pięści. Za faworyta uważany był bardziej doświadczony Kwieciński. Starcie rozpoczęło się od ataków Mateusza Murańskiego. Próbował trafić skutecznie rywala i być może nokautem zakończyć pojedynek jak najszybciej. Nie udało mu się to jednak, a pod koniec rundy dwukrotnie pozwolił obalić się Kwiecińskiemu.
Na początku drugiej rundy to Murański obalił rywala, a ten znalazł się na plecach. Kwiecińskiemu udało się jednak wybronić przed atakiem z góry. Zdołał nawet założyć Murańskiemu balachę, jednak ten zdołał wytrwać do końca rundy. O wyniku pojedynku miała zatem zadecydować trzecia, ostatnia runda.
Znowu do ataku ruszył Mateusz Murański i skutecznie obalił Kwiecińskiego. Po chwili rywal zrewanżował się jednak tym samym. Żaden z zawodników nie potrafił zadać kończącego ciosu. O wyniku walki zadecydowali zatem sędziowie. Ci niejednogłośnie przyznali zwycięstwo "Muranowi". Głosowało na niego dwóch z trzech arbitrów.
Murański od razu w oktagonie zdradził, z kim chce zmierzyć się w kolejnych walkach. - Dawać mi teraz w walce o pas Kubańczyka, a potem tego frajera Popka - powiedział podczas wywiadu po zakończeniu sobotniego starcia.