Kamila Wybrańczyk: Człowiek orkiestra.
- Mam wiele pasji, a muzyczna nie kończy się na śpiewaniu. Ukończyłam szkołę muzyczną, gram też na perkusji. Moja mama mi zawsze powtarzała, żebym nie ciągnęła tylu srok za ogon, bo nic z tego nie wyjdzie. Ale ja od zawsze uważałam, że to głupie przysłowie i nigdy się go nie trzymałam. Robię na odwrót. Rozwijam każdą moją pasję. I taką filozofię życia polecam innym.
- Ta muzyka cały czas za mną chodzi. W dzieciństwie byłam w klasie teatralnej, brałam nawet udział w musicalach na festiwalach poświęconych pamięci Agnieszki Osieckiej, choć pewnie nie wyglądam na osobę, która się tym zajmowała. I do dziś śpiewam, ale bardziej z pasji niż dla pieniędzy.
- Pewnie się da, ale to naprawdę groszowe sprawy. Przynajmniej dla mnie. Ja sobie sama wszystko opłacam. Teledyski, studio, i tak dalej.
- Wszystkim życzę, żeby mogli z tego żyć tak jak ja. Na Instagramie naprawdę można nieźle zarobić, więc to dla mnie żadna obraza.
- Bo lubię się bić, a przy okazji dobrze płacą.
- Kiedy jeszcze mieszkaliśmy z Arturem w Houston (w latach 2015-18, red.), to z nudów zaczęłam trenować brazylijskie jiu-jitsu. Houston to miasto duchów, ludzie raczej nie żyją na ulicach, pewnie przez wysoką temperaturę. Życie zaczyna się tam wieczorami, a coś musiałam robić za dnia, więc trenowałam.
- Zdobyłam w Austin brązowy medal na międzynarodowych zawodach. Teraz już mam przekrojowe treningi MMA wraz z trenerem Bartkiem Walczewskim z Academia Gorila. Łącznie trenuje już cztery lata. Dwa w Stanach, dwa w Polsce. Dlatego Martę zjem, wypluję i popiję szampanem, hahaha.
- Nie znam jej i nic do niej nie mam, ale irytuje mnie. Widziałam ją kilka razy w WCA Fight Club. Kultura wymaga tego, że jak wchodzisz do szatni i ktoś ci mówi "cześć", to odpowiadasz. A ona nigdy nie odpowiedziała. Głowa do góry i udawała, że nie widzi, nie słyszy. Wyżej s*a, niż dupę ma. Po kilku razach przestałam się z nią witać i zaczęłam ją olewać. Ale chcę się z nią zmierzyć, bo trochę nie ma z kim innym. Linkiewicz lubi wybierać sobie łatwe przeciwniczki, więc przyszedł czas, aby ją zmotywować.
- Jak najbardziej. Martin [Lewandowski, współwłaściciel KSW] znasz mój numer, możesz dzwonić. Czekam! Nie boję się wyzwań. Może jakbym wygrała kilka walk, to i z taką Karoliną bym się zmierzyła? Czemu nie? Wyzwania mnie napędzają, a nie boję się kontuzji czy urazów. Wszystko się może zagoić, a jak nie, to i tak da się naprawić plastycznie.
- Arturowi wydaje się, że idę na trening i tylko tarczuję, a ja tutaj naprawdę zapieprzam. Mam też sparingi. Tarcza nie oddaje, ale dziewczyny w Gorilii już tak. Nie boję się o kontuzje. Jestem już starą babą, więc nie mam przed sobą żadnej poważnej kariery, ale przy dobrych wiatrach może uda mi się stoczyć jedną czy dwie poważniejsze walki? Nawet jeśli będę w nich stuprocentowym underdogiem.
- Nie! Lepiej nie! Chcę, żeby był ze mną na hali, ale podczas walki niech będzie daleko. Teraz to on poczuje, czym jest przeżywanie walki swojej miłości.
- Nie pamiętam nawet tej sytuacji! Wiem tylko to, co mi powiedział Andrzej Fonfara, który siedział obok mnie. Andrzej opowiadał, że przeskoczyłam naprawdę wysokie barierki, przepchnęłam się przez dwóch potężnych ochroniarzy i podbiegłam do Artura. Działałam wtedy na takiej adrenalinie, że później człowiek tego nawet nie pamięta.
- To mnie nauczyło, że 80 procent sukcesu zależy od twojej głowy. Arturowi nie brakuje umiejętności. Jest trochę tak, jak mówi Michał Materla: "może ci zabraknąć siły, techniki, ale nigdy charakteru". Wtedy trochę Arturowi tego zabrakło. Ale miał naprawdę ciężki okres. Przez rok żył w rygorze treningowym, ścisła dieta, sparingi, a tu mu ciągle przekładali walki, a tu musiał przejść operację ręki. Trudno na jego miejscu było wtedy się nie załamać. On cały czas pracował na najwyższych obrotach, ale gdy już miał wychodzić do ringu, to ciągle coś mu przeszkadzało. Sorry, ale nie jesteśmy robotami, więc tak to bywa.
- Poznaliśmy się 10 lat temu w Arkadii [centrum handlowe] na kolacji. Poznał nas nasz wspólny znajomy śp. Dawid "Cygan" Kostecki. Artur był świeżo po wyjściu z więzienia, a ja dopiero co zakończyłam związek.
- Zagaiłam do "Cygana": - Boże! Znowu mnie chcecie swatać z jakimś kryminalistą!"
- Tak, byłam w trakcie studiów.
- Moja mama była przerażona. Ale być może dlatego, że jest straszną stalkerką. Jak usłyszała jego imię, to pięć minut później przeczytała już wszystkie o nim artykuły. Wtedy była przerażona. Wystarczyło jednak, że się poznali i zmieniła o nim zdanie. Teraz mają świetne relacje.
- Zresocjalizowałam go? Zresocjalizowałam go! I to jeszcze jak, haha. Wystarczy sobie zobaczyć z nim wywiadu sprzed 10 lat. Jego ewolucja jest naprawdę ciekawa.
- Oj, bardzo, bardzo. Myślę, że ten okres, gdy przegrał z Wilderem i Kownackim, mocno mu dał w kość, też w życiu prywatnym. Najważniejsze, że wyciągnął z tego wnioski.
- Tak. Zdaje sobie sprawę, że w wadze ciężkiej są giganci, których nie powali, ale tego nie przeskoczymy. A w dywizji cruiser ciosy Artura nie ważyły tyle samo, gdy waży ponad 100 kg. Wierzę, że może stoczyć jeszcze kilka dobrych walk. Nie każdy musi być mistrzem świata. Ważne, że wstaje rano i jest zajarany jak dziecko, gdy idzie na trening z Andrzejem Liczikiem.
- Wiem, to częsty zarzut. Jednak Artur jest w tym autentyczny. Uważam, że to dobre. Skoro ta pozytywna energia go napędza do trenowania, to co w tym złego? Poza tym od każdego trenera się czegoś uczy.
- W Polsce. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Wiążemy naszą przyszłość z Warszawą, ale być może, za parę ładnych lat, będziemy chcieli spędzać kilka miesięcy w roku w Hiszpanii. Ale teraz skupiam się na debiucie.
Przeczytaj też: