Miała tutaj nie dobiec. Kuusamo sprzed roku miało być ostatnim Kuusamo. Ostatnim przed przerwą, albo ostatnim w ogóle. To tutaj, w hotelu niedaleko stadionu biegowego i skoczni w Ruce, Aleksander Wierietielny opowiadał rok temu Sport.pl, że po Soczi kończy karierę i zostanie kucharzem. Justyna jeszcze do przygotowań do igrzysk się zmusiła, ale po nich chciała już innego życia. Jej ostatnim ważnym biegiem było 30 km w Soczi, ponad dziewięć miesięcy temu. Wyścig, który przerwała po kolizji z rywalką. I wcale nie była zła. Widać było raczej ulgę, że to już koniec. Nie dokończyła też Pucharu Świata, leczyła pękniętą kość stopy. Następny krok to miało być albo zakończenie kariery, albo bardzo długa przerwa w treningach, aż do sierpnia.
Nie było ani finału, ani bardzo długiej przerwy. Jest kolejny Puchar Świata z Justyną, jest znów domek numer 3 w Ruce, z napisem "Kowalczyk" na drzwiach, ten sam, w którym serwismeni przygotowywali narty rok temu. A trener Wierietielny nie tylko nie skończył kariery, ale jeszcze wziął dodatkowe obowiązki i przyjął do grupy Justyny i Macieja Kreczmera również Sylwię Jaśkowiec. Partnerki w drużynie Justyna nie miała od lat, poprzednią była właśnie Sylwia.
Tak się zaczyna druga część kariery najlepszej polskiej biegaczki. Za nią pięć medali olimpijskich, w tym dwa złote, siedem medali mistrzostw świata, w tym dwa złote, cztery Kryształowe Kule. Co przed nią, nie do końca wiadomo. Ma nie być niczego za wszelką cenę, ma nie być presji takiej jak poprzednio, ani żadnej zadeklarowanej mety kariery, z której Kowalczyk będzie rozliczana jak z Soczi. Będzie biegać tak długo, jak będą chęci i kręgosłup pozwoli. Ale wiadomo, że kto przywykł do wygrywania i zbierania trofeów, tego ciągnie, by wygrywać dalej. Justyna przyznaje, że im bliżej sezonu, tym większe emocje w niej grały.
- Jeśli chodzi o wyniki, początek sezonu jest dla mnie niewiadomą. Jeśli chodzi o to, co się zdarzy później, niewiadomych jest już mniej. Bo mam z treningów wiele sygnałów, że mogę tej zimy znów bardzo dobrze biegać stylem klasycznym. W Kuusamo się przekonam, czy mogę już od początku. Skupię się na technice, taktyce. Ważne będą narty, a ja w sobotę pierwszy raz od trzech lat wystartuję bez pomocy mojego serwismena Peepa Koidu, którego zatrzymały w Estonii sprawy osobiste. Ale dojedzie na niedzielę. Jestem ciekawa, co z tego ścigania się tutaj wyjdzie. Bywają dni gdy jest lepiej, bywają gorsze - mówi Sport.pl Justyna.
Sezon zaczyna się od tego, co Polka lubi najbardziej. W sobotę sprint stylem klasycznym (eliminacje 9.45, wyścigi od 12, TVP 2, Eurosport), którego nie przegrała od mistrzostw świata w Val di Fiemme, i do którego się przed tą zimą przygotowywała szczególnie, bo to konkurencja mistrzostw świata w Falun. Jeszcze Justyna nie była w marcu zdecydowana, co dalej z karierą, a już serwismen Are Mets po powrocie z rekonesansu w Falun zachwalał jej sprinterską trasę na mistrzostwa. A w niedzielę o 10.15 bieg na 10 km klasykiem. Czyli ta konkurencja, która była dla Kowalczyk najważniejsza rok temu, gdy wszystkie drogi prowadziły do złota w Soczi. Na mistrzostwach w Falun 10 km będzie stylem łyżwowym i wszystko wskazuje na to, że Justyna z tej konkurencji zrezygnuje.
Ostatnio były w Kuusamo wyścigi etapowe Ruka Triple, z finałowym biegiem stylem łyżwowym. Tym razem są dwa biegi klasyczne, wyścig trzyetapowy będzie dopiero za tydzień, w Lillehammer. - Gdyby nie ta niestabilność i niepewność na początku sezonu, to nic lepszego niż te dwa klasyki w Kuusamo nie można by dla mnie wymyślić. No, może jeszcze takie same biegi w Canmore albo w Otepaeae. Zresztą kalendarz całego sezonu bardzo mi się podoba. W Lillehammer za tydzień trzeba już będzie biegać łyżwą, ale jeśli po tych samych trasach co rok temu, to może być sympatycznie - mówi Kowalczyk. Trener Norweżek Egil Kristiansen żartował ostatnio w wywiadzie dla Sport.pl., że Justyna stylowi łyżwowemu poświęciła część swojej pracy doktorskiej, ale jest lepsza z teorii niż praktyki. - No tak, z różnych przyczyn musiałam łyżwowe treningi odpuszczać, może różnie ten mój styl wygląda, ale jest skuteczny. Coś za coś. Norwegowie z kolei style klasyczne mają mało bajeczne. Ale skuteczne - mówi Polka.
Plan przygotowań do tego sezonu układała w większości sama. I chce spróbować czegoś, co jej się wcześniej nie udawało. - To mój najbardziej interesujący projekt na tę zimę: wystartować w każdym indywidualnym biegu Pucharu Świata. Jeśli się okaże, że lepiej się zatrzymać, coś ominąć, żeby się lepiej przygotować przed mistrzostwami w Falun, zrobię to. Ale będę walczyć, by pobiec wszędzie. To sprawa ambicji. Rozumiem Charlotte Kallę, która chce poświęcić wszystko dla mistrzostw świata, bo będą u niej w Szwecji. Ale ja nie po to trenowałam, żeby odpuścić - mówi Justyna. Kalla nie wystartuje w sobotę w sprincie, który nie jest jej mocną stroną. Za to Marit Bjoergen odpuszczanie biegów planuje dopiero po Tour de Ski. To był zwykle czas, gdy odpuszczała też Justyna. Ale tym razem niedługo po Tourze jest jej ulubione Otepaeae, potem Rybińsk, gdzie też chce być.
Przy takim planie startów Kryształowa Kula wydaje się być jednym z ważnych celów w tym sezonie, obok Tour de Ski, sprintu i 30 km klasykiem w MŚ. - Kula? Zawsze była dla mnie ważniejsza od medali mistrzostw świata. Od medali igrzysk nie, ale MŚ tak - mówi Justyna.
Cztery Kule, jak Kowalczyk, zebrała jeszcze Norweżka Bente Skari. Pięć - tylko Rosjanka Jelena Wialbe.