Niedawno zakończył się kolejny sezon Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim. Maryna Gąsienica-Daniel zakończyła sezon w slalomie gigancie na 18. miejscu. Polka miała dużo problemów zdrowotnych. - Wydaje mi się, że nie był zły ten sezon, ale nie był też jakiś wybitny. Małymi krokami wracam do tego miejsca, gdzie byłam wcześniej. Wiem, że gdzieś tam we mnie jest ta Maryna, która potrafi dobrze jeździć i na pewno na igrzyskach łatwo skóry nie odda - mówiła Gąsienica-Daniel w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
Wśród panów żaden z Polaków nie zdobył punktów w slalomie czy slalomie gigancie w sezonie 24/25, a zdobywcą Kryształowej Kuli w slalomie gigancie był Norweg Marco Odermatt. Niedawno Piotr Habdas wywalczył mistrzostwo Ghany w slalomie gigancie, a wcześniej wygrał mistrzostwa Japonii w tej kategorii w Sugadairakohgen Kogen.
1 kwietnia br. miały się rozpocząć mistrzostwa Polski w narciarstwie alpejskim. Odbywały się one w Szczyrbskim Plesie na Słowacji. Ostatecznie do tego nie doszło przez warunki pogodowe, a udało się przeprowadzić tylko zawody ze slalomu pań. Dzień później organizatorzy mieli już przeprowadzić zawody w slalomie gigancie kobiet i mężczyzn, ale tak się nie stało. Tym razem nie przeszkodziła pogoda, a fakt, że... nikt nie napompował i nie rozstawił balonów z logiem Polskiego Związku Narciarskiego.
Organizatorzy mistrzostw Ghany w tym samym terminie chcieli pomóc Polakom z rozstawieniem sprzętu, z wyłączeniem balonów i dmuchanej bramki startowej. Przez to narciarze stracili szansę, by poprawić swoją sytuację w klasyfikacji FIS i zdobyć trochę punktów. Część z nich przez to nie wywalczyło prawa startu w Pucharze Świata. O całej sprawie poinformował TVP Sport.
- Na pewno organizacyjnie te zawody nie były dopieszczone w sposób właściwy. Nie mieliśmy przewidzianego planu B. I to jest błąd. Gdy organizuje się mistrzostwa Polski na koniec sezonu, trzeba brać pod uwagę, że pogoda wcale nie musi być stabilna. My tego nie zrobiliśmy - stwierdził Tomasz Grzywacz, sekretarz generalny PZN.
Absolutnie rozgoryczony po tej sytuacji był Filip Rzepecki, manager ds. narciarstwa alpejskiego w PZN. - Powiedziałem w Szczyrbskim Plesie, że sport przegrał z balonami. I to zdanie podtrzymuję. Warto było zrobić coś więcej, niż podjąć najłatwiejszy wybór i skasować zawody. Kilka dni po zawodach wciąż towarzyszyły mi wielkie emocje związane z odwołaniem zawodów. Uznałem, że nierozgrywanie mistrzostw Polski to frajerstwo i żenada - mówi Rzepecki.
- Wyobraźmy sobie, jak byśmy się czuli, gdybyśmy przykładowo pojechali na mistrzostwa Włoch, pokonali tysiące kilometrów, żeby dowiedzieć się, że nie można rozegrać zawodów, bo nie ma kto nadmuchać balonów z napisem "Fila" czy "Armani". A na nasze zawody przyjechali Szwajcarzy czy Japończycy. To jest kompromitacja. Trenerom przekazałem, jaki jest powód odwołania zawodów. To był śmiech przez łzy - dodaje Rzepecki.
Zobacz też: Rosjanie ogłaszają na cały świat: Oto prawdziwy bohater naszych czasów
Jak Grzywacz tłumaczył się z tej wpadki? - Mamy odpowiednie umowy z naszymi sponsorami i rygorystyczne zapisy dotyczące brandingu. Żeby jakakolwiek impreza mogła się odbyć, musimy spełniać oczekiwania sponsorów. To są duże firmy korporacyjne, z którymi nie ma tak łatwego kontaktu, żeby podjąć decyzję w godzinę. Wszystko zachodzi tam na kilku szczeblach. Z każdej imprezy musimy wysłać raport do sponsorów z dokumentacją fotograficzną - opowiada sekretarz PZN.
W mistrzostwach Ghany udział wziął Piotr Habdas, który wygrał całe zawody i zdobył punkty do rankingu FIS. Same mistrzostwa Polski mogą się jeszcze odbyć w 2025 roku. - Delegatka powiedziała mi, że dostała informację z PZN, że zawody należy skasować. Usłyszałem, że nie będzie miał się kto tym zająć, a branding albo ma być pełny, albo nie będzie nic. Brakowało nam tylko tych felernych balonów. Ile miało ich być? Na starcie trzy i dmuchana bramka startowa. Gdy usłyszałem, że przez to nie rozegramy zawodów, naprawdę czułem się jak w ukrytej kamerze - podsumował Rzepecki.