Rosjanie pisali o nim "garbaty, z wyglądu zupełnie nieprzyjemny". A on zadał im klęskę

Rosyjskie media po przegranym finale olimpijskim 1:2 z Finlandią oceniają, że największą przeszkodą dla ich drużyny był "dwumetrowy zły talent o wyjątkowej sylwetce". To Marko Anttila, który uchodzi w swoim kraju za kultowego zawodnika.

Reprezentacja Finlandii sięgnęła po złoty medal igrzysk olimpijskich w hokeju na lodzie. W finale Finowie pokonali sensacyjnie drużynę Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego 2:1. To pierwsze olimpijskie złoto dla tego kraju w tej dyscyplinie.

Zobacz wideo W skokach narciarskich są równi i równiejsi!

"Garbaty" Fin znów zatrzymał Rosję. Jest kultową postacią

Rosyjskie media nie pozostawiają suchej nitki na osobach odpowiedzialnych za przygotowanie hokeistów do igrzysk olimpijskich w Pekinie. "Każdy, dla kogo wynik jest ważniejszy niż gra, powinien odejść. Bez wstydu" - czytamy na jednym z blogów portalu Sports.ru.

W innym artykule na portalu Championat.com czytamy, że najwięcej problemów Rosyjskiemu Komitetowi Olimpijskiemu sprawił "dwumetrowy zły talent". Autor ma na myśli Marko Anttilę, którego opisuje jako "hokeistę o wyjątkowej sylwetce (dwóch metrów i pięciu centymetrów wzrostu, garbaty, z wyglądu zupełnie nieprzyjemny)". I wspomina, że w finale Anttila miał połowę udziału w strzeleniu zwycięskiego gola dla swojego kraju.

Wspomniany reprezentant Suomi rzeczywiście jest flagową postacią swojej drużyny. Fińskie media określają go już mianem "kultowego napastnika". Jest jednym z dziesięciu hokeistów tego kraju, który ma na swoim koncie nie tylko złoto olimpijskie, ale także mistrzostw świata sprzed trzech lat. Czempionat był rozgrywany wówczas na Słowacji, a Anttila strzelił dwie bramki w finale, w tym najważniejszą dającą wygraną 3:1 nad Kanadą.

W półfinale tamtych mistrzostw, w którym Finlandia mierzyła się z Rosją, Anttila strzelił jedynego gola w meczu i dzięki temu jego drużyna wyeliminowała rywali. Teraz hokeista jest określany tym, który "zawsze zatrzymuje Rosję".

36-latek ma bardzo szczególną pozycję w fińskim hokeju. Każdy, kto śledzi ten sport, rozpoznaje go, jego styl gry i to, w jaki sposób porusza się na łyżwach. I faktem jest to, co zauważyli Rosjanie. Spoglądając na tego hokeistę, można stwierdzić, że jest po prostu wielki. 

Znów pomógł Finlandii. Nie przeszkodziła nawet kwarantanna

Podczas igrzysk w Pekinie poznał jednak smak niepewności, bo trafił na kwarantannę. Kiedy jego koledzy zapoznawali się z lodem w National Indoor Sports Center, on musiał robić pompki i przysiady w pokoju hotelowym. - To był inny turniej i wymagał mentalnej odporności. Niepewność musiała być dość dobrze znoszona - wyznał prawoskrzydłowy napastnik cytowany przez "Helsingin Sanomat". Na szczęście zdążył opuścić izolację i pomógł kolegom. 

Marko Anttila w ligowych rozgrywkach KHL reprezentuje klub Jokerit Helsinki. W tym sezonie grał w 40 spotkaniach, w których zdobył 6 goli. Jego kariera zaczęła się na dobre w 2003 roku, kiedy grał na trzecim najwyższym poziomie w Finlandii dla Leki. Szczęśliwie został zauważony przez Chicago Blackhawks. Mówi się, że decydującym czynnikiem, dla którego klub ten zdecydował się na Fina, był jego wzrost oraz mocne uderzenie.

Wtedy jego kariera nabrała tempa. Od 2004 roku grał dla fińskiej drużyny Ilves. Później przenosił się kolejno do TPS, Metalurg Nowokuźnieck, Ariada Wołżsk, Örebro HK aż trafił do obecnego klubu Jokerit. - Jestem bardzo dumny z tego, co mogę reprezentować i do jakiego zespołu należę. To dobre miejsce do zabawy - mówi dziś "garbaty" hokeista, który znów zatrzymał Rosję. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.