Minęło piętnaście lat, odkąd fani Formuły 1 w Polsce przeżyli zapewne najbardziej niewiarygodny miesiąc w swoim kibicowskim życiu. Nie przypuszczali, że będą mogli kiedykolwiek obserwować swojego rodaka w prestiżowej serii, a tu nie dość, że 6 sierpnia 2006 roku Robert Kubica zadebiutował w F1, to 10 września już stanął na podium. Teraz wraca do Włoch, żeby zastąpić Raikkonena w barwach Alfy Romeo, w swoim siódmym wyścigu serii na tym torze.
Dla Polaka wyścig na torze Monza był trzecim w sezonie i zarazem całej karierze. Wcześniej w debiucie na torze Hungaroring pod Budapesztem zajął znakomite siódme miejsce w GP Węgier. Radość z punktów w pierwszym wyścigu trwała jednak krótko, bo okazało się, że bolid był za lekki — ważył o dwa kilogramy za mało i Kubicę zdyskwalifikowano. W GP Turcji był dwunasty, ale szóste miejsce w kwalifikacjach na Monzy dawało nadzieję, że tym razem pierwszych punktów Polakowi już nic nie zabierze.
Ale chyba nikt nie spodziewał się wielkiej szansy, która otworzy się przed Kubicą po prawdopodobnie jednym z najlepszych startów i pierwszych okrążeń w całej jego karierze. Na dojeździe do szykany kończącej prostą startową zblokował przednie opony, ale dzięki temu udało mu się przedrzeć na czwartą pozycję. Był tuż za swoim kolegą z zespołu BMW Sauber, Nickiem Heidfeledem. Niemiec przyblokowany przez Michaela Schumachera objął jednak gorszą linię jazdy do trzeciego zakrętu i Kubica wyprzedził swojego partnera, dzięki czemu był już na trzeciej pozycji. Brytyjscy komentatorzy bardziej fascynowali się geniuszem Polaka i jego "startem marzeń", niż tym, jak stawce odjeżdżał lider Kimi Raikkonen z McLarena.
Zespół przygotował dla Polaka strategię dwóch zjazdów do alei serwisowej w trakcie wyścigu, ale Polak, pomimo nieco spłaszczonych opon po zblokowaniu ich na pierwszym okrążeniu, wytrzymał na torze dłużej niż Raikkonen i Schumacher. Na siedemnastym kółku po raz pierwszy objął prowadzenie, które utrzymywał przez pięć kolejnych, aż do swojego zjazdu na dotankowanie bolidu i zmianę opon. - Na pierwszej szykanie koło się zblokowało, sporo starłem z niego gumy, było później nieco kwadratowe. Czułem jego wibracje, choć nie aż tak wielkie, aby przeszkadzały. Zresztą od tego momentu do pierwszego pit-stopu to była najlepsza część wyścigu. Później samochód stał się podsterowny - oceniał Kubica cytowany w korespondencji Radosława Leniarskiego dla "Gazety Wyborczej". - Znam tor w Monza z wcześniejszych startów i wiem, że najważniejsza jest właśnie ta pierwsza szykana. I że nie można w nią wjechać na pełnym gazie. Nie jest ważne, aby wjechać do tej szykany pierwszym, tylko żeby z niej wyjechać pierwszym — dodawał Polak.
Po powrocie na tor był czwarty, ale później długo jechał trzeci - 25 sekund za Raikkonenem próbującym gonić prowadzącego Schumachera, a jednocześnie odpierając ataki Felipe Massy i Fernando Alonso. Hiszpan długo go gonił, aż wreszcie bolidy Renault i BMW Sauber zjechały do alei serwisowej na tym samym okrążeniu. Wyjeżdżali z niej koło w koło, ale to Polak odpuścił i znalazł się za wówczas aktualnym mistrzem świata. - Nie chciałem ryzykować zderzenia z Alonso. On walczy o tytuł mistrza świata, niepotrzebne mi kłopoty — mówił Kubica po wyścigu dla "Gazety Wyborczej". Polak był zatem czwarty, przed Massą, który do boksu zjechał okrążenie wcześniej. Kierowca Ferrari starał się wyprzedzić Kubicę, któremu porządkowi przez chwilę machali niebieską flagą przeznaczoną dla samochodu, który powinien ustąpić szybszemu bolidowi za sobą. Do tej pory BMW Sauber nie walczyło równo z Ferrari, więc uznali, że Massa musi dublować Polaka. A to była walka o czołowe pozycje w wyścigu.
Wyglądało na to, że pomimo świetnej dyspozycji Kubica będzie miał pecha - że skończy wyścig czwarty lub piąty, tuż za podium po długiej walce z Alonso, czy Massą. Tego, co wydarzyło się wówczas na Monzy, nie sposób było przewidzieć. Na końcu prostej startowej wybuchł silnik w bolidzie Renault u Alonso. Gdy ten zjechał na pobocze, Kubica musiał poradzić sobie z szykaną tworzącą pierwsze dwa zakręty toru w obłokach dymu. I pokazał większą klasę niż jadący Ferrari Massa. Brazylijczyk widział niewiele i przejechał przez pobocze. Jak się okazało, kosztowało go to walkę o podium. Uszkodził oponę i musiał jeszcze raz zjechać na pit stop, przez co Kubica wrócił na trzecią pozycję. To na niej dojechał do mety i mógł się cieszyć swoim pierwszym podium w karierze kierowcy Formuły 1.
Wyścig wygrał Schumacher przed Raikkonenem, a na podium przed tysiącami tifosich, kibicami Ferrari, z uśmiechem gratulowali Kubicy, który nieśmiało przyjął puchar za trzecie miejsce i wysłuchał hymnów Niemiec i Włoch. - Trzeciego miejsca nie spodziewałbym się tutaj nigdy. Natomiast wiedzieliśmy w zespole po kwalifikacjach, że mamy dobre opony i że lekcja z Grand Prix Turcji, w którym było z tym nie za dobrze, została odrobiona. Co prawda Mario Theissen, szef zespołu, przyszedł do mnie przed startem i powiedział, że przewiduje, iż stanę na podium, ale potraktowałem to jako żart — zdradzał po wszystkim dla "Gazety Wyborczej". Uczucie stania na podium w tym wyścigu opisał jednak jako "nic szczególnego", a skupiony był już na kolejnych startach. Nie uważał tego nawet za swój największy sukces w karierze.
Sukces zaskoczył Kubicę, o którym w Polsce mówili niemalże wszyscy. Stał się bohaterem. Na Monzy jego podium zostało odebrane bardzo ciepło, ale nie było wydarzeniem dnia. Najważniejszy był Michael Schumacher i to, co ciekawe, nie ze względu na wygraną w GP Włoch. - To dla mnie wyjątkowy dzień — powiedział Niemiec, rozpoczynając konferencję prasową po wyścigu. A potem łamiącym się głosem mówił, że "fani zasługują, żeby wiedzieć, co z kwestią, o której mówi się już za długo i pojawiło się zbyt wiele plotek". - Przepraszam, że trwało to tak długo, ale potrzebowałem znaleźć dobrą chwilę. Teraz z zespołem czujemy, że to właściwy moment. Mówiąc krótko, to mój ostatni wyścig na Monzy. Zdecydowałem, że po sezonie odejdę z Formuły 1 - przekazał siedmiokrotny mistrz świata. I nikt nie pisał, nie mówił, ani nie myślał już o niczym innym.
Niektórzy twierdzili, że Ferrari ogłosiło odejście Schumachera w dziwny sposób. Piszący dla magazynu BusinessF1 Tom Rubython sugerował, że oświadczenie zespołu pojawiło się jeszcze przed konferencją, a Schumacher miał być wściekły na sposób, w jaki pożegnano go na Monzy. - To nieprawda — mówi Sport.pl po latach ówczesny rzecznik zespołu, który teraz wrócił do pracy w zespole z Maranello, Luca Colajanni. - Pracowaliśmy nad możliwością ogłoszenia odejścia Michaela przez kilka dni i mieliśmy parę opcji. Zdecydowaliśmy się na Monzę i to bez względu na to, jak zakończy się wyścig. Wyszło lepiej, niż mogliśmy przypuszczać. Jego wygrana sprawiła, że tego dnia pojawiło się jeszcze więcej emocji. Wszystko poszło zgodnie z planem i nie rozumiem, czemu ktoś rozpowszechniał inne informacje — ocenia. Pytamy go także o Schumachera. - Praca z Michaelem była dla mnie po prostu wielkim zaszczytem. Trwała niezwykła era Ferrari, której miałem okazję doświadczyć i współpracować z takimi legendami, jak Schumacher, ale też Jean Todt, Luca di Montezemolo, Stefano Domenicali, Ross Brawn. Dużo się od nich nauczyłem i cieszyłem się każdą minutą spędzoną z tak wielkimi profesjonalistami — wskazał Colajanni. Schumacher w 2010 roku wrócił do F1 w barwach Mercedesa. W zespole spędził trzy sezony i raz stanął na podium - był trzeci w GP Europy na torze w Walencji w 2012 roku.
Teraz, piętnaście lat po wielkim sukcesie Kubicy, Polak po raz siódmy pojedzie w wyścigu w "świątyni prędkości". Tym razem w nietypowych okolicznościach — zastąpi Kimiego Raikkonena, który w 2006 był na podium razem z Kubicą. W zeszłym tygodniu na torze Zaandvort po tym, jak Fin otrzymał pozytywny wynik testu na koronawirusa w sobotę, Polak, który jest rezerwowym kierowcą Alfy Romeo Racing Orlen, dostał szansę przejechania, trzeciego treningu, kwalifikacji i wyścigu o Grand Prix Holandii. Nie przygotowywał się do takiej roli, ale i tak zajął świetne piętnaste miejsce, zaliczając bardzo dobre ostatnie okrążenie rywalizacji.
We Włoszech będzie inaczej, bo Kubica zna ten tor i bierze udział w całym weekendzie wyścigowym. Jednak ten znów nie będzie dla niego najłatwiejszy, bo na Monzy po raz drugi w tym sezonie testuje się wprowadzenie do kalendarza sprintu rozgrywanego w sobotę zamiast kwalifikacji przeniesionych na piątek. W niedzielę odbędzie się za to regularny wyścig. - Mam z tym torem dobre wspomnienia — podkreślał Kubica na konferencji prasowej przed całym weekendem. Poza debiutanckim podium na Monzy z 2006 roku stawał na nim jeszcze w 2008 roku, gdy ponownie był trzeci. Na żadnym innym torze nie był na podium częściej, a dwukrotnie stawał na nim jeszcze tylko w Belgii i Monako. Teraz będzie ograniczony o wiele mniej konkurencyjnym samochodem i okolicznościami, ale kto wie, do jakich wyników doprowadzi Kubicę magia tego toru? Piątkowe kwalifikacje zaplanowano na godzinę 18:00. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.