Polski Związek Narciarski zwolnił trenera kombinatorów norweskich Tomasza Pochwałę i planuje zatrudnić na jego stanowisku zagranicznego szkoleniowca. Informacje potwierdził rozmowie ze Sport.pl asystent szkoleniowca, Robert Mateja, który na razie pozostanie na stanowisku. Mówi nam także o zawodnikach, którzy mieli się nie stosować do zaleceń sztabu szkoleniowego, obecnej sytuacji i rozmowach z PZN, a także przyszłości dyscypliny i jedynej nadziei polskiej kombinacji norweskiej - Szczepanie Kupczaku.
Robert Mateja: Sekretarz generalny PZN, Jan Winkiel zadzwonił do Tomasza Pochwały z informacją o zwolnieniu z posady głównego trenera kadry narodowej. Potem on poinformował o tym mnie, dostałem też telefon od sekretarza i dyrektora Adama Małysza, z którego wynika, że na razie pozostaję w sztabie. To jednak nic pewnego, wciąż nie mam informacji, czy będę pracował w kolejnym sezonie. Nawet nie wiem, jak mam to wszystko skomentować. Nie winię tutaj związku, bo sposób przekazania nam tych informacji wymusiła też epidemia koronawirusa i to, że musimy pozostać w domach. Natomiast na pewno nie jest nam z tym łatwo.
Nie chcę insynuować powodów takiej decyzji, ale na pewno nasze rezultaty nie pomogły. Tak naprawdę mieliśmy jednego zawodnika w Pucharze Świata - Szczepana Kupczaka, który potrafił sobie poradzić latem, a później starał się zdobywać punkty i utrzymywać dyspozycję zimą. Był nawet raz dwunasty, ale tych punktów na koniec wyszło niedużo. Do tego nie mamy praktycznie żadnego zaplecza. Ogólnie można oceniać, że w skokach szło nam średnio, a zupełnie leżały biegi. Wśród pozostałych zawodników byli tacy, którzy nie stosowali się do naszych zaleceń. Tak było w przypadku Wojciecha Marusarza, czy Pawła Twardosza, którzy nie zwracali uwagi na swoją wagę, masę ciała, która w tym momencie jest kluczowa. Musi być jak najniższa. Niestety, muszę przyznać, że było tu sporo rezerw.
W całej kadrze nie wiemy, na czym stoimy. Sytuacja powtarza się co roku. Tak samo było przecież w zeszłym sezonie, gdy zwolniono trenera Winkelmanna. Nie obwiniam PZN, bo tu problem jest jednak trochę niżej niż u władz. Nikt nie chce trenować kombinacji norweskiej. Dzieci garną się tylko do skoków, bo u nas trzeba się więcej namęczyć i to je odciąga. Trzeba się zastanowić nad zmianą systemu, przynajmniej do zawodników w wieku 13-14 lat. Potrzeba postawienia na obie dyscypliny, w naszym przypadku też mocno na biegi narciarskie. Dokonujmy selekcję, co do tego, kto i gdzie się nadaje dopiero po przekroczeniu tej bariery wiekowej. Tak to działa w Austrii, czy Niemczech. Dzieci trenują kombinację, sprawdzają się w obu dyscyplinach, które się na nią składają. Trenerzy dopiero potem rozdzielają je na skoki, czy biegi.
To bardzo trudna sytuacja, z tym się zgadzam. Za późno się obudziliśmy. Bazowaliśmy na trzech nazwiskach - Paweł Słowiok, Adam Cieślar i Szczepan Kupczak. Paweł zakończył karierę po zeszłym sezonie i posypała się cała drużyna. Nie byliśmy w stanie wystartować w zawodach drużynowych, podobnie jak kilka innych państw. To nie tylko nasz problem. Przecież był przypadek, że nie udało się przez to rozegrać zawodów Pucharu Świata. To jest piękny, bardzo fajny sport, ale takie są realia. Świat odchodzi od kombinacji, co widać choćby po godzinach, w jakich organizuje się PŚ. To nie jest tak komercyjny sport jak skoki. Można było to lepiej rozwinąć marketingowo i pójść w tę stronę, ale to już problem FIS-u, a nie nasz. My po prostu startujemy. Mamy garstkę zawodników, pomimo że w mistrzostwach Polski wystartowało około 40 zawodników. To była cała polska kombinacja. Od juniorów, a nawet zawodników, którzy dostali wymóg startu od swoich klubów. Nie ma zatem z kogo wybierać.
Po ostatnich zawodów Pucharu Świata jest zdecydowany kontynuować karierę przynajmniej do igrzysk olimpijskich w Pekinie. Jest naszą jedyną perspektywą na najbliższą przyszłość. Wcześniej mogliśmy tak mówić o Adamie Cieślarze, ale w tym sezonie najpierw leżał skokowo, a potem widać było u niego frustrację wynikami. Na pewno spodziewał się czegoś więcej. Nie ukrywajmy, że każdy liczy tu na zarobek i formę na miarę miejsc nawet na podium PŚ. Tego zupełnie zabrakło i Adam jakby tonął, także psychicznie. Nie umiał się za bardzo porozumieć z trenerem.
Na ten moment pracuję, ale mam parę alternatyw. Jest kilka ofert, więc myślę, że jakoś sobie poradzę.
Wspomnienia zawsze wracają i dobrze pamiętam ten skok, zresztą jak każdy na mamucie, bo to były bardzo przyjemne chwile. To przyjemność latać tak daleko i trudno o sporcie zapomnieć. Swoją przyszłość nadal wiążę raczej z wykonywaniem aktualnej pracy albo pozostaniu gdzieś przy obu dyscyplinach w innej roli. To jest coś, co lubię i chyba o to chodzi w pracy zawodowej. Natomiast niczego nie wykluczam i czekam na to, jak ostatecznie rozwinie się sytuacja.