Trofodermin - tak nazywa się lek, którego Johaug miała użyć na początku września. Wtedy norweska multimedalistka wielkich imprez podobno musiała leczyć usta poparzone przez słońce w Livigno. We Włoszech Norweżka szykowała formę na jednym z przedsezonowych zgrupowań. Według Norweskiej Federacji Narciarskiej krem został zastosowany 4 września, a 16 września od Johaug pobrano próbkę moczu na badanie antydopingowe.
Czy to możliwe, żeby zakazany środek znajdujący się w lekarstwie przeniknął do organizmu zawodniczki w takim stężeniu, że wykryto go jeszcze 12 dni później?
Maść Johaug jak plaster z testosteronem?
- Ciągle jeszcze jestem na etapie zastanawiania się nad dziwnym przypadkiem kanadyjskiego tyczkarza [chodzi o mistrza świata Shawna Barbera], który całował się z kobietą i w taki sposób do jego organizmu dostała się kokaina [Kanadczyk nie został ukarany], a tu znów mamy coś nowego - mówi prof. Smorawiński. - Linia obrony jest ciekawa. Rzeczywiście jest tak, że uszkodzona śluzówka może ułatwić wchłanianie substancji. Skóra nieuszkodzona na pewno nie przepuści takiej ilości, co skóra - albo jak w tym przypadku śluzówka - z ranami. Ale czy w dawce zastosowanej przez Johaug mogło być aż tyle clostebolu? To poważna zagadka dla naukowców, dla farmakodynamików - dodaje.
Według szefa polskiego antydopingu najlepiej byłoby przeprowadzić doświadczenie. Znaleźć ochotnika z oparzonymi ustami, zastosować trofodermin i po około dwóch tygodniach zbadać leczonego na obecność sterydu.
Bez tego wiemy, że clostebol jest chemicznie podobny do testosteronu. A nowe, trudniej wykrywalne, sposoby wprowadzania go do organizmu to stosowanie specjalnych plastrów na skórę. - Te plastry jako nośniki dla hormonów okazały się skuteczne. I to stosowane na nieuszkodzonej skórze. W przypadku uszkodzonej śluzówki wchłanianie może być nie powiem że jak do krwi, ale na pewno bardzo przyspieszone - mówi Smorawiński. I dodaje: - z jednej strony od dawna wiadomo, że kremy czy krople do oczu zawierające glikokortykoidy (hormony steroidowe) można stosować, bo nie ma obawy wchłonięcia niedozwolonych substancji do organizmu, z drugiej - z clostebolem podawanym w taki sposób może być inaczej.
Sam clostebol żadną nowinką nie jest. To substancja pamiętająca stare, niesławne czasy dopingu w NRD. - W ostatnich latach wyglądało na to, że clostebol przebrzmiał - mówi Smorawiński.
Teraz okazuje się, że może niekoniecznie. Przy okazji igrzysk w Rio de Janeiro na jego stosowaniu wpadły włoska żeglarka Roberta Caputo i jej rodaczka, siatkarka plażowa, Viktoria Orsi Toth. Obie przekonywały, że to przez tę felerną maść, nad której użyciem płacze teraz Johaug.
Znak zapytania coraz większy
Co ciekawe, opakowanie Trofoderminu zawiera wyraźną informację o tym, że w składzie leku znajduje się substancja zakazana sportowcom. Dowód pokazuje norweska telewizja.
- Jestem w szoku. To niesprawiedliwe, ale jestem świadoma odpowiedzialności za lekarstwa, jakie przyjmuję - mówi Johaug. Winę na siebie bierze lekarz norweskich zawodniczek, Fredrik S. Bendiksen. - Biorę pełną odpowiedzialność za to, że clostebol trafił do organizmu Therese przez ten lek - mówi.
Niedawno pracę stracił lekarz męskiej kadry Norwegii. Stało się to po dyskwalifikacji Martina Johnsruda Sundby'ego za to, że stosował lek na astmę w ilościach większych niż powinien oraz po tym, jak wyszło na jaw, że leki na astmę podawano również zdrowym zawodnikom.
- Na temat Johaug nie chcę się wypowiadać, natomiast o całych norweskich biegach powiem tak: duży znak zapytania, który należało przy ich potędze stawiać teraz robi się jeszcze większy - komentuje prof. Szymon Krasicki, były trener polskiej kadry biegaczek i jeden z mentorów Justyny Kowalczyk.